Deklaracja prezydenta Andrzeja Dudy o wszczęciu procedury ułaskawieniowej wobec skazanych prawomocnym wyrokiem sądu Mariusza Kamińskiego i Macieja Wąsika była ważnym momentem trwającej miesiąc, jednak już teraz rekordowo burzliwej kohabitacji. W moim przekonaniu moment ten był kluczowy, ponieważ stanowił pierwszy od wyborów istotny krok wstecz ze strony środowiska szeroko rozumianej Zjednoczonej Prawicy w niszczącej nasz kraj od lat wojnie polsko-polskiej.
Przyznanie przez prezydenta, iż jego działanie podjęte w 2015 roku wymagać może wciąż wszczęcia względem byłych szefów CBA skutecznej procedury ułaskawieniowej w 2024 roku jest tak znaczące nie ze względu na przestępstwa popełnione kilkanaście lat temu przez obu skazanych i będącą ich efektem karę. Prawdziwie kluczowe w tej decyzji jest to, że uniemożliwia ona powstanie precedensu, w ramach którego Andrzej Duda w nadchodzącym półtora roku swojej kadencji zacząłby „ułaskawiać na zapas” potencjalnych oskarżonych kolegów i potencjalne oskarżone koleżanki z obozu PiS. A nawet, jak to postulował niedawno jeden z posłów PiS, ułaskawiać ich już na etapie postępowania prokuratorskiego.
Prezydent gasi pożar
Z tego, co wiemy, w okresie ostatnich ośmiu lat tych nadużyć władzy mogło być sporo i zapewnienie możliwości rozliczenia i osądzenia tych spraw dla koalicji 15 października jest główną obietnicą wyborczą. Leży ono też w długofalowym interesie państwa polskiego. W mojej ocenie w bieżącej debacie politycznej nie dostrzega się wymienionych powyżej najważniejszych i dalekosiężnych następstw tej decyzji.
Czytaj więcej
Ten system to gra, w której zwycięzca bierze wszystko – mówi prof. Anna Wojciuk, UW, prezes stowarzyszenia Inkubator Umowy Społecznej.
Istotną okolicznością, świadczącą na rzecz Andrzeja Dudy, jest to, że decyzję tę podjął w momencie dla swojego obozu niewygodnym i ewidentnie wbrew oczekiwaniom oraz – jak możemy się domyślać – naciskom partyjnych jastrzębi, dla których korzyści z eskalacji i nakręcania emocji zdają się nie mieć granic. Moment był mało zręczny, bo obniżał emocje i studził bojowe nastroje w chwili kulminacji – dwie godziny przed rozpoczęciem zapowiadanej od kilku tygodni wielkiej i zarazem pierwszej demonstracji nowej opozycji. Intencje tego działania można też odczytać z serii kroków, które nastąpiły dzień przed tym wydarzeniem – najpierw było dość spokojne oświadczenie prezydenta, w którym wbrew krążącym po mediach społecznościowych pogłoskom nie doszło do zaostrzenia kursu poprzez pełną odmowę współpracy z rządem. Nie padły też nowe, niepotrzebne słowa. Następnie w „Faktach po Faktach” w zaskakująco bezstronny i rzeczowy sposób wypowiedział się szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego, minister Jacek Siewiera (za co skrytykowała go część prawicy). I wreszcie wieczorem, w Telewizji Republika, rewolucyjny zapał wyjątkowo stanowczo gasił prezydencki doradca prof. Andrzej Zybertowicz. Uważny obserwator może tu dostrzec realny, logiczny ciąg działań na rzecz deeskalacji i uniknięcia poważnego kryzysu państwowego.