Liga Mistrzów jesienią przyszłego roku urośnie do 36 drużyn, miejsce w kalendarzu dostanie klubowy mundial, w piłkarskich mistrzostwach Europy już gra pół kontynentu, a na kolejne mistrzostwa świata organizatorzy zaproszą niemal co czwartego członka FIFA. Nie ma już dziś właściwie w kalendarzu dnia bez piłki.
Premier League gra nie tylko w Boxing Day, ale także w Wigilię, sylwestra i Nowy Rok. Futbol jest wszędzie, rekordowy będzie mundial za trzy lata – zamiast 64 meczów kibice zobaczą 104. Brytyjczycy piszą, że to jak reżyserska wersja filmu wybitnego twórcy – niby błyskotliwa, ale jednak pełna scen zbędnych, które nużą i tylko wydłużają drogę do ekscytującego finału.
Czytaj więcej
Javier Milei chciał wykorzystać zdjęcie Emmanuela Macrona, żeby pomóc byłemu prezydentowi Argentyny Mauricio Macriemu przejąć władzę w piłkarskim Boca Juniors. Jego faworyt jednak poległ. Wygrał Juan Roman Riquelme.
Superliga i wielka reforma futbolu. Czy piłki nożnej już dziś jest za dużo?
To paradoks w czasach, kiedy zdolność odbiorcy do utrzymania uwagi się kurczy, człowiek częściej skanuje tekst, ślizgając się po słowach, zamiast go czytać, a nieodłącznym elementem oglądania filmu czy meczu stają się media społecznościowe. Kibice zderzają się z nadmiarem, w którym wydarzenia istotne trudno oddzielić od mniej ważnych, następuje inflacja, rozmywają się kryteria wyboru. Zasadne staje się pytanie, dlaczego mundial, na którym zarabia głównie FIFA, miałby stać w hierarchii wyżej niż mecz Ligi Mistrzów, Premier League, czy nawet sparing w Japonii, który rozpali przecież tamtejszych kibiców i wzmoże ich gotowość do otwarcia portfeli.