Premier Mateusz Morawiecki domaga się sejmowej komisji śledczej w sprawie projektu ustawy dotyczącego mrożenia cen energii, w którym znalazły się zapisy dotyczące farm wiatrowych. Projekt ustawy autorstwa Koalicji Obywatelskiej i Polski 2050 jeszcze nie był procedowany. Po powszechnej krytyce zapisów, przedstawiciele koalicji zapowiedzieli ich zmianę i wykluczenie wszelkich kontrowersji. Ale temat stał się na tyle nośny, że partia Jarosława Kaczyńskiego rzuciła na odcinek propagandowy wszystkie siły, w tym TVP.
Jak PiS stanowiło prawo ws. wiatraków
W 2016 r. PiS tzw. ustawą odległościową zablokowało rozwój energetyki wiatrowej i korzystnych zasad nie przywróciło do tej pory. Partia sprzeciwiała się przez lata czystej i taniej energii, ponieważ uległa lobby węglowemu. Polska luka węglowa zwiększyła się po agresji Rosji na Ukrainę, a mimo to PiS sprzeciwiało się odblokowaniu energii wiatrowej i przyjęte w lipcu 2022 roku korzystne zapisy trafiły do zamrażarki sejmowej. W ten sposób Polskę ominęły gigantyczne środki z KPO na przebudowanie energetyki zgodnie z przyjętymi przez Komisję Europejską założeniami.
Czytaj więcej
- To jest jeden z największych bubli prawnych wyprodukowanych przez ostatnie 30 lat. Domagamy się komisji śledczej, która sprawdzi, kto wpisał te przepisy do tej ustawy "lex Kloska - powiedział premier Mateusz Morawiecki (PiS), odnosząc się do sprawy ustawy wiatrakowej.
W styczniu 2023 roku rząd PiS zdecydował się zliberalizować najbardziej restrykcyjne w Europie przepisy dotyczące energetyki wiatrowej, ale w ostatniej chwili Marek Suski do projektu nowelizacji tzw. ustawy wiatrakowej wniósł poprawkę zmieniającą zapisaną w projekcie minimalną odległość usytuowania siłowni wiatrowych od zabudowań mieszkalnych z 500 metrów do 700 metrów. Poprawkę przedstawił pośpiesznie w formie odręcznej notatki. Tak PiS stanowiło prawo i tak walczyło z wiatrakami, kosztem węgla, gdyż w rejonach jego wydobycia partia ma rzesze wyborców.