Michał Szułdrzyński: Jak Mateusz Morawiecki przygotował Donaldowi Tuskowi sukces w sprawie KPO

Wygląda na to, że historia zapamięta Donalda Tuska jako tego, dzięki któremu ćwierć biliona złotych z KPO przypłynie do Polski, zaś Mateusza Morawieckiego jako kogoś, komu ta suma przeszła koło nosa, w efekcie czego PiS musiał oddać władzę.

Aktualizacja: 22.11.2023 06:01 Publikacja: 21.11.2023 18:55

Donald Tusk

Donald Tusk

Foto: PAP/Piotr Nowak

Zgoda Komisji Europejskiej na uruchomienie zaliczek z polskiego KPO wywołała duże i niezdrowe emocje. Prawica się oburzyła, że pieniądze okazały się zwyczajnie narzędziem nacisku na nielubiane przez Brukselę prawicowe rządy. Zbigniew Ziobro stwierdził, że to tylko potwierdza, że jego Suwerenna Polska miała od początku rację, nazywając to „szantażem finansowym”. Przekonywał, że działania KE miały wpłynąć na wynik wyborów w Polsce. Sugestia jest prosta: opozycja zdobyła większość i teraz Komisja ogłasza, że pieniądze z KPO jednak do Polski popłyną.

Czy decyzja KE jest skutkiem wygrania wyborów przez opozycję?

Co ciekawe, podobną sugestię można było usłyszeć z ust Donalda Tuska, który zasugerował na konferencji prasowej, że Komisja ma zaufanie do nowej większości, że ta przywróci w Polsce praworządność. Choć zastrzegł się, że wtorkowa decyzja jest dość skomplikowana, to jednak jego przekaz był mniej więcej taki: pieniądze zaczną płynąć do Polski, ponieważ władzę w kraju przejęła KO.

Czytaj więcej

Bruksela zdecydowała o KPO. Kiedy pierwsza zaliczka dla Polski?

Paradoksalnie więc Ziobro i Tusk zgadzają się w swych ocenach. Problem polega jednak na tym, że decyzja KE nie jest ani nagrodą dla KO za wynik wyborczy, ani zasługą nowej większości. To w istocie dość techniczna decyzja polegająca na tym, że polski rząd wystąpił o zwiększenie puli pożyczek z KPO. Część grantowa wciąż jest zamrożona z powodu niewykonania przez Polskę kamieni milowych, w tym tzw. superkamieni związanych m.in. z praworządnością.

To rząd PiS zwrócił się o zwiększenie kwoty pożyczek

Polska jednak w sierpniu – w ostatnim możliwym terminie – wystąpiła o to, by wykorzystać całą pulę części kredytowej KPO. Pierwotnie występowaliśmy o 11 mld, teraz chcemy całość, czyli trzy razy więcej. Powód jest prosty: dziś pieniądz jest znacznie tańszy niż jeszcze kilka lat temu. Znacznie taniej więc jest realizować inwestycje z niżej oprocentowanych kredytów z KPO niż pożyczać pieniądze na rynkach finansowych. KE nasz plan zaakceptowała i – jeśli jej decyzja zostanie poparta przez unijną radę ds. finansów – zaliczka w wysokości 20 proc. wnioskowanej sumy będzie mogła popłynąć do Polski.

Czytaj więcej

Tusk zapowiada powołanie komisji śledczych. Ostrzega polityków PiS. "Będzie kara"

Z tym że nie popłynie od razu, lecz zapewne w styczniu. Wtedy premierem będzie już Donald Tusk, który będzie mógł ogłosić swój kolejny sukces. Sukces, który zawdzięcza odchodzącemu rządowi, który pomimo tego, że wojował z Brukselą, zdążył na czas z wnioskiem do KE o uruchomienie całej przyznanej Polsce puli środków z KPO.

Jak historia zapamięta Donalda Tuska i Mateusza Morawieckiego?

A jeśli Tuskowi uda się rzeczywiście zrealizować cele związane z przywracaniem praworządności, będzie mógł się cieszyć z całej sumy niemal 60 mld euro (ponad ćwierć biliona złotych). I wówczas zyska też polityczne korzyści z faktu, że te pieniądze zaczną pracować dla polskiej gospodarki, co nie było dane Mateuszowi Morawieckiemu, który KPO wynegocjował, ale przez upór Zbigniewa Ziobry i prezydenta Andrzeja Dudy, którzy wysadzili w powietrze dwa kolejne kompromisy z Brukselą, środki zostały mu zamrożone.

I tak do historii przejdzie Tusk, który te pieniądze uruchomi, zaś Morawieckiego zapamiętamy jako tego, komu przeszły one koło nosa, co było jednym z powodów, przez które PiS musiał władzę oddać.

Zgoda Komisji Europejskiej na uruchomienie zaliczek z polskiego KPO wywołała duże i niezdrowe emocje. Prawica się oburzyła, że pieniądze okazały się zwyczajnie narzędziem nacisku na nielubiane przez Brukselę prawicowe rządy. Zbigniew Ziobro stwierdził, że to tylko potwierdza, że jego Suwerenna Polska miała od początku rację, nazywając to „szantażem finansowym”. Przekonywał, że działania KE miały wpłynąć na wynik wyborów w Polsce. Sugestia jest prosta: opozycja zdobyła większość i teraz Komisja ogłasza, że pieniądze z KPO jednak do Polski popłyną.

Pozostało 86% artykułu
Publicystyka
Andrzej Łomanowski: Rosjanie znów dzielą Ukrainę i szukają pomocy innych
Publicystyka
Zaufanie w kryzysie: Dlaczego zdaniem Polaków politycy są niewiarygodni?
Publicystyka
Marek Migalski: Po co Tuskowi i PO te szkodliwe prawybory?
Publicystyka
Michał Piękoś: Radosław, Lewicę zbaw!
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Publicystyka
Estera Flieger: Marsz Niepodległości do szybkiego zapomnienia. Były race, ale nie fajerwerki