Megaafera z pokątnym sprzedawaniem polskich wiz i sprowadzaniem tylnymi drzwiami do Polski i innych krajów Unii tysięcy migrantów ze świata nie jest wypadkiem przy pracy. Jest naturalną pochodną systemu tworzonego w Polsce przez tzw. zjednoczoną prawicę. Otóż polityka zagraniczna, w tym ministerstwo spraw zagranicznych stały się częścią większego folwarku, jakim dla rządzących jest Polska. Kolejni ministrowie, obejmując urząd, otrzymywali z góry jedno polecenie: żadnej polityki zagranicznej RP, tylko realizacja poleceń partyjnych służących utrzymywaniu władzy przez obóz rządzący. I z tego zadania wzorowo się wywiązywali, może nawet najlepiej to czyni obecny kierownik resortu. W ramach tego ogólnego systemu również minister spraw zagranicznych jest takim resortowym kacykiem, który ma zarządzać tą częścią folwarku w imieniu osób sprawujących władzę, a czynić to w taki sposób, aby realizowane były ogólne interesy władzy.
System PiS: Przebudowa ustroju w kierunku władzy dla władzy
Na czym polega szkodliwość tego systemu w odniesieniu do poszczególnych polityk państwa, w tym do polityki zagranicznej? Otóż z jego istoty wynika, że w procesie demontażu urządzeń ustroju demokratycznego i przebudowy go w kierunku ustroju autorytarno-kratokratycznego (władzy dla władzy), polityk, który tym kieruje, niezależnie od zajmowanego oficjalnie stanowiska, musi polegać na ludziach o niskim poziomie moralnym i słabych kompetencjach. Inni nie będą uczestniczyć w tym projekcie z uwagi na świadomość jego szkodliwości dla państwa i narodu. Tylko polegając na wiernych miernotach, taki polityk może realizować swój cel główny w postaci utrzymywania władzy.
Czytaj więcej
Edgar K. jako kluczowy pośrednik w załatwianiu wiz, hinduski biznesmen wśród tych, którzy za nie płacili.
Piszę o tym szerzej w wydanej kilka tygodni temu „Książeczce o złym człowieku”. Jednak oni nie pomagają mu w tym „dziele” pro bono i on o tym wie. Dlatego świadomie zaspokaja ich różnorakie potrzeby lub pozwala im, aby sami to robili. W grę wchodzi całe spectrum niezasłużonych świadczeń uzyskiwanych od pełniącego nadrzędną władzę. To mogą być dygnitarskie stanowiska, tytuły, honory, blichtr władzy, czerpanie pełnymi garściami z publicznych pieniędzy – bądź to poprzez spółki Skarbu Państwa, bądź przez fundacje pijawki podłączone pod poszczególnych polityków czy ministerstwa. Liczba obdarowywanych w ten sposób nieustannie się poszerza, to idzie w dół i w teren. Polityk nadrzędny przymyka na to oko, bo wie, że ci ludzie są mu potrzebni. Reaguje dopiero wtedy, gdy proceder staje się aferą, to znaczy za sprawą wolnych jeszcze mediów wychodzi na widok publiczny. Tak jest w zdrowiu, obronie, nauce, banku narodowym czy zwłaszcza Skarbie Państwa.
Jak wyglądał układ, który umożliwił aferę wizową
Co się tyczy procederu z wizami w ministerstwie spraw zagranicznych, to miał on dwie warstwy. Jedna polegała na ściąganiu z Azji czy Afryki rąk do pracy w firmach będących pod kontrolą obozu władzy. Nadwyżka udająca się do Europy Zachodniej mogła budzić satysfakcję rządzących, którzy w tym przypadku wcielali się trochę w rolę Łukaszenki pchających siłowo migrantów do Polski. Tylko oni robili to rękawiczkach. Druga warstwa procederu polegała na tym, że średni i niższy personel służby zagranicznej w niektórych miejscach świata „kręcił lody”, czyli na tym procederze nielegalnie sobie dorabiał, na co miał przyzwolenie góry. Mój niegdysiejszy student, wiceminister Piotr Wawrzyk, był częścią tego układu, a w końcu stał się jego ofiarą, gdy rzecz została ujawniona.