Roman Kuźniar: Megaafera ze sprzedawaniem wiz to nie wypadek przy pracy. Winny jest system PiS

W ramach systemu stworzonego przez tzw. zjednoczoną prawicę minister spraw zagranicznych jest resortowym kacykiem, który ma zarządzać częścią folwarku w taki sposób, aby realizowane były interesy osób sprawujących władzę.

Publikacja: 18.09.2023 11:28

Polityka zagraniczna, w tym ministerstwo spraw zagranicznych stały się częścią większego folwarku, j

MSZ

Polityka zagraniczna, w tym ministerstwo spraw zagranicznych stały się częścią większego folwarku, jakim dla rządzących jest Polska

Foto: AdobeStock

Megaafera z pokątnym sprzedawaniem polskich wiz i sprowadzaniem tylnymi drzwiami do Polski i innych krajów Unii tysięcy migrantów ze świata nie jest wypadkiem przy pracy. Jest naturalną pochodną systemu tworzonego w Polsce przez tzw. zjednoczoną prawicę. Otóż polityka zagraniczna, w tym ministerstwo spraw zagranicznych stały się częścią większego folwarku, jakim dla rządzących jest Polska. Kolejni ministrowie, obejmując urząd, otrzymywali z góry jedno polecenie: żadnej polityki zagranicznej RP, tylko realizacja poleceń partyjnych służących utrzymywaniu władzy przez obóz rządzący. I z tego zadania wzorowo się wywiązywali, może nawet najlepiej to czyni obecny kierownik resortu. W ramach tego ogólnego systemu również minister spraw zagranicznych jest takim resortowym kacykiem, który ma zarządzać tą częścią folwarku w imieniu osób sprawujących władzę, a czynić to w taki sposób, aby realizowane były ogólne interesy władzy.

System PiS: Przebudowa ustroju w kierunku władzy dla władzy

Na czym polega szkodliwość tego systemu w odniesieniu do poszczególnych polityk państwa, w tym do polityki zagranicznej? Otóż z jego istoty wynika, że w procesie demontażu urządzeń ustroju demokratycznego i przebudowy go w kierunku ustroju autorytarno-kratokratycznego (władzy dla władzy), polityk, który tym kieruje, niezależnie od zajmowanego oficjalnie stanowiska, musi polegać na ludziach o niskim poziomie moralnym i słabych kompetencjach. Inni nie będą uczestniczyć w tym projekcie z uwagi na świadomość jego szkodliwości dla państwa i narodu. Tylko polegając na wiernych miernotach, taki polityk może realizować swój cel główny w postaci utrzymywania władzy.

Czytaj więcej

Wizy za łapówki. Kulisy afery w MSZ

Piszę o tym szerzej w wydanej kilka tygodni temu „Książeczce o złym człowieku”. Jednak oni nie pomagają mu w tym „dziele” pro bono i on o tym wie. Dlatego świadomie zaspokaja ich różnorakie potrzeby lub pozwala im, aby sami to robili. W grę wchodzi całe spectrum niezasłużonych świadczeń uzyskiwanych od pełniącego nadrzędną władzę. To mogą być dygnitarskie stanowiska, tytuły, honory, blichtr władzy, czerpanie pełnymi garściami z publicznych pieniędzy – bądź to poprzez spółki Skarbu Państwa, bądź przez fundacje pijawki podłączone pod poszczególnych polityków czy ministerstwa. Liczba obdarowywanych w ten sposób nieustannie się poszerza, to idzie w dół i w teren. Polityk nadrzędny przymyka na to oko, bo wie, że ci ludzie są mu potrzebni. Reaguje dopiero wtedy, gdy proceder staje się aferą, to znaczy za sprawą wolnych jeszcze mediów wychodzi na widok publiczny. Tak jest w zdrowiu, obronie, nauce, banku narodowym czy zwłaszcza Skarbie Państwa.

Jak wyglądał układ, który umożliwił aferę wizową

Co się tyczy procederu z wizami w ministerstwie spraw zagranicznych, to miał on dwie warstwy. Jedna polegała na ściąganiu z Azji czy Afryki rąk do pracy w firmach będących pod kontrolą obozu władzy. Nadwyżka udająca się do Europy Zachodniej mogła budzić satysfakcję rządzących, którzy w tym przypadku wcielali się trochę w rolę Łukaszenki pchających siłowo migrantów do Polski. Tylko oni robili to rękawiczkach. Druga warstwa procederu polegała na tym, że średni i niższy personel służby zagranicznej w niektórych miejscach świata „kręcił lody”, czyli na tym procederze nielegalnie sobie dorabiał, na co miał przyzwolenie góry. Mój niegdysiejszy student, wiceminister Piotr Wawrzyk, był częścią tego układu, a w końcu stał się jego ofiarą, gdy rzecz została ujawniona.

Miarą rozprzężenia w ministerstwie spraw zagranicznych jest pozbawienie go osłony kontrwywiadowczej

Oczywiście, nie byłoby to możliwe, gdyby nie marionetkowa pozycja resortu i samego ministra w stosunku do interesów władzy. Nie byłoby możliwe, gdyby wcześniej nie doszło do atrofii polityki zagranicznej i naszpikowania kierownictwa resortu politycznymi komisarzami, którzy następnie obsadzali niższe szczeble służby zagranicznej posłusznymi miernotami – karierowiczami. Miarą rozprzężenia w ministerstwie spraw zagranicznych jest pozbawienie go osłony kontrwywiadowczej, bo gdyby taka była, do procederu z wizami nie mogłoby dojść. No, ale jak powszechnie wiadomo, służby także pracują na rzecz partii władzy, czyli zajmują się demokratyczną opozycją a nie ewentualnymi zagrożeniami zewnętrznymi.

MSZ i afera wizowa: Kto oczyści tę stajnię Augiasza

Pozornie tylko zastanawia nieobecność prezydenta w kontekście zapaści polityki i służby zagranicznej. Prezydent zadowolił się swoim kawałkiem tortu podarowanym mu przez szefa partii rządzącej i całą „resztą” polityki zagranicznej już się nie zajmuje, choć z konstytucji wynikają dlań pewne obowiązki w tej dziedzinie. Ale jeśli piszę „pozornie zastanawia”, to przecież dlatego, że prezydent jest częścią całego tego systemu, o którym wyżej jest mowa.

Czytaj więcej

Sondaż: Afera wizowa oddala PiS od trzeciej kadencji

Polityczną odpowiedzialność za sytuację w polityce zagranicznej, samym resorcie i za megaaferę z wizami ponosi minister spraw zagranicznych, który jednak nawet nie próbuje udawać, że jest za cokolwiek w tej sferze odpowiedzialny. Reprezentacja interesów Rzeczypospolitej przestała być domeną resortu dyplomacji. Uzdrowienie nie nastąpi od wewnątrz, bo nie pozwala na to system stworzony przez zjednoczoną prawicę. Oczyszczenia tej stajni Augiasza i sanacji polityki zagranicznej będzie się musiała podjąć demokratyczna opozycja, jeśli uda się jej wygrać najbliższe wybory parlamentarne. Jeśli to nie nastąpi, proces gnicia dyplomacji będzie trwać w najlepsze, a szkody dla Polski będą tylko rosnąć.

Autor

Roman Kuźniar

Politolog, prof. nauk humanistycznych, w latach 2010–2015 doradca prezydenta RP ds. międzynarodowych

Megaafera z pokątnym sprzedawaniem polskich wiz i sprowadzaniem tylnymi drzwiami do Polski i innych krajów Unii tysięcy migrantów ze świata nie jest wypadkiem przy pracy. Jest naturalną pochodną systemu tworzonego w Polsce przez tzw. zjednoczoną prawicę. Otóż polityka zagraniczna, w tym ministerstwo spraw zagranicznych stały się częścią większego folwarku, jakim dla rządzących jest Polska. Kolejni ministrowie, obejmując urząd, otrzymywali z góry jedno polecenie: żadnej polityki zagranicznej RP, tylko realizacja poleceń partyjnych służących utrzymywaniu władzy przez obóz rządzący. I z tego zadania wzorowo się wywiązywali, może nawet najlepiej to czyni obecny kierownik resortu. W ramach tego ogólnego systemu również minister spraw zagranicznych jest takim resortowym kacykiem, który ma zarządzać tą częścią folwarku w imieniu osób sprawujących władzę, a czynić to w taki sposób, aby realizowane były ogólne interesy władzy.

Pozostało 84% artykułu
Publicystyka
Andrzej Łomanowski: Rosjanie znów dzielą Ukrainę i szukają pomocy innych
Publicystyka
Zaufanie w kryzysie: Dlaczego zdaniem Polaków politycy są niewiarygodni?
Publicystyka
Marek Migalski: Po co Tuskowi i PO te szkodliwe prawybory?
Publicystyka
Michał Piękoś: Radosław, Lewicę zbaw!
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Publicystyka
Estera Flieger: Marsz Niepodległości do szybkiego zapomnienia. Były race, ale nie fajerwerki