Juliusz Braun: Telewizja publiczna wymyślona na nowo

Nie wystarczy mówić o odpolitycznieniu, o niezależności czy dla odmiany o „zaoraniu”. Istnienie mediów publicznych ma sens tylko wtedy, gdy cieszą się one zaufaniem – pisze Juliusz Braun, były prezes TVP.

Publikacja: 12.09.2023 03:00

Budynek TVP przy placu Powstańców Warszawy

TVP

Budynek TVP przy placu Powstańców Warszawy

Foto: AdobeStock

Dziś w Polsce nie ma telewizji publicznej. Ale media publiczne są ważną częścią europejskiej koncepcji demokratycznego państwa, stanowią silny i trwały element jego infrastruktury; istnieją (choć w różnej formie organizacyjnej) we wszystkich krajach Unii Europejskiej. W Polsce też są potrzebne.

Nie wystarczy mówić o odpolitycznieniu, o niezależności czy dla odmiany o „zaoraniu”. Po wyborczym zwycięstwie obozu demokratycznego niezbędne są doraźne zmiany możliwe w ramach obowiązujących ustaw. To – rozumiem – sprawa wymagająca dobrego, ale i dyskretnego przygotowania. Ważne jest jednak, co ma być później. Wyborcy powinni wiedzieć, jak partie demokratyczne wyobrażają sobie media publiczne. Publiczną telewizję i radiofonię trzeba wymyślić i zbudować na nowo, wykorzystując doświadczenia minionych 30 lat i wiedzę o rozwiązaniach sprawdzonych w innych krajach.

Czytaj więcej

Sejm odrzucił obywatelski projekt likwidacji TVP info

Właśnie: zbudować na nowo. Obowiązująca obecnie ustawa, wielokrotnie łatana i poprawiana ze względu na wymogi zmieniającej się technologii, konieczność dostosowania do przepisów UE, a często po prostu wedle gustu kolejnych ekip politycznych, powinna trafić do archiwum. Z szacunkiem, bo 30 lat temu była naprawdę nowoczesna, ale pochodzi z czasów, gdy działały wypożyczalnie kaset wideo, nie było jeszcze telewizji satelitarnej, nie mówiąc o cyfryzacji, streamingu czy OTT. Tak na marginesie: nazwa OTT to skrót od „over-the-top”, co oznaczało niegdyś rozkaz rozpoczęcia ataku, wyjścia z okopów (jak w piosence: „Wyjdziemy z okopów na bagnety…”). Wychodzimy więc z okopów starej telewizji. Ale jaki jest kierunek natarcia?

Przyjęta przed stu laty misja BBC określona słowami: „Informacja – edukacja – rozrywka”, nadal uznawana jest za podstawę działania mediów publicznych w modelu europejskim. Zgodnie z dokumentami Unii Europejskiej wyróżnikiem służby/misji publicznej są: pluralizm, bezstronność, wyważenie, niezależność, innowacyjność, wysoka jakość, integralność przekazu – służące zaspokojeniu potrzeb demokratycznych, społecznych i kulturowych.

Czas pożegnać spółki

W Polsce od 30 lat media publiczne działają w formie szczególnych, jednoosobowych spółek Skarbu Państwa. Spółka ma wiele zalet, jednak jest dość powszechnie (choć często niesłusznie) krytykowana, uznawana za przyczynę wielu zjawisk negatywnych, w tym komercjalizacji programu. Dziś – moim zdaniem – trzeba odejść od formy jednoosobowej spółki Skarbu Państwa. Byłoby to wyraźnym sygnałem „nowego początku”, zerwania ciągłości instytucji zawłaszczonej przez PiS. Potrzebna jest budowa nowej formy prawnej odpowiadającej na zmienione potrzeby i okoliczności polityczne, społeczne i technologiczne. Ułatwiałoby też dokonanie zmian kadrowych zgodnie z prawem pracy.

W miejsce zlikwidowanych spółek powinna powstać zupełnie nowa konstrukcja prawna: instytucja mediów publicznych zdefiniowana w specjalnej ustawie o mediach publicznych (podobnie przepisy ustawy o organizowaniu i prowadzeniu działalności kulturalnej określają zasady działania instytucji kultury). Instytucja ta – nazwijmy ją roboczo: Polskie Media Publiczne – powinna przyjąć charakter federacyjny (nieco podobnie do niemieckiej ARD), łącząc w swej strukturze radio, telewizję i internet przy zachowaniu znacznej niezależności programowej regionalnych ośrodków radiowo-telewizyjnych. Marki: Telewizja Polska (TVP) oraz Polskie Radio, powinny być zachowane w działalności programowej i produkcyjnej.

Trzecią część składową, obok radia i telewizji, powinien stanowić pion internetowy

Nowa telewizja powinna zostać odchudzona. Celowe jest odejście od obecnej, nadmiernie rozbudowanej struktury organizacyjnej; liczbą kanałów TVP ustępuje dziś chyba tylko państwowej telewizji chińskiej. Telewizja Polska powinna obejmować: TVP 1 jako program uniwersalny, adresowany do najszerszej widowni; TVP 2 (Kultura) – program o charakterze kulturalnym (w szerokim znaczeniu tego słowa, więc także rozrywka na wysokim poziomie); TVP 3 – federacyjny program regionalny z dużymi pasmami oddzielnymi (rozszczepienie programowe) dla regionów; TVP Informacja – program informacyjno-publicystyczny; oraz kanał sportowy (TVP Sport). Ze względów społecznych uzasadnione jest utrzymanie, a nawet rozwijanie programu adresowanego do dzieci – TVP ABC.

Polskie Radio powinno przyjąć strukturę zbliżoną do obecnej. Trzecią część składową, obok radia i telewizji, powinien stanowić pion internetowy. Produkcja filmowa i serialowa powinna być realizowana w odrębnie wydzielonej strukturze (podobnie jak to jest w BBC).

Finansowanie, czyli fundament 

Istnienie mediów publicznych ma sens tylko wtedy, gdy cieszą się one zaufaniem. Dziś poziom zaufania do TVP jest dramatycznie niski także w porównaniu z publicznymi stacjami telewizyjnymi w innych krajach europejskich. Zgodnie z zasadami przyjętymi przez EBU (Europejską Unię Nadawców, zrzeszającą telewizyjne oraz radiowe stacje publiczne i państwowe), aby zagwarantować warunki dla zaufania publicznego, finansowanie mediów publicznych powinno być: stabilne, niezależne, uzasadnione i odpowiedzialne. Co to znaczy?

Media publiczne w Europie finansowane są w ok. 80 proc. ze środków publicznych (opłata audiowizualna, abonament, budżet państwa). Reklama i sponsoring to ok. 10 proc., kolejne 10 proc. to przychody ze sprzedaży audycji i praw do produkcji. Istniejący w Polsce formalnie system abonamentowy jest w rzeczywistości fikcją (abonament RTV płaci ok. 6 proc. gospodarstw domowych). Wymyślona przez PiS i uchwalana przez parlament co roku tzw. rekompensata stanowiąca podstawę finansowania mediów publicznych jest sprzeczna z wszystkimi zasadami przyjętymi przez EBU i przepisami UE. Całkowicie uzależnia ona te media od uznaniowej decyzji większości parlamentarnej i zmienia je w narzędzia propagandy partyjnej.

Czytaj więcej

Bugaj: Krytyka rządów PiS nie trafia do większości polskiego społeczeństwa

Przywrócenie abonamentu RTV jest w naszych warunkach zupełnie nierealne, żadna partia nie zdecyduje się na wprowadzenie i egzekwowanie „nowego podatku”, choćby miało to być kilka złotych miesięcznie. Od tradycyjnego modelu abonamentowej opłaty powiązanej z posiadaniem odbiornika radiowego lub telewizyjnego (czym jest dziś odbiornik?) odchodzą zresztą liczne państwa europejskie.

Rozwiązaniem jest finansowanie z budżetu państwa. Piszę to z przykrością, ale nie ma innej rady. Oczekiwanie, że gdy ludzie zobaczą, że telewizja publiczna dobrze działa, zaczną chętnie płacić abonament, to utopia. Niezbędne natomiast – jako gwarant stabilności i niezależności – jest ustawowe powiązanie dotacji dla mediów publicznych z PKB, obowiązujące na okres co najmniej pięciu lat (w oderwaniu od kadencji parlamentu). Są kraje, gdzie się to udało. Wskaźnik ten powinien być precyzyjnie obliczony, ale dopiero po określeniu struktury organizacyjnej i zakresu produkcji programowej.

Likwidacja reklam będzie kolejnym znakiem nowego myślenia o roli mediów publicznych

Podstawą budżetu powinny być środki publiczne – dotacja budżetowa, o której mowa wyżej. Media publiczne nie powinny nadawać reklam (wyjątkiem może być w telewizji kanał sportowy oraz jedno, dwa pasma czasowe w dni powszednie w programie uniwersalnym). Treści archiwalne w internecie powinny być dostępne bezpłatnie (ograniczenie dostępu dla użytkowników zagranicznych tylko ze względu na ochronę praw autorskich). Jest to ważne dla promocji twórczości i kultury narodowej.

Likwidacja reklam będzie kolejnym znakiem nowego myślenia o roli mediów publicznych. Ich wycofanie z rynku reklamy poprawi jednocześnie funkcjonowanie tego rynku i w pewnym zakresie może zwiększyć przychody podatkowe budżetu państwa.

Dotacja budżetowa na rok 2024, a może również 2025 winna zostać określona w specjalnej ustawie „pomostowej”. Warto zauważyć, że projekt budżetu na przyszły rok przyjęty przez obecny rząd nic nie mówi o dotacji czy rekompensacie dla mediów publicznych, PiS zakłada więc kolejny raz uznaniową „wrzutkę”.

Kto powoła prezesa

Wielkie emocje budzi zawsze powoływanie władz mediów publicznych. Nie tylko zresztą u nas, we Francji przed paru laty zarzuty związane z procedurą wyboru obecnej prezes France Télévisions były rozpatrywane przez Radę Stanu. Wizja całkowitego oderwania procedury powoływania władz mediów publicznych od wszelkich mechanizmów politycznych to utopia. Zresztą zgodnie z wyrokiem Trybunału Konstytucyjnego w powoływaniu władz mediów publicznych musi brać udział Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji. Ma to jednak sens tylko wtedy, gdy uda się zagwarantować faktyczną niezależność KRRiT.

Rozwiązaniem mogą być niektóre rozwiązania sprawdzone przed laty (przypomnę, że Marek Jurek, powołany do KRRiT przez prezydenta Lecha Wałęsę, pełnił swą funkcję jeszcze w początku drugiej kadencji Aleksandra Kwaśniewskiego). To powrót do sześcioletniej kadencji członków (dla oderwania od kadencji parlamentu i prezydenta) oraz przywrócenie zasady rotacji (wymiana połowy składu co trzy lata), co wymaga zwiększenia składu do sześciu osób (po dwie wybierane przez Sejm, prezydenta i Senat). Rada Mediów Narodowych, jako organ całkowicie zbędny, powinna zostać zlikwidowana.

Władze mediów publicznych, czyli nowej instytucji, powinny stanowić: rada powiernicza i zarząd oraz dyrektorzy radiowo-telewizyjnych oddziałów regionalnych i dyrektorzy ogólnokrajowych programów radiowych i telewizyjnych. Radę powierniczą wyobrażam sobie jako organ działający w imieniu ogółu społeczeństwa, liczący ok. 15 osób, wybierany przez KRRiT na podstawie ściśle określonych kryteriów dotyczących kompetencji spośród kandydatów zgłaszanych przez organizacje pozarządowe, uczelnie akademickie, reprezentację samorządu terytorialnego, reprezentację środowisk kulturalnych itp. na kadencję trwającą pięć lat. Uprawnienia rady powierniczej powinny być częściowo zbliżone do uprawnień rady nadzorczej w spółce oraz uprawnień rady powierniczej muzeum rejestrowanego (przewidzianej ustawą o muzeach).

Czytaj więcej

Juliusz Braun: Kasa, misja, telewizja

Kadencja zarządu powinna trwać sześć lat, a powołanie zarządu (a może tylko prezesa jako władzy jednoosobowej) to kompetencja KRRiT. Uchwała w tej sprawie powinna być jednak podejmowana wyłącznie na wniosek rady powierniczej. Gdyby zarząd był wieloosobowy, w jego skład powinien wchodzić co najmniej jeden specjalista w zakresie ekonomii i jeden w zakresie prawa. Mandat członków rady powierniczej i zarządu powinien być bardzo mocny; nie mogą być odwołani ani zawieszeni w pełnieniu funkcji przed upływem kadencji (poza szczególnymi, precyzyjnie określonymi sytuacjami).

Misja, czyli to, co najważniejsze

Zgodnie z obecnie obowiązującymi przepisami ustawy o radiofonii i telewizji (przyjętymi w 2018 roku) sposób realizowania misji publicznej oraz szczegółowy zakres powinności wynikających z tej misji wraz ze wskazaniem sposobu finansowania w okresie kolejnych pięciu lat kalendarzowych określa tzw. Karta powinności. To zupełnie dobre przepisy wynikające z zasad Unii Europejskiej, ale kompletnie nieużywane. Karty akceptowane przez KRRiT nie spełniają opisanych w ustawie warunków, a rozliczanie władz spółek z realizacji powinności jest czysto pozorne. Wystarczy więc prawidłowo określić powinności i szczegółowo rozliczać władze mediów z ich realizacji. To z ustawy (wprowadzonej przez PiS) wynika, iż takie rozliczenie powinno mieć zarówno charakter ilościowy (np. dotyczące udziału określonych kategorii audycji w programie), jak i jakościowy (np. ocena pluralizmu w programach publicystycznych).

I taki jest – moim zdaniem – właściwy kierunek ataku.

Autor

Juliusz Braun

Wykładowca Collegium Civitas. Był m.in. przewodniczącym Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji (1999–2003), prezesem zarządu Telewizji Polskiej (2011–2015) i członkiem Rady Mediów Narodowych (2016–2022)

Dziś w Polsce nie ma telewizji publicznej. Ale media publiczne są ważną częścią europejskiej koncepcji demokratycznego państwa, stanowią silny i trwały element jego infrastruktury; istnieją (choć w różnej formie organizacyjnej) we wszystkich krajach Unii Europejskiej. W Polsce też są potrzebne.

Nie wystarczy mówić o odpolitycznieniu, o niezależności czy dla odmiany o „zaoraniu”. Po wyborczym zwycięstwie obozu demokratycznego niezbędne są doraźne zmiany możliwe w ramach obowiązujących ustaw. To – rozumiem – sprawa wymagająca dobrego, ale i dyskretnego przygotowania. Ważne jest jednak, co ma być później. Wyborcy powinni wiedzieć, jak partie demokratyczne wyobrażają sobie media publiczne. Publiczną telewizję i radiofonię trzeba wymyślić i zbudować na nowo, wykorzystując doświadczenia minionych 30 lat i wiedzę o rozwiązaniach sprawdzonych w innych krajach.

Pozostało 93% artykułu
Publicystyka
Andrzej Łomanowski: Rosjanie znów dzielą Ukrainę i szukają pomocy innych
Publicystyka
Zaufanie w kryzysie: Dlaczego zdaniem Polaków politycy są niewiarygodni?
Publicystyka
Marek Migalski: Po co Tuskowi i PO te szkodliwe prawybory?
Publicystyka
Michał Piękoś: Radosław, Lewicę zbaw!
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Publicystyka
Estera Flieger: Marsz Niepodległości do szybkiego zapomnienia. Były race, ale nie fajerwerki