Jan Parys: Liberalny ład upadł, w wyścigu z Chinami Zachód potrzebuje pragmatyzmu

Ciasnota umysłowa elit Unii Europejskiej i mentalność kolonialna dyplomatów USA to główne przeszkody na drodze do zwycięstwa Zachodu w wyścigu z Chinami – pisze Jan Parys, były minister obrony narodowej.

Publikacja: 10.07.2023 14:12

Sekretarz skarbu USA Janet Yellen i wicepremier Chińskiej Republiki Ludowej He Lifeng podczas wspóln

Sekretarz skarbu USA Janet Yellen i wicepremier Chińskiej Republiki Ludowej He Lifeng podczas wspólnej konferencji w Pekinie, 8 lipca

Foto: AFP

Przez blisko pół wieku żyliśmy w świecie, w którym trwała konfrontacja Wschodu z Zachodem, czyli zimna wojna między ZSRR i USA. Na szczęście nie doszło wówczas do bezpośredniego starcia zbrojnego między supermocarstwami posiadającymi broń nuklearną. Były tylko wojny konwencjonalne na peryferiach obu systemów, jak np. w Wietnamie. Bankructwo systemu gospodarki socjalistycznej doprowadziło do upadku bloku radzieckiego w Europie i do rozwiązania ZSRR. Od ponad 20 lat w Rosji rządzi Władimir Putin.

W tym czasie Chiny wykorzystały kooperacje z Zachodem i stały się supermocarstwem gospodarczym. Wojna w Ukrainie pokazała, że Rosja mimo swoich dużych zasobów jest państwem tak zacofanym, iż nie jest w stanie wygrać wojny nawet z mniejszym i słabszym krajem, jakim jest Ukraina. Zatem mamy zupełnie nową sytuację. Dziś biegu globalnej historii nie będzie wyznaczać rywalizacja państw zachodnich z Rosją. Przyszłość świata będzie zależała od wyniku rywalizacji między Chinami a USA. Rosja już stała się przybudówką surowcową dla Chin. W wyścigu technologicznym i przemysłowym, jaki prowadzą Chiny i USA, Rosja już po prostu się nie liczy, jest widzem, a nie jego uczestnikiem. Warto postawić pytanie, jaka polityka wobec tej rywalizacji zapewni mieszkańcom Europy spokojny i dostani poziom życia?

Koniec liberalnego ładu

Wiele osób się zastanawia, jakie wydarzenie będzie determinować historię w XXI wieku. Mówiono o kryzysie finansowym, o epidemii covidu, o agresji rosyjskiej na Ukrainę. Wydaje się, że o naszym losie w XXI wieku zadecyduje właśnie rywalizacja między USA i Chinami. Dziś to wyścig technologiczny stał się narzędziem do stymulowania zarówno rozwoju społeczno-gospodarczego, jak i budowy bezpieczeństwa poszczególnych państw. Dziś liczą się nie tylko sojusze militarne, ale przede wszystkim technologiczne. Obecnie to współpraca podczas wyścigu technologicznego decyduje o sojuszach wojskowych.

Czytaj więcej

Xi ostrzegał Putina przed użyciem broni jądrowej na Ukrainie? Kreml reaguje

Wskutek rywalizacji technologicznej Chin i USA dawny, XX-wieczny liberalny ład gospodarczy się skończył. Dziś nie wystarczy szanować prawa międzynarodowego i mieć pieniądze, by korzystać z dobrodziejstw międzynarodowej kooperacji. Dziś trzeba się opowiedzieć po jednej ze stron w rywalizacji między USA a Chinami. Wiadomo, że nikt poza Chinami i Stanami Zjednoczonymi nie ma takiego potencjału, by rozwijać wszystkie nowoczesne technologie.

Szanse Polski w światowym wyścigu technologicznym

Państwa, które nastawiają się wyłącznie na import technologii, jak dotychczas Polska, będą tracić swą dotychczasową pozycję międzynarodową. Nie da się utrzymać silnej pozycji, oferując w eksporcie tylko żywność, meble, wyroby AGD czy surowce. Potrzebujemy decyzji o tym, w których dziedzinach mamy szanse na udział w światowym wyścigu technologicznym.

Mimo proeuropejskich nastrojów w Polsce każdy ekspert przyzna, że to bilateralna współpraca z USA zapewnia bezpieczeństwo i może nam umożliwić dostęp do nowoczesnych technologii

Sojusz militarny Polski z USA ma obecnie charakter jednowymiarowy: zapewnia nam bezpieczeństwo, ale nie umożliwia dostępu do nowoczesnych technologii. Konieczne jest zatem, by zakupy broni traktować jako początek sojuszu technologicznego. Nie możemy ograniczać naszej kooperacji z USA do zakupów broni i do produkcji podzespołów mechanicznych dla nowoczesnej broni rakietowej. Celem polityki gospodarczej naszego rządu powinno być zabezpieczenie dostępu do nowoczesnych technologii amerykańskich i koreańskich dla polskich przedsiębiorstw. Nie można modernizacji kraju opierać jedynie na zagranicznych zakupach. Kooperacja wewnątrz Unii Europejskiej nie wystarczy, bo Unia nie jest liderem w wielu nowoczesnych dziedzinach.

Polska prowadzi obecnie politykę balansowania między Unią Europejską a USA. Z Unią wiążą nas relacje gospodarcze, a z USA – bezpieczeństwo. Obecny stan naszych relacji z zagranicą ma zatem charakter hybrydowy i nie da się utrzymywać go bez końca. Wkrótce trzeba będzie podjąć decyzję, z kim budujemy sojusz technologiczny.

Polska właściwie nie ma wyboru:

– Niemcy chcą hegemonii w Europie, co będzie ograniczać nasze możliwości rozwojowe, gdyż polityka ta ma służyć temu, by uczynić z naszego kraju peryferie dla niemieckiego rynku;

– Niemcy i Francja chcą budować autonomię strategiczną, jeżeli nie z pomocą Rosji, to na pewno na zasadzie niezależności wobec USA;

– słabość militarna państw Unii Europejskiej powoduje, że Polska, której istnienie jest zagrożone przez rosyjski imperializm, musi stawiać na sojusz wojskowy z najsilniejszym państwem zachodnim, czyli z USA;

– tylko USA mogą zapewnić nam dostęp do nowoczesnych technologii, które zdecydują o pozycji kraju w przyszłości.

Zatem w naszej sytuacji polityka balansowania między UE a USA nie stwarza nam szans ani na rozwój, ani na bezpieczną przyszłość. W naszym położeniu geopolitycznym pragmatyzm oznacza prymat bezpieczeństwa nad celami gospodarczymi. Mimo proeuropejskich nastrojów w Polsce każdy ekspert przyzna, że to bilateralna współpraca z USA zapewnia bezpieczeństwo i może nam umożliwić dostęp do nowoczesnych technologii. Zatem trzeba przebudować naszą współpracę gospodarczą z zagranicą tak, by wyjść poza rynek Unii Europejskiej, by nie być od niego uzależnionym, tak jak jest to obecnie.

Czy Zachód może wygrać rywalizację z Chinami?

Warto się zastanowić, czy obóz państw zachodnich ma szanse utrzymać pozycję dominującą na świece. Uważam, że Zachód może rywalizację z Chinami wygrać pod trzema warunkami.

Po pierwsze:

sukces Zachodu zależy od postępowania Niemiec i Francji, które muszą zaprzestać rozbijania jedności państw zachodnich. Sama Europa w rywalizacji z Chinami nie ma szans. Od II wojny światowej większość ważnych nowoczesnych technologii powstała w USA, a nie w krajach UE. Zatem Europa potrzebuje USA. Europa razem z USA to 800 mln obywateli, to 40 proc. światowego PKB według siły nabywczej, handel Europy z USA to 30 proc. handlu światowego. Zatem razem kraje zachodnie mają potencjał, by utrzymać pozycję globalnego lidera, wystarczy tylko nie marnować szans, budując autonomię strategiczną lub niemiecką hegemonię.

Po drugie:

sukces Zachodu zależy od postępowania UE, czyli polityki, którą prowadzą elity brukselskie. Niestety, w Unii Europejskiej nikt nie wyciąga wniosków z obecnej sytuacji militarnej i technologicznej. Komisja Europejska nadal zajmuje się głównie projektami ideologicznymi, dyskryminowaniem Polski oraz zbawianiem planety. W Stanach Zjednoczonych jest zapotrzebowanie na sojusz z Europą, na odbudowanie jedności Zachodu. Kraje europejskie muszą jednak skończyć z konkurowaniem z głównym sojusznikiem.

Czytaj więcej

Europa na rozdrożu

Warto zwrócić uwagę na podpisany w czerwcu 2023 roku dokument zwany deklaracją atlantycką, który ustala nowe formy współpracy między USA a Wielką Brytanią. To jest zupełnie nowa sytuacja w obozie państw zachodnich. USA i Wielka Brytania przyjęły nowe priorytety. Weszły one w XXI wiek, a Unia Europejska nadal myśli kategoriami z XX wieku. Ten dokument przewiduje, że priorytetem obu państw jest bezpieczeństwo ufundowane na sojuszu technologicznym. To rzecz niesłychana, bo od czasów Karola Marksa ustrój kapitalistyczny opierał się na prymacie gospodarki nad polityką. Lecz teraz oba wspomniane kraje uznały, że w epoce konfrontacji z Chinami trzeba zmienić priorytety. Teraz interesy gospodarcze i polityka wewnętrzna mają być podporządkowane kwestiom bezpieczeństwa, są narzędziem budowy bezpieczeństwa. Czyli nie ma żadnych celów ideologicznych, jest nowy pragmatyzm. Oba kraje uznały, że ich przyszłość zależy dziś od współpracy technologicznej i siły militarnej. Przyjęły także, iż obecnie istniejący sojusz północnoatlantycki jest tak podzielony, że w sytuacji rywalizacji z Chinami nie jest skutecznym narzędziem budowy bezpieczeństwa.

Niestety, w Unii Europejskiej ten amerykańsko-brytyjski dokument całkowicie przemilczano i zlekceważono. Tymczasem powinien on być impulsem do refleksji nad tym, że w Unii Europejskiej też jest potrzebny nowy pragmatyzm i odejście od ideologii. A my w Polsce powinniśmy się zastanowić, jak do tego sojuszu technologicznego dołączyć.

Po trzecie:

sukces Zachodu zależy również od właściwego postępowania USA. Dyplomacja USA musi być dużo bardziej subtelna niż dotychczas. Stany Zjednoczone mają bardzo złą opinię na świecie. Najlepszym na to dowodem jest to, że w akcję pomocy zaatakowanej Ukrainie zainicjowanej przez USA zaangażowało się zaledwie czterdzieści kilka państw ze 192, jakie są w ONZ, mimo że ponad 140 głosowało w Zgromadzeniu Ogólnym ONZ za potępieniem rosyjskiej agresji. Czyli realnie blisko 140 państw ignoruje rosyjską agresję właśnie dlatego, że na czele sojuszu w obronie Ukrainy, który spotyka się w Ramstein, stoją USA.

Nikt na świecie nie chce amerykańskiego dyktatu

Zła opina o USA nie jest przypadkowa. Bierze się stąd, że kraj ten prowadzi politykę przymusowej westernizacji swoich sojuszników. Nie chce szanować ich odrębności. Wykazuje się podejściem pasterskim i notorycznie łamie konwencję wiedeńską o stosunkach dyplomatycznych, która zakazuje dyplomatom ingerencji w sprawy wewnętrzne innych państw. Są kraje sojusznicze, w których władze USA pod pretekstem obrony wolności chronią rosyjską agenturę wpływu i przyczyniają się do destabilizacji demokratycznie wybranych władz. Na pewno takie działania nie budują zaufania do Ameryki.

Dyplomaci USA uważają, że mają prawo używać przymusu i ingerować w sprawy wewnętrzne zawsze, kiedy zechcą, bo najlepiej wiedzą, co jest dobre dla każdego kraju

Zamiast koncentrować się na wspólnych celach militarnych i poszanowaniu prawa międzynarodowego, USA usiłują cywilizować sojuszników, czyli narzucać swój system wartości w polityce wewnętrznej. Tymczasem fundamentalnym warunkiem skutecznych sojuszy jest nieingerencja w sprawy wewnętrzne sojuszników. Niestety, obecna dyplomacja USA ignoruje zasadę, którą sformułował twórca polityki powstrzymywania George Kennan. Podkreślał on, że sojusz militarny jest celem samym w sobie i nie może być używany jako narzędzie do osiągania jakichkolwiek innych celów poza bezpieczeństwem. Tego obecni politycy amerykańscy kompletnie nie rozumieją. Im się wydaje, że wszystkie kraje świata czekają na amerykańskie rady, bo same nie wiedzą, co mają robić, jak mają żyć, co jest dla nich dobre lub złe. Tymczasem poszczególne narody po prostu chcą żyć w wolności, czyli po swojemu.

Nikt na świecie nie chce amerykańskiego dyktatu w sprawach wewnętrznych. To się, niestety, amerykańskim dyplomatom w głowie nie mieści. Oni widzą rolę USA jako misjonarza, który urządza cały świat i upowszechnia swoje wartości, czyli amerykańskie rozumienie prawa i demokracji. Warto przypomnieć, że Kościół zrezygnował z nawracania na swą wiarę za pomocą przymusu już paręset lat temu. Natomiast dyplomaci USA uważają, że mają prawo używać przymusu i ingerować w sprawy wewnętrzne zawsze, kiedy zechcą, bo najlepiej wiedzą, co jest dobre dla każdego kraju. Narzucanie całemu światu liberalizmu politycznego i gospodarczego oraz „American way of life” może przekreślić globalną pozycję USA bardziej skutecznie niż siła Chin.

Zachód potrzebuje nowych liderów

Jak dotychczas nic nie wskazuje na to, by elity niemieckie, francuskie, brukselskie czy amerykańscy dyplomaci zrozumieli, że trzeba zrezygnować z mentalności zakorzenionej w ideologii rewolucji z 1968 roku na rzecz nowego pragmatyzmu koniecznego w XXI wieku. Ciasnota umysłowa elit europejskich i mentalność kolonialna dyplomatów USA to główne przeszkody na drodze do zwycięstwa Zachodu w rywalizacji z Chinami.

Zatem jak na razie niedemokratyczne Chiny mają duże szanse, by pokonać Zachód ze względu na patologiczny sposób myślenia zachodnich elit. Sam potencjał finansowy i technologiczny Zachodu nie wystarczy, by wygrać rywalizację z Chinami. Zachód potrzebuje nowych liderów o pragmatycznym sposobie myślenia.

Autor

Jan Parys

Minister obrony narodowej w rządzie Jana Olszewskiego (1991–1992), a także szef gabinetu politycznego ministra spraw zagranicznych Witolda Waszczykowskiego (2015–2018). W latach 1999–2003 był wiceprezesem Fundacji Polsko-Niemieckie Pojednanie

Przez blisko pół wieku żyliśmy w świecie, w którym trwała konfrontacja Wschodu z Zachodem, czyli zimna wojna między ZSRR i USA. Na szczęście nie doszło wówczas do bezpośredniego starcia zbrojnego między supermocarstwami posiadającymi broń nuklearną. Były tylko wojny konwencjonalne na peryferiach obu systemów, jak np. w Wietnamie. Bankructwo systemu gospodarki socjalistycznej doprowadziło do upadku bloku radzieckiego w Europie i do rozwiązania ZSRR. Od ponad 20 lat w Rosji rządzi Władimir Putin.

Pozostało 96% artykułu
Publicystyka
Andrzej Łomanowski: Rosjanie znów dzielą Ukrainę i szukają pomocy innych
Publicystyka
Zaufanie w kryzysie: Dlaczego zdaniem Polaków politycy są niewiarygodni?
Publicystyka
Marek Migalski: Po co Tuskowi i PO te szkodliwe prawybory?
Publicystyka
Michał Piękoś: Radosław, Lewicę zbaw!
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Publicystyka
Estera Flieger: Marsz Niepodległości do szybkiego zapomnienia. Były race, ale nie fajerwerki