Ireneusz Krzemiński: Jak wygrać wybory

Młodzi Polacy mają cyniczny stosunek do polityków, uważając, że to wszystko jedno, kto rządzi. Interesuje ich praca zawodowa – pisze profesor socjologii z UW.

Publikacja: 06.07.2023 03:00

Ireneusz Krzemiński: W roku 2015 nieudolna kampania, poprzedzona absurdalnymi decyzjami w wyborach p

Ireneusz Krzemiński: W roku 2015 nieudolna kampania, poprzedzona absurdalnymi decyzjami w wyborach prezydenckich, i rozbicie lewicy, doprowadziły do jej klęski wyborczej i przyczyniły się do dodatkowych mandatów dla PiS-u (na zdjęciu prezes Jarosław Kaczyński).

Foto: Fotorzepa/ Robert Gardziński

Oto pytanie, które w gorących dniach lipca rozbrzmiewa wśród polskich obywateli – niepisowskich, rzecz jasna. Dotyczy to zarówno starych, jak i młodych, chociaż trudno o porozumienie między pokoleniami.

Ostatnio ważnym wydarzeniem, związanym z odpowiedzią na nie, była publikacja 26 czerwca w „Gazecie Wyborczej” drugiego badania Forum Długiego Stołu o szansach na zwycięstwo wyborcze zjednoczonej opozycji (jedna lista).

Sondaż Obywatelski: Zwycięska opozycja może przegrać

Poprzednie badanie znane było jako Sondaż Obywatelski. Obecny wynik był podobny do poprzedniego, lecz bardziej dramatyczny: w porównaniu z marcem ogólnie spadło poparcie dla partii opozycyjnych, wzrosło zaś znacząco Konfederacji. PiS-owi nie wzrosło, ale przy możliwej kooperacji z Konfederacją nawet zwycięska procentowo opozycja może przegrać na mandaty w Sejmie.

Czytaj więcej

Trzecia droga? Raczej Konfederacja, a nie Hołownia i Kosiniak-Kamysz

Dzieje się tak za sprawą metody d’Honta, która promuje tych, którzy zdobyli najwięcej głosów wyborców. Analitycy pokazywali wielokrotnie po odbytych wyborach, jak brak zjednoczenia i współpracy dawał zwycięstwo partiom, na które bynajmniej nie głosowała większość obywateli, poczynając od zaskakującego powrotu do rządów SLD w 1993 roku. Rozdrobniona i skłócona liberalno-prawicowa większość postsolidarnościowa przegrała wówczas, chociaż miała za sobą większość obywateli. W roku 2015 nieudolna kampania, poprzedzona absurdalnymi decyzjami w wyborach prezydenckich, i rozbicie lewicy, doprowadziły do jej klęski wyborczej i przyczyniły się do dodatkowych mandatów dla PiS-u.

Obecnie większość obywateli nadal byłaby za zjednoczeniem opozycji i wspólną listą, ale poparcie dla niej zmalało w porównaniu z marcem.

PSL i Hołownia boją się pożarcia przez PO

Andrzej Machowski, autor badania, dokonał ciekawych obliczeń. Gdyby sporządzono wspólną listę w taki sposób, aby każda partia miała jasny algorytm obecności na listach wyborczych swych kandydatów, to wówczas Trzecia Droga zdobyłaby więcej głosów niż w głosowaniu na ich własną listę. To jednak nie przemawia do przedstawicieli PSL i Polski 2050, które boją się „pożarcia” przez rosnącą w siłę Koalicję Obywatelską, czyli głównie PO.

Czytaj więcej

Jan Maria Jackowski: Polaryzacja między PiS i PO? Na tym korzysta Konfederacja

Jednak Trzecia Droga stale traci poparcie i można założyć, że dalej tak będzie. Paradoks polega na tym, że rosnąca w siłę, ale idąca oddzielnie od Trzeciej Drogi, KO i tak w zasadniczej rozgrywce z PiS-em przegrywa grę o mandaty.

Postulat jednej listy brzmi teraz całkowicie nierealnie, a przecież zaczynają się wakacje, urlopy, wyjazdy i powrót obywateli do namysłu nad wyborami będzie miał miejsce dopiero we wrześniu, przed samymi wyborami. Czy więc można coś zrobić na rzecz zwycięstwa demokratycznej opozycji? Tak, ale trzeba odłożyć swary i pretensje w obywatelskim obozie obrońców wolności i demokracji.

Różne środowiska formułują zarzuty wobec Donalda Tuska, że to on jest winien braku wspólnej listy i że powinno się dowartościować mniejsze ugrupowania, w tym Trzecią Drogę i „biedaka” Szymona Hołownię. Po pierwsze, chciałbym zwrócić uwagę, że ani Tusk, ani Hołownia nie odbierają ani dodają sobie wyborców. To obywatele zmieniają swoje preferencje, swoich ulubieńców. Owszem, w wyniku działania polityków, ale język, który z nich czyni demiurgów zmian w preferencjach, zafałszowuje rzeczywistość. Nie muszę dodawać, że jest wszechobecny wśród tzw. komentatorów, zwłaszcza politologów.

Po drugie, poza dziadersami pojawiają się kolejne określenia młodych aktywistów i  aktywistek, którzy negatywnie etykietują starsze pokolenie. Brzmi to, niestety, jak dyskryminacja z powodu wieku. I dotyka to także tę część starszych obywateli, która stanowczo popiera feministyczne i genderowe postulaty. Może to prowadzić do wielu nieporozumień i rozbijać poczucie wspólnoty zasadniczych wartości i celów obywatelskich działań.

Lęk złym doradcą

Jako socjolog sądzę, że za tymi wrogimi emocjami, pojawiającymi się wśród tych, którzy powinni myśleć i czuć podobnie, kryje się lęk przed trzecim zwycięstwem PiS-u. Trudno wyobrazić sobie dokładnie, jakie będą tego konsekwencje ustrojowe, kulturowe i zwyczajne – osobiste. Ale rysują się one jako zapowiedź likwidacji demokratycznej i praworządnej Polski, z niejasnym statusem w Europie bądź wręcz dążącej do zerwania z UE.

Czytaj więcej

Sondaż: Co powinno być głównym tematem kampanii? Polacy: Inflacja i gospodarka

Lęk nie jest nieuzasadniony, ale nie jest też dobrym doradcą. Trzeba więc uświadomić sobie, że zamyka wyobraźnię i wcale nie sprzyja budowaniu otwartej, twórczej wspólnoty z innymi, pozwalającej sformułować podzielane cele. Obywatele zjednoczeni, porozumiewający się ze sobą, dyskutujący bez złych emocji i etykietek, stanowić mogą siłę zarówno wpływającą na polityków, jak też wyznaczającą wzór zachowań, ważny w nadchodzących wyborach. Im bardziej zjednoczeni i zmobilizowani obywatele, tym większa szansa na zjednoczenie opozycyjnych polityków.

Lecz to także większa szansa na podejmowanie nieformalnych działań, aktywizujących tych obywateli, którzy odżegnują się od polityki. Przede wszystkim dotyczy to młodszych Polek i Polaków. Mają oni cyniczny stosunek do partyjnych polityków, uważając, że to wszystko jedno, kto rządzi. Interesuje ich praca, możliwie udana i przynosząca dobry dochód, i nie dostrzegają niebezpieczeństwa dla swych ambicji i celów ze strony rządzącego PiS-u. Uciekają też od polityki po tym, jak nie przyniósł żadnego widzialnego skutku ogromny protest, głównie młodzieży, w tym także szkolnej, przeciw zakazowi aborcji.

Nic też dziwnego, że młodzi mężczyźni dają się tak łatwo uwieść propagandzie Konfederacji, akcentującej ograniczenie państwa w gospodarce i liberalną wolność rozwijania samodzielnej przedsiębiorczości. Trochę to przypomina profil pokolenia młodych z lat 90., którzy byli zwolennikami gospodarki rynkowej i widzieli w niej swe szanse, wyraźnie nie doceniając, jak ważny jest demokratyczny ustrój prawny dla działania wolnego rynku.

Starsi, którzy mają za sobą doświadczenie realnego socjalizmu oraz gospodarczej wolności, być może mają szanse, by pokazać młodym, jak sprzeczne są postulaty Konfederacji. Brzmi to zapewne utopijnie, ale mogę sobie wyobrazić spontaniczne, choć przemyślane, działania mych rówieśników i osób nieco młodszych polegające na dyskutowaniu z młodymi i przekazywaniu im wiedzy, pozwalającej na bardziej przemyślane wybory polityczne. Wierzę, że towarzyskie i sąsiedzkie akcje propagujące wspólne hasła, a także rozmowy i dyskusje, uzasadniające konieczność walki o wygraną opozycji w nadchodzących wyborach, mogą odegrać wielką rolę w pokonaniu PiS-u.

Oto pytanie, które w gorących dniach lipca rozbrzmiewa wśród polskich obywateli – niepisowskich, rzecz jasna. Dotyczy to zarówno starych, jak i młodych, chociaż trudno o porozumienie między pokoleniami.

Ostatnio ważnym wydarzeniem, związanym z odpowiedzią na nie, była publikacja 26 czerwca w „Gazecie Wyborczej” drugiego badania Forum Długiego Stołu o szansach na zwycięstwo wyborcze zjednoczonej opozycji (jedna lista).

Pozostało 94% artykułu
Publicystyka
Andrzej Łomanowski: Rosjanie znów dzielą Ukrainę i szukają pomocy innych
Publicystyka
Zaufanie w kryzysie: Dlaczego zdaniem Polaków politycy są niewiarygodni?
Publicystyka
Marek Migalski: Po co Tuskowi i PO te szkodliwe prawybory?
Publicystyka
Michał Piękoś: Radosław, Lewicę zbaw!
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Publicystyka
Estera Flieger: Marsz Niepodległości do szybkiego zapomnienia. Były race, ale nie fajerwerki