W sprawie ustawy o komisji kapturowej, jak nazywam komisję ds. rosyjskich wpływów, jedno zaskakuje: dlaczego tak wielu nagle obudziło się dopiero teraz. Projekt ustawy był w Sejmie od miesięcy. Trafił tam na początku grudnia ubiegłego roku. Alarmować należało od dawna. Ja sumienie mam czyste – o tym, co z tej ustawy wynika i jak groźna jest koncepcja powołania na jej podstawie swego rodzaju kapturowego sądu, pisałem już w styczniu. Zaskakuje i to, że prezydent postanowił ustawę podpisać – bo wysłanie jej do kontroli następczej w Trybunale Konstytucyjnym jest jedynie mało znaczącą figurą retoryczną.
Czytaj więcej
I czas, i waga tematu nowej ustawy sprawiają, że manifestacja opozycji 4 czerwca zyskuje klarowny przekaz i nową siłę mobilizacyjną.
Tu właściwie nie da się już powiedzieć łagodniej: dla Andrzeja Dudy jako prawnika złożenie podpisu na tak hucpiarskim akcie prawnym, sprzecznym z istotą porządku prawnego Rzeczypospolitej, jest kompromitujące. Uzasadnienie, które przedstawił w swoim wystąpieniu, jest zaś dęte. Mowa tam była o jawności, podczas gdy komisja może według uznania działać za zamkniętymi drzwiami. Prezydent wspominał też o możliwości odwołania do sądu, tyle że w grę wchodzi jedynie sąd administracyjny, który nie będzie badać okoliczności faktycznych danej sprawy.
Do KO trzeba mieć pretensje, że postanowiła zagrać w spektaklu Jarosława Kaczyńskiego, liczącego na emocjonalną polaryzację przed wyborami, gdzie osią podziału będzie rzekome uleganie rosyjskim wpływom. Temu przecież służy użycie określenia „lex Tusk”, które całkowicie zaciemnia istotę sprawy. Tak, być może chodzi o to, żeby przeczołgać przed wyborami przewodniczącego PO, ale dla niego to gratka. Nic tak nie służy dużym graczom jak polaryzacja.
Tymczasem od zagrożenia dla Tuska znacznie ważniejsze jest, na jakich zasadach komisja ma działać i kogo może nękać. Działać ma zaś poza reżimem dowodowym, jaki obowiązuje przed sądem, zarazem mając do dyspozycji środki karne, bo takim jest faktyczne pozbawienie części praw obywatelskich. Nękać będzie mogła niemal każdego, kogo mianowani przez większość sejmową członkowie komisji uznają za niewygodnego wobec władzy – nie tylko decydentów, ale też dziennikarzy, wykładowców, duchownych, blogerów czy nawet lekarzy, którzy nie zgadzali się z wprowadzanym przez rząd reżimem epidemicznym. Bo i taki zapis w ustawie się znalazł. Sprowadzanie ustawy powołującej komisję do uderzenia w Tuska jest cynicznym i koniunkturalnym spłyceniem sprawy.