Dekadę temu, 24 maja 2013 r., ośmioletni Gabriel Fernandez został zakatowany na śmierć przez swoją biologiczną matkę i jej partnera. Cierpienie chłopca trwało jednak latami. Pearl Fernandez, matka chłopca, została skazana na karę dożywotniego pozbawienia wolności bez możliwości ubiegania się o wcześniejsze zwolnienie; Isauro Aguirre, jej partner nie przyznający się do winy, został skazany na karę śmierci (w wyniku moratorium gubernatora Kalifornii z marca 2019 r. wyrok do dzisiaj nie został wykonany). Co więcej, w osobnym procesie oskarżeni zostali również czterej pracownicy opieki społecznej, którym zarzucano znęcanie się nad dziećmi i fałszowanie rejestrów publicznych. Ostatecznie nie zostali skazani. Brzmi dziwnie znajomo, prawda?
Oglądając serial „Procesy w sprawie Gabriela Fernandeza” na Netfliksie nie sposób nie doszukiwać się analogii do wydarzeń z Częstochowy, choć żadnego procesu sądowego jeszcze nie było. Co najwyżej publiczny lincz i prześciganie się w odczłowieczaniu oprawców chłopca i pomysłów przywrócenia kary śmierci.
Śmierć 8-letniego Kamila: Tragedia elementem polityki
W czasach wszechobecnego populizmu, permanentnej kampanii wyborczej, kwestią czasu było, kiedy tragedia w Częstochowie również stanie się elementem polityki. Od kilku dni politycy przekrzykują się w pomysłach zaostrzenia przepisów kodeksu karnego, równocześnie ubolewając, że niestety nie ma szansy na przywrócenie kary śmierci. Przypomnijmy, że są to często politycy definiujący się jako konserwatyści i chrześcijanie – często siedzący w pierwszym rzędzie ław kościelnych, wcale przecież nie na pokaz.
Czytaj więcej
Z drżeniem czekam na to, co politycy wymyślą po śmierci Kamilka.
To nie jest miejsce na dyskusję o przywróceniu czy w ogóle sensowności kary śmierci. Polityczne happeningi ministra sprawiedliwości czy premiera rządu trzeba zbyć milczeniem. To, co jednak zwraca moją uwagę, to fakt, że kolejny raz aparat państwowy działa post factum. To chyba jeden z najsmutniejszych wniosków po tragedii w Częstochowie. Aczkolwiek wzór działania w tego typu sytuacjach jest bardzo czytelny: dzieje się tragedia, okazuje się, że procedury nie działają lub są wadliwie, i dopiero wtedy do akcji wkracza władza. Do tego rzecz jasna dodać należy wzmożenie klasy politycznej – wytykanie przeciwnikom, że to ich wina, z równoczesnym zapewnieniem „chcemy aby”. I w zasadzie na tym koniec.