Michał Szułdrzyński: Rzeczywistość alternatywna szefa PiS

Jednostkowy przypadek to nie dowód na prawdziwość tezy ogólnej.

Publikacja: 05.10.2022 03:00

Michał Szułdrzyński: Rzeczywistość alternatywna szefa PiS

Foto: PAP/Przemysław Piątkowsk

W filozofii nauki istnieje pojęcie dowodu anegdotycznego. To sposób rozumowania, skądinąd błędny, w którym prawdziwość tezy ogólnej oparta jest na jakiejś historyjce. Co ważne, sama anegdota nie musi być fałszywa, może być nawet najprawdziwsza na świecie. Kłopot w tym, że jednostkowy przypadek może być co najwyżej ilustracją prawdy ogólnej, nie zaś dowodem na to, że teza ogólna jest prawdziwa.

Jednak retoryka, czyli sztuka budowania jak najbardziej perswazyjnej wypowiedzi, patrzy na anegdoty inaczej. Historyjki ożywiają publiczne wystąpienia, to je zapamiętujemy, to dzięki nim lepiej przyswajamy sobie prawdy, które chce nam przekazać mówca. Ewangelie np. zbudowane są z przypowieści, za pomocą których Jezus przekazywał uczniom najważniejsze prawdy moralne.

Czytaj więcej

Łukasz Warzecha: Kaczyński kiedyś i dzisiaj

Jarosław Kaczyński nie jest jednak prorokiem. A jednak jego wystąpienia coraz częściej zawierają anegdoty, które – co łatwo zaobserwować w sieci – fascynują jego wyborców i oburzają przeciwników. W ostatni weekend dowodził, że za rządów Donalda Tuska bieda była taka, że ludzie wyjadali ziemniaki, które leśnicy sadzili dla dzików. Kilka dni wcześniej dowodził, że Niemcy traktują Polaków jak podludzi, opowiadając anegdotę o Niemcu, który wezwał obsługę DeutscheBahnu, gdy dowiedział się, że jego współpasażerowie z pierwszej klasy są Polakami, bo miał uznać, że Polacy nie powinni jeździć pierwszą klasą. Prezes też na jednym ze spotkań rozwodził się nad fenomenem „chemii z Niemiec”, czyli sprzedawaniu Polakom tych samych produktów drożej i gorszej jakości niż Niemcom.

Ale Kaczyński anegdoty opowiadał już wcześniej. Kiedyś miał przekonywać, że po wejściu Słowacji do strefy euro południowi sąsiedzi tak zbiednieli, że nie stać ich było na oświetlenie i w kraju zapanowały egipskie ciemności. Na wyjazdowym spotkaniu klubu PiS kilka miesięcy po przejęciu władzy w 2015 r. zachęcał rząd do szybkich prac nad programem 500+, ponieważ dziennikarze mieli mu mówić, że nie mogą się programu doczekać.

Obie te anegdoty zaś były przykładem tzw. błędu konfirmacji. Ponieważ pasowały do przyjętych wcześniej założeń, bardzo się prezesowi spodobały, więc zaczął je wykorzystywać. Pierwsza anegdota miała pochodzić od jednego z rozmówców, który rekreacyjnie latał samolotem nad Podkarpaciem i miał opowiadać, że Polska jest znacznie lepiej oświetlona niż Słowacja. Prezes skojarzył to z wejściem do strefy euro i uznał, że Słowacy wyłączają światło z biedy. Podobnie było w przypadku 500+. Przed posiedzeniem klubu PiS prezes udzielił wywiadu dziennikarzom, którzy mają po kilkoro dzieci. Wykorzystali własne przykłady, by pociągnąć go za język i dowiedzieć się, kiedy 500+ wejdzie w życie. Haczyk został połknięty, a prezes zaczął opowiadać, że nawet nieprzychylni PiS dziennikarze dopytują o program.

A jak wygląda sprawa prawdziwości pozostałych anegdot opowiadanych przez Kaczyńskiego? Jak dotarła do niego wieść o ludziach wyjadających dzikom ziemniaki, ile w niej było prawdy, a ile błędu konfirmacji?

Nawet jeśli opowiadane anegdoty byłyby prawdziwe, wcale nie przesądza to o prawdziwości wyciąganych z nich twierdzeń ogólnych. Co więcej, badacze ludzkiej psychiki zwracają uwagę na jedną istotną prawidłowość. Otóż nie tylko mamy skłonność do tego, by popełniać błąd konfirmacji, czyli preferować takie przykłady, które potwierdzają nasze własne poglądy. Badania dowodzą, że ludzki umysł ma tendencję do zapamiętywania sytuacji wyjątkowych, a nie typowych. To oznacza, że bardziej zapadają nam w pamięć wyjątki od reguły, a nie przypadki regułę potwierdzające. Oznaczałoby to, że anegdota nie tylko nie dowodzi ogólnej tezy, ale może nas wprowadzać w błąd. Zapamiętaliśmy jakieś wydarzenie anegdotyczne nie dlatego, że dowodziło ogólnej prawdzie, tylko dlatego, że było wyjątkowe. Zapewne wyjątkiem mogła być awantura w niemieckiej kolei z udziałem polskich europosłów. Sytuacja z biednymi mieszkańcami, którzy podkradali ziemniaki sadzone przez leśników, też mogła się wydarzyć. Zostały zapamiętane, bo odstawały od normy. Jednak przekucie ich w dowody na prawdziwość jakiejś tezy to nie tylko błąd logiczny. Budując na nich obraz świata, budujemy rzeczywistość alternatywną.

I zapewne stąd bierze się wrażenie wielu słuchaczy, że prezes PiS coraz bardziej zamyka się we własnym świecie, że wzrost częstotliwości opowiadania anegdot, zamiast mówienia o realnych problemach, świadczyć może o odklejeniu się prezesa od rzeczywistości.

Ale proszę nie traktować tego roboczego rozumowania jako dowiedzionej prawdy.

W filozofii nauki istnieje pojęcie dowodu anegdotycznego. To sposób rozumowania, skądinąd błędny, w którym prawdziwość tezy ogólnej oparta jest na jakiejś historyjce. Co ważne, sama anegdota nie musi być fałszywa, może być nawet najprawdziwsza na świecie. Kłopot w tym, że jednostkowy przypadek może być co najwyżej ilustracją prawdy ogólnej, nie zaś dowodem na to, że teza ogólna jest prawdziwa.

Pozostało 91% artykułu
Publicystyka
Andrzej Łomanowski: Rosjanie znów dzielą Ukrainę i szukają pomocy innych
Publicystyka
Zaufanie w kryzysie: Dlaczego zdaniem Polaków politycy są niewiarygodni?
Publicystyka
Marek Migalski: Po co Tuskowi i PO te szkodliwe prawybory?
Publicystyka
Michał Piękoś: Radosław, Lewicę zbaw!
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Publicystyka
Estera Flieger: Marsz Niepodległości do szybkiego zapomnienia. Były race, ale nie fajerwerki