Data inwazji Rosji na Ukrainę jest też datą upadku realizmu w polityce zagranicznej, który do tej tragedii doprowadził. Atak Rosjan zweryfikował negatywnie zalecenia popularnych realistów, jak John Mearsheimer, Stephen Waltz czy Henry Kissinger, polegające na tym, by po nielegalnej aneksji Krymu i ataku na Donbas dać Putinowi coś, by zaspokoić jego apetyt na terytorium oraz ukoić lęk przed Zachodem, w ten sposób wytargowując pokój. Ta polityka appeasementu XXI w., podobnie jak układy z Monachium w XX w., przyniosła hańbę jej autorom i starą/nową wojnę w Ukrainie, gdy Rosja bez wahania zerwała rozmowy w formacie normandzkim, mające usidlić ją formalnie, zaryzykowała projekt Nord Stream 2, mający ją cywilizować, i sięgnęła po brutalną siłę, by iść dalej w ekspansji na zachód.
Czytaj więcej
Henry Kissinger objawił się w Davos jak legendarny „starzec z gór" i nawoływał Ukrainę do oddania Kremlowi części swojego terytorium w imię zaprzestania dalszego antagonizowania Rosji i zapewnienia jej właściwego miejsca w europejskim układzie sił. Tego wymaga – jego zdaniem – polityczny realizm. Ten sam realizm, dzięki któremu były doradca ds. bezpieczeństwa i sekretarz stanu zapewnił sobie miejsce w annałach amerykańskiej polityki, ale też i ten, który dyktował mu popieranie zamachów stanu (Pinochet obalający Allende) czy bombardowanie w czasie wojny wietnamskiej niezaangażowanej w konflikt Kambodży.
Nie pomogło wahanie w sprawie oferty członkostwa Ukrainy w NATO ani współzależność od Rosji w energetyce. Kreml wykorzystał słabość Zachodu, by uderzyć jeszcze mocniej, nie tylko z użyciem czołgów, ale i gazu, zgodnie z doktryną sowiecką Falina-Kwicińskiego, prokurując w Europie kryzys energetyczny za pomocą antybiznesowej polityki ograniczania podaży przez Gazprom, której ukoronowaniem było dotąd naruszenie kontraktu jamalskiego z Polską pod pretekstem ultimatum rublowego nieznanego z jakiejkolwiek umowy gazowej. Rosja użyła współzależności energetycznej przeciwko nam do demobilizacji społeczeństwa z pomocą drożyzny na rynku energii oraz surowców. Użyła strachu przed jej atakiem do tego, by Zachód nie mógł obronić krajów byłego Związku Sowieckiego. Należy liczyć się z tym, że Ukraina to tylko jeden z klocków domina, biorąc pod uwagę machinacje Kremla w energetyce wokół Mołdawii czy w polityce wewnętrznej Kazachstanu.
Realiści od lat oczekują za Johnem Mearsheimerem, że Zachód uwzględni „uzasadnione interesy bezpieczeństwa Rosji”. Tak się stało w przypadku Ukrainy, gdy nie wpuściliśmy jej do NATO i pozwoliliśmy na niekończące się rozmowy o losie Donbasu. Neorealiści za Stephenem Waltzem oczekują, że to Zachód będzie się kajał za interwencję na Bałkanach czy w Iraku, i zrównują naszą politykę z kremlowską. To przeintelektualizowana apologia reżimu Władimira Putina, zbieżna z bardziej wulgarnymi, ale analogicznymi przekazami mediów propagandowych finansowanych przez Moskwę.
Zainteresowani mogą obejrzeć debatę Munka w Kanadzie z udziałem Mearsheimera i Waltza, spierających się z Radosławem Sikorskim oraz Michaelem McFaulem, byłym ambasadorem USA w Rosji. Moim zdaniem praktycy polityki zagranicznej rozwałkowali „realistów”, których diagnoza i recepty okazały się nierealistyczne. To pożywka intelektualna, a na pewno kolejny materiał dla braci studentów stosunków międzynarodowych z mojej alma mater na Uniwersytecie Jagiellońskim i nie tylko. Atak Rosji na Ukrainę niczego nie zmienił. Oni dalej domagają się koncesji wobec Rosji jak leciwy Henry Kissinger z licznymi zasługami na koncie, ale coraz mniejszym autorytetem po tym, jak w Davos zaapelował o kolejne ustępstwa terytorialne Ukrainy w celu odnalezienia „rozwiązania dyplomatycznego”.