Jarosław Kaczyński - z racji piastowanego stanowiska w partii zwany często "prezesem" - to polityk (w moim przekonaniu) jako pierwszy stojący w kolejce po sprawiedliwy osąd. Nie chodzi tu bowiem o sądowniczo-konstytucyjno-prawne matactwa, akceptowanie nepotyzmu członków własnej partii, przekupstwo posłów czy inwigilację za pomocą systemu Pegasusa, a o rzecz zasadniczą: zaniechanie, w imię partykularnych interesów swojej partii, ratowania Polaków w czasie pandemii i niepodejmowanie jakichkolwiek sensownych środków zaradczych, za co, jako wiceprezes Rady Ministrów i przewodniczący Komitetu ds. Bezpieczeństwa Narodowego i Spraw Obronnych osobiście odpowiada.
Do przeciwdziałania atakującej nas pandemii nie można bowiem zaliczyć nieudolnej próby zatwierdzenia przez Sejm najgłupszej z możliwych ustawy, tzw. lex Kaczyński. Ustawy zachęcającej do kapowania i donosicielstwa, a nie do ratowania życia Polaków.
Czytaj więcej
Wszystkie europejskie kraje wprowadzają restrykcje covidowe. Począwszy od lockdownu (Austria), poprzez skutecznie dyscyplinowane obostrzeń jak: obowiązek noszenia masek, zakaz wstępu osób niezaszczepionych do barów, hal, basenów, kin, muzeów, czy na publiczne imprezy. Tak czynią Niemcy, Anglia, Francja, Włochy, Czechy, Słowacja etc. Tylko u nas, jak zawsze: hulaj dusza, piekła nie ma.
Na szczęście, dla naszego Narodu, "książę" z Nowogrodzkiej poniósł kolejną, spektakularną porażkę. Nawet posłowie jego własnej partii (w sumie w liczbie bez mała osiemdziesięciu, co stanowi około 30 proc. wszystkich posłów klubu PiS), pomimo jego osobistego zaangażowania w prawne umocowania tego projektu, wyrazili swój sprzeciw wobec cynizmu i tak horrendalnej, i niemoralnej głupoty. Zatem to, co do tej pory stosunkowo łatwo udawało się sprytnemu politykowi, trafiło niespodziewanie na opór nawet u jego sojuszników.
Innymi słowy: z florenckiej rzeki Arno, wzdłuż której zapewne spacerował Machiavelli, wprost do gardła prezesa wskoczyła żaba, którą musi teraz w świetle jupiterów strawić.