Sąd, na wniosek prokuratora Dolnośląskiego Wydziału Zamiejscowego Departamentu do Spraw Przestępczości Zorganizowanej i Korupcji Prokuratury Krajowej we Wrocławiu aresztował Maksymiliana F. na trzy miesiące. Jest on podejrzany o to, że w piątkową noc 1 grudnia strzelił do dwóch transportujących go do izby zatrzymań policjantów. Poza grożącą mu wysoką karą i obawą matactwa, prokurator wskazał uzasadnioną obawę ponownego popełnienia przez podejrzanego przestępstwa przeciwko życiu i zdrowiu. To obawa realna. „Sąd w pełni podzielił stanowisko i argumentację prokuratora i zastosował tymczasowe aresztowanie” - podaje nam Prokuratura Krajowa.
Maksymilian zapowiedział swój czyn
- Jeżeli policja będzie próbowała się do mnie zbliżyć, otworzę ogień. Ja pierwszy. Dlaczego? Odpowiedzcie sobie sami. Jestem osobą maltretowaną przez policję. Próbowali wbić mnie w jakiś program, a ja nie jestem przestępcą. Ale stanę się nim, tak jak próbujecie robić ze mnie przestępcę od wielu, wielu lat - mówił Maksymilian F. na nagraniu w jednym z portali społecznościowych kilka dni przed tragedią. To nagranie a przede wszystkim broń, replika rewolweru czarnoprochowa jaką znaleziono przy zatrzymaniu Maksymiliana F., stanowi dowód przeciwko niemu.
Seria błędów doprowadziły do tragedii
44-letni Maksymilian F. został w piątek zatrzymany przez policjantów z zespołu poszukiwań we własnym mieszkaniu w celu doprowadzenia go do zakładu karnego do odbycia kary pół roku więzienia. Jest osobą bezrobotną. Sąd Rejonowy w Białymstoku wydał za nim list gończy bo F. nie stawił się do odbycia kary do wyroku z 2022 r. za oszustwo. Jak pisaliśmy już w serwisie Rp.pl ze wstępnych ustaleń śledczych wynika, że wygląda na to, że F. nie został przeszukany przez zatrzymujących go funkcjonariuszy lub wykonano to powierzchownie. Został zawieziony na komisariat, ale z powodu braku miejsca zdecydowano, że ma zostać odwieziony do innego komisariatu. Maksymiliana F. miało przetransportować dwóch doświadczonych kryminalnych, którzy akurat pełnili służbę tego wieczoru - Daniel Ł. i Ireneusz M. Przewozili go nieoznakowanym radiowozem marki Hyundai. Siedzący z tyłu auta F. podczas drogi wyciągnął broń - i strzelił z niej z tzw. przyłożenia. Po czym zbiegł. Został zatrzymany kilka godzin później podczas pościgu. Jak dowiedziała się „Rzeczpospolita” miał przy sobie broń - jest badana przez techników kryminalistycznych. Podczas przesłuchania w prokuraturze F. nie przyznał się do zarzutów usiłowania zabójstwa policjantów. Twierdzi, że nie pamięta co się stało w radiowozie.
Czytaj więcej
Przestępca strzelał z broni czarnoprochowej, nie musiał mieć na nią pozwolenia. Pierwsze ustalenia śledczych wskazują na błędy policjantów, którzy zatrzymali mężczyznę, ale go nie przeszukali - ustaliła „Rzeczpospolita”.
Sekwencja zdarzeń pokazuje, że doszło do serii błędów, które doprowadziły do tragicznego finału. Hipoteza śledztwa zakłada, że policjanci, Daniel Ł. i Ireneusz M., z komendy Wrocław Fabryczna najprawdopodobniej byli pewni, że wykonano przeszukanie mężczyzny po jego zatrzymaniu w domu. Dlatego wieźli go zwykłym radiowozem, bez zabezpieczającej pleksi, które mają radiowozy. - Gdyby był to radiowóz to z dużą dozą prawdopodobieństwa policjanci mogli zostać ranni, ale raczej lekko - mówi nam nasz informator. Nie przeszukali go bo założyli, że zrobili to jego koledzy. - Broń czarnoprochowa to rewolwer, nie sposób nie znaleźć go podczas przeszukania osoby zatrzymanej. Sprawdza się nogawki, buty, kieszenie, portfel, wszystko - mówi nam doświadczony śledczy. Rewolwer, który posiadał F. można kupić w internecie, bez zezwolenia. - Może zabić jeśli przykłada się lufę z tzw. przyłożenia np. do serca czy w skroń. Kupują ją np. samobójcy - dodaje.