Oskarżona za niepochlebną opinię dla restauracji na Google Maps

Przed Sądem Rejonowym w Lublinie toczy się proces z oskarżenia prywatnego restauratora, który poczuł się zniesławiony przez autorkę opinii zamieszczonych na Google Maps. Oskarżona uważa, że miała prawo do wystawienia negatywnych ocen jego restauracji.

Publikacja: 25.02.2023 13:37

Oskarżona za niepochlebną opinię dla restauracji na Google Maps

Foto: Adobe Stock

dgk

O sprawie pisze "Dziennik Wschodni". Grupa znajomych zorganizowała składkową imprezę w restauracji w województwie lubelskim.  Dzień po niej jedna z uczestniczek zabawy dała lokalowi dwie z pięciu możliwych gwiazdek w jego internetowej wizytówce na Google Maps. Zamieściła obok taki komentarz:

„Obiekt na zewnątrz dość ładny, w środku już trąci starością. Brałam udział w zorganizowanej imprezie ze śladową ilością jedzenia, którym na dodatek zatrułam się. Żurek sprzed tygodnia lub nieświeża kiełbasa na ognisku. Nie było też najciekawszych atrakcji, za które zapłaciliśmy. Zamiana zjazdu na tyrolce i quadach na konkurs hula hop to lekka przesada. Koszt 100 zł od osoby, nie uważam za aż tak niski. Te dwie gwiazdki tylko za obiekt zewnątrz reszta do kitu więc jak ktoś nie ma opłaty zatruć się jedzeniem, nie polecam!”

Dwa tygodnie później kobieta zmieniła swój wpis. Opinię rozpoczęła zdaniem „Obiekt to totalne dno”, a na koniec radziła omijać restaurację szerokim łukiem.

W odpowiedzi właściciel lokalu wezwał kobietę do usunięcia wpisu, który jego zdaniem zawierał nieprawdziwe stwierdzenia. Wówczas autorka wpisu zamieściła kolejny komentarz:

„Moja opinia jest oparta na doświadczeniach w państwa lokalu. Posiadam zdjęcia i filmy z imprezy, w której brałam udział. Jakość usług świadczonych przez lokal to totalne dno. Brałam udział w zorganizowanej imprezie ze śladową ilością jedzenia, którym na dodatek zatrułam się. Oferta dotycząca jedzenia i atrakcji dla całej grupy była zupełnie inna. Podano małą miseczkę żurku z resztkami wędliny, kiełbasę wątpliwej jakości i świeżości na ognisku, kilka malutkich porcji sałatek, troszkę wędliny i kilka plasterków sera dla ponad 40 osób. Pstrąga z przedstawionej oferty nikt nawet nie zobaczył. Tak samo jak grzybowej z łazankami. Nie było też najciekawszych atrakcji, za które zapłaciliśmy. Zamiana przez organizatora oferty zjazdu na tyrolce i quadach na konkurs hula hop to żenada. Koszt 100 zł od osoby, a było nas ponad 40 osób uważam za mocno wygórowany. Przestrzegam przed tą firmą. Nie dajcie się oszukać, ponieważ oferta niewiele ma wspólnego z rzeczywistością. Istnieje też ryzyko zatrucia tak jak w moim przypadku i zemsty za negatywną chociaż zasłużoną opinię. (...) Nie polecam”.

Restaurator nie wytrzymał i skierował do sądu prywatny akt oskarżenia, choć kobieta ostatecznie usunęła wszystkie komentarze. Zarzucił jej pomówienie

Pomówienie
Art. 212 § 1 Kodeksu Karnego

Kto pomawia inną osobę, grupę osób, instytucję, osobę prawną lub jednostkę organizacyjną niemającą osobowości prawnej o takie postępowanie lub właściwości, które mogą poniżyć ją w opinii publicznej lub narazić na utratę zaufania potrzebnego dla danego stanowiska, zawodu lub rodzaju działalności, podlega grzywnie albo karze ograniczenia wolności.

Restaurator twierdzi, że wielokrotnie rozmawiał z autorką wpisów. Pierwszy raz zadzwoniła do niego w dniu imprezy pytając m.in. o dodatkowe atrakcje, czyli przejażdżki quadem i zjazd na tyrolce. Tłumaczył, że takie aktywności wprawdzie oferuje, ale organizator składkowej imprezy ich nie zamówił i nie opłacił. Sprawę próbował też wyjaśnić później.

Restaurator poinformował, że po imprezie odwiedził go sanepid i wszystko wskazuje na to, że kontrolerzy zostali wezwani przez niezadowoloną z usług kobietę. Kontrola nie wykazała jednak  żadnych nieprawidłowości. „Nie stwierdzono środków spożywczych nietrwałych mikrobiologicznie”, „Nie stwierdzono środków spożywczych po upływie terminu ważności”, „Dostawy towaru do zakładu realizowane są bezpośrednio przed planowaną imprezą” - odnotowano w protokole pokontrolnym.

Mężczyzna przyznał, że na imprezie jedzenia było niewiele, ale nie on decydował o ilości oraz rodzaju serwowanych posiłków.

"W trakcie uzgadniania zlecenia zwracał uwagę organizatorki na fakt, że kwota jaką zamierza przeznaczyć na posiłki jest zbyt niska i nie spełnia minimalnych standardów ilościowych bowiem liczba większości dań była wyraźnie mniejsza od liczby uczestników imprezy. Przykładowo dla 48 uczestników zamówiono 18 koreczków bankietowych, 18 porcji wędlin, 38 porcji sałatek. Pominięto całkowicie, pomimo powszechnie obowiązującego standardu, napoje gorące typu kawa, herbata na co goście zaraz po przybyciu zwracali uwagę wyrażając swoje oburzenie" – napisała pełnomocnik restauratora w prywatnym akcie oskarżenia.  - "W tym miejscu należy podkreślić, że oskarżona miała pełną świadomość, że oskarżyciel prywatny realizuje jedynie zamówienie złożone przez organizatorkę oraz, że to organizatorka w porozumieniu z uczestnikami podjęła decyzję co do ilości i rodzaju zamówionego jedzenia. (…) Oskarżona miała więc pełną wiedzę w zakresie zleconych oskarżycielowi prywatnemu usług, a mimo to świadomie zarzuciła mu niewywiązanie się z nich." - czytamy w dokumencie.

Restaurator i jego prawniczka uważają, że komentarze zamieszczane przez kobietę były świadomym pomówieniem, gdyż zarówno wyjaśnienia, które klientka otrzymała podczas rozmowy telefonicznej, jak i późniejszych kontaktów dawały jej jasny obraz sytuacji i czas, żeby się „zreflektowała”.

"Tymczasem oskarżona nie tylko nie zaniechała pomawiania, ale dodatkowo eskalowała swoje działania zamieszczając coraz bardziej obraźliwe i agresywne wpisy noszące znamiona hejtu. Reasumując należy stwierdzić, że oskarżona uporczywie i celowo zniesławia oskarżonego świadomie narażając jego reputację. Twierdzenia oskarżonej o totalnej śmieszności serwowanego jedzenia wykraczają poza granice opinii czy dopuszczalnej krytyki." - napisano w prywatnym akcie oskarżenia.

"Dziennik Wschodni" ujawnia, że o sprawie dowiedział się od samej oskarżonej dzień przed pierwszą rozprawą. Gdy jednak kobieta usłyszała, że opisując spór gazeta chce przedstawić punkt widzenia także drugiej strony, autorka wpisów na Google Maps zażądała, by gazeta przestała interesować się tematem. 

O sprawie pisze "Dziennik Wschodni". Grupa znajomych zorganizowała składkową imprezę w restauracji w województwie lubelskim.  Dzień po niej jedna z uczestniczek zabawy dała lokalowi dwie z pięciu możliwych gwiazdek w jego internetowej wizytówce na Google Maps. Zamieściła obok taki komentarz:

„Obiekt na zewnątrz dość ładny, w środku już trąci starością. Brałam udział w zorganizowanej imprezie ze śladową ilością jedzenia, którym na dodatek zatrułam się. Żurek sprzed tygodnia lub nieświeża kiełbasa na ognisku. Nie było też najciekawszych atrakcji, za które zapłaciliśmy. Zamiana zjazdu na tyrolce i quadach na konkurs hula hop to lekka przesada. Koszt 100 zł od osoby, nie uważam za aż tak niski. Te dwie gwiazdki tylko za obiekt zewnątrz reszta do kitu więc jak ktoś nie ma opłaty zatruć się jedzeniem, nie polecam!”

Pozostało 86% artykułu
Podatki
Skarbówka zażądała 240 tys. zł podatku od odwołanej darowizny. Jest wyrok NSA
Prawo w Polsce
Jest apel do premiera Tuska o usunięcie "pomnika rządów populistycznej władzy"
Edukacja i wychowanie
Ferie zimowe 2025 później niż zazwyczaj. Oto terminy dla wszystkich województw
Praca, Emerytury i renty
Ile trzeba zarabiać, żeby na konto trafiło 5000 zł
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Prawo karne
Rząd zmniejsza liczbę więźniów. Będzie 20 tys. wakatów w celach