Prof. Ewa Budzyńska wykłada na Uniwersytecie Śląskim socjologię rodziny. Studenci zarzucili jej homofobię i nietolerancję oraz wystosowali do rzecznika dyscyplinarnego UŚ wniosek o dyscyplinarkę. Chodziło o jej słowa wypowiedziane na zajęciach, które odbyły się w grudniu 2019 roku, tuż przed świętami Bożego Narodzenia. Opisując rodzinę m.in. w chrześcijaństwie prof. Budzyńska stwierdziła, że dzieckiem można nazwać "dziecko w łonie matki". Mówiła też, że według klasycznej definicji rodzina składa się z „męża, żony, ojca, matki, dzieci, krewnych i powinowatych".
- Okazało się, że studenci poczuli się bardzo dotknięci tą definicją - przyznała sama Budzyńska w rozmowie z Polsat News. - Dochodzimy do absurdalnej sytuacji, kiedy uprawiając naukę, gdzie trzeba wyjść od jakiejś podstawowej definicji, nagle okazuje się, że ta obiektywna definicja jest odbierana w sposób negatywny, jest odbierana jako stygmatyzowanie. Otwiera się ogromne pole do ograniczania wolności wypowiedzi akademickich - mówiła socjolożka.
Czytaj też: Konstytucja dla nauki: Strach przed lataniem
W styczniu skarga studentów została przekazana prof. Budzyńskiej, a uniwersytecki rzecznik dyscyplinarny prof. Wojciech Popiołek skierował do komisji dyscyplinarnej wniosek o ukaranie jej naganą. W geście protestu przeciwko ideologicznej cenzurze prof. Budzyńska zdecydowała się odejść z uczelni.
Zaniepokojenie wszczęciem postępowania dyscyplinarnego i żądaniem kary nagany dla prof. Ewy Budzyńskiej wyraziła Akcja Katolicka w liście do wicepremiera Gowina. Autorzy listu napisali, iż liczą "na podjęcie wysiłku, zmierzającego w kierunku przywrócenia wiarygodności uniwersytetom, jako miejscach, w których pracuje się na rzecz społeczeństwa i całej kultury, w perspektywie prawdy i wolności, obszaru w zakresie prawa naturalnego i badań naukowych".