Rz: Mamy w Polsce służbę zdrowia czy ochronę zdrowia? Jej pracownicy czasami czują się urażeni tym pierwszym określeniem...
Konstanty Radziwiłł: Ochrona zdrowia jest tym wszystkim, co wiąże się ze zdrowiem. Uważam jednak, że ludzie, którzy chorują, potrzebują kogoś, kto będzie im służyć.
Chcę wrócić do etosu zawodu lekarza, kreowanego także przez język. Dziś mówimy nie o pacjencie czy o chorym, ale o świadczeniobiorcy. Słyszymy o świadczeniodawcy, procedurze, nadwykonaniu, limicie, kontrakcie. To jest język, który do pewnego stopnia będzie musiał pozostać w przepisach, ale jestem przeciwny, by obowiązywał w relacjach lekarza z pacjentem.
Zapowiada pan zmiany w ustawie o działalności leczniczej, które zdejmą z samorządów przymus przekształcania zadłużonych samodzielnych publicznych zakładów opieki zdrowotnej (sp zoz) w spółki prawa handlowego. Jak będą mobilizowane do niezadłużania się, jeśli zniknie widmo komercjalizacji?
Trzeba sobie na wstępie zadać pytanie, dlaczego szpitale się zadłużają. W niektórych sytuacjach to efekt zarządzania. Jednak w większości zadłużenie to rezultat niedofinansowania całego systemu ochrony zdrowia. Oczywiście będę zabiegał o wzrost nakładów na leczenie. To się przełoży na lepszą sytuację placówek, ale nie da się tego osiągnąć z dnia na dzień. Szpital publiczny musi zapewnić bezpieczeństwo zdrowotne ludziom mieszkającym na danym terenie.