Informacje o stawkach, jakie od TVP otrzymywać mieli komentatorzy – w tym rekordzista z uzyskaną w ciągu roku kwotą ok. 300 tys. zł – ujawnił poseł Koalicji Obywatelskiej Krzysztof Brejza. Największą krytykę wywołało zestawienie nazwisk tych osób, postrzeganych przez wielu jako sprzyjające poprzedniej władzy. Zdaniem prawników trudno jednak mówić, by wypłacanie im wskazanych kwot w jakikolwiek sposób naruszyło obowiązujące przepisy. Eksperci nie widzą jednak podstaw, by za ujawnienie tych informacji kierować pozwy – a takie doniesienia pojawiły się już w przestrzeni medialnej.
Płacenie ekspertom może rodzić pytania o etykę dziennikarską
Jak przypomina adw. Andrzej Hantke z Kancelarii Adwokackiej Hantke Piskor, w polskim systemie prawnym obowiązuje zasada swobody zawierania umów. Wyjaśnia, że sprawę komentatorów można analizować pod kątem przepisów prawa handlowego i zbadać, czy opłacanie ekspertów za konkretne kwoty nie naraziło spółki na szkodę; czy ich wypłacanie nie stanowiło dla niej zbyt dużego wydatku lub czy mogło wywołać w niej kryzys finansowy. – To jednak byłaby już bardziej złożona kwestia – ocenia ekspert.
Zastrzega, że płacenie ekspertom może rodzić pytania o etykę dziennikarską, zwłaszcza w sytuacji, kiedy komentującymi również są dziennikarze, za opłatę kierują do widzów określony przekaz.
Naruszenia przepisów w tej sytuacji nie dostrzega też dr Michał Bieniak, adwokat z Kancelarii adwokackiej Michał Bieniak. – Telewizja publiczna gospodaruje co prawda publicznymi pieniędzmi, a jej celem jest wypełnianie publicznej misji, ale kieruje się ona też rachunkiem ekonomicznym – tłumaczy ekspert. I dodaje, że jest ona spółką prawa handlowego, więc nie obowiązuje jej żaden odgórnie narzucony zakaz, zabraniający wynagradzania komentatorów. – Co do zasady, działa ona w warunkach konkurencji – zaznacza.
Zwraca uwagę, że ”istnieją jednak wątpliwości, czy wypowiadającym się nie płacono głównie za to, żeby komentowali rzeczywistość w określony z góry sposób”. – Dlatego właśnie część szanujących się wydawnictw naukowych wymaga ujawniania, czy autorów publikowanych u nich później artykułów nie wspierał przy pisaniu konkretny podmiot; by uniknąć ewentualnych podejrzeń, że w pracy naukowej oczekiwano od nich określonych rezultatów – argumentuje dr Bieniak.