Młody działacz PiS, który w tegorocznych wyborach był też członkiem jednej z komisji, usunął wpis ze swoich sociali. Jednak złożenie zawiadomienia o przestępstwie zapowiedział już kandydat Trzeciej Drogi na posła Jan Strzeżek. Za złamanie ciszy wyborczej i referendalnej grozi kara grzywny - od 20 zł do 5 tys. zł; za publikację sondaży - nawet 1 mln zł. Eksperci nie są jednak tak radykalni i dołączają do głosów wskazujących, że w dobie rozwoju mediów społecznościowych cisza wyborcza stała się fikcją.
Oskar Szafarowicz pokazał, jak zagłosował. Ekspertka: Zerowy wpływ na wyniki
Odnosząc się do przypadku działacza mec. Beata Tokaj, była szefowa Krajowego Biura Wyborczego wskazuje, że „z punktu widzenia prawa doszło do złamania przepisów o ciszy referendalnej, bo Oskar Szafarowicz pokazał, jak zagłosował w referendum”. Ekspertka ma jednak wątpliwości, czy to zachowanie będzie miało jakikolwiek wpływ na ostateczny jego wynik; zwłaszcza, że wpis został usunięty. – Podobne przypadki się zdarzają, ale ich wpływ na rezultat głosowań jest praktycznie żaden. Prokuratura oczywiście bada takie sprawy, ale wątpię, żeby uznała, iż ta konkretna jest na tyle poważna, by trzeba było się nią zająć – przyznaje.
Mec. Tokaj przypomina, że członkowie komisji wyborczej powinni oczywiście jeszcze bardziej niż zwykli obywatele kontrolować swoje zachowanie, by nie łamać przepisów prawa. - Ale watro pamiętać, że w poprzednich latach pojawiało się mnóstwo doniesień o złamaniu ciszy wyborczej, które zgłaszaliśmy policji i prokuraturze – zależnie od wagi możliwego naruszenia. Wiele z nich wiązało się z rozwojem internetu i social mediów, w których dyskusja na temat wyników wyborczych trwa bezustannie – wyjaśnia. Ekspertka zauważa, że zarówno udowodnienie, kto wywiesił dany plakat, jak i tego, kto zamieścił wpis w internecie może okazać się zadaniem karkołomnym. Dlatego podobne sprawy kończyły się umorzeniami, co – jak zauważa - dodatkowo pokazywało, że „cisza wyborcza to obecnie fikcja”. Jej zdaniem archaiczne przepisy powinny zostać zniesione.
"Irracjonalne w dobie rozwoju internetu"
Podobnie na zachowanie Szafarowicz patrzy Wojciech Hermeliński, były szef PKW, który ocenia, że młody działacz od strony formalnej mógł naruszyć przepisy prawa. – Te nie definiują bowiem, czy zamieszczenie zdjęcia wypełnionej karty wyborczej lub referendalnej w mediach społecznościowych należy traktować tak samo, jak pokazanie jej komuś na przykład w lokalu wyborczym. Dlatego jestem przeciwnikiem ciszy wyborczej, bo właśnie takie historie pokazują, że jej utrzymywanie nie ma sensu – precyzuje. I argumentuje, że o jej bezzasadności może świadczyć choćby zabranianie jeżdżenia samochodem z naklejonym plakatem wyborczym, które „zdaniem PKW może zostać potraktowane jako agitacja”.
– Przepisy te stały się irracjonalne w dobie rozwoju internetu. W tym przypadku organy mogą oczywiście skierować sprawę do sądu, ale ja byłbym ostrożny w jednoznacznym spojrzeniu na tę sprawę. Wiemy zresztą, że wyniki referendum okazały się niewiążące, a ono samo posłużyło PiS jedynie do mobilizowania swoich wyborców – mówi Wojciech Hermeliński. Zaznacza przy tym, że wagi referendum jako takiego nie można lekceważyć, ale sytuacja byłaby poważniejsza w przypadku ujawnienia wypełnionej karty wyborczej.