Raport o stratach Polski i jej obywateli podczas II wojny światowej odbił się szerokim echem. Francuskie i brytyjskie media pisały w takim duchu: dlaczego 83 lata po wybuchu wojny Polacy pytają, czemu kraj, który poniósł największe straty, nie otrzymał dotąd reparacji. Nikt nie kwestionuje poniesionych strat. Wielu pyta, czy to polska ofensywa dyplomatyczna.
Pozostaje otwarte pytanie, co się będzie działo, jeśli chodzi o dyplomację. Rzeczywiście raport wzbudził szeroką dyskusję o roli Polski w okresie II wojny światowej i konsekwencji, jakie wiązały się z niemiecką agresją i okupacją. Bezpośrednią konsekwencją II wojny światowej było to, że znaleźliśmy się jako państwo po niewłaściwej stronie żelaznej kurtyny. Gdy reszta Europy, w tym i Niemcy Zachodnie, otrzymywały pomoc, np. w postaci planu Marshalla, Polska i Polacy musieli odbudowywać swoje państwo własnymi rękami, bo o pomocy ze strony Związku Radzieckiego nie można mówić.
Mamy szanse na reparacje czy nie?
Często przychodzi się do adwokata czy radcy prawnego z pytaniem, jakie mamy szanse w danej sprawie. Prawnik nie powinien mówić, że na pewno wygramy czy przegramy. To nieetyczne, ostatecznie to nie on wydaje orzeczenie. Ale może ocenić szanse. Będzie bardzo trudno doprowadzić do sprawy przed sądem międzynarodowym, bo prawo międzynarodowe nie zna instytucji obowiązkowego sądownictwa. Na taki spór musi się zgodzić i Polska, i druga strona sporu, czyli Niemcy. Gdyby hipotetycznie do sporu doszło, pojawi się pytanie o ważność oświadczenia z 1953 r. Wypowiadali się w tej sprawie znamienici eksperci prawa międzynarodowego: prof. Czapliński, prof. Kranz, prof. Barcz. Wydaje mi się, że dużych szans nie ma.
A jak ocenia pan ważność zrzeczenia się reparacji przez Polskę w 1953 r.?