Ambitne plany prezydenta Ukrainy Wołodymyra Zełenskiego zdradził zastępca szefa jego biura Kirił Tymoszenko. W obszernym wywiadzie, którego udzielił agencji Interfax-Ukraina, zapowiedział utworzenie międzynarodowej rosyjskojęzycznej stacji telewizyjnej.
To, jak tłumaczył, miałoby wzmocnić pozycję Ukrainy w „walce informacyjnej" z Kremlem. Odbiorcami mieliby być w pierwszej kolejności mieszkańcy Donbasu oraz anektowanego przez Rosję Krymu, ale nie tylko. Nowo utworzona ukraińska stacja telewizyjna walczyłaby też „o umysły Rosjan".
Skąd pieniądze?
Tymoszenko stwierdził, że będzie to stacja publiczna, ale nie wykluczył współpracy z prywatnymi ukraińskimi telewizjami. Nie sprecyzował jednak, ile to będzie kosztowało i skąd Ukraina weźmie na to pieniądze. Zwłaszcza że tegoroczny budżet publicznego ukraińskiego nadawcy radiowego i telewizyjnego Suspilne został obcięty przez parlament z 1,8 do 1,5 mld hrywien (równowartość 60 mln dolarów). Więcej kosztują zagraniczne wille czołowych rosyjskich propagandystów telewizyjnych. W 2017 roku BBC szacowało, że roczny budżet nadającej za granicą stacji RT (wcześniej Russia Today) wynosi co najmniej 300 mln dolarów. Niezależne rosyjskie media twierdziły zaś, że nadająca po angielsku, hiszpańsku, francusku i arabsku stacja rocznie wydaje nawet ponad pół miliarda dolarów. Nie mówiąc już o wielojęzycznym radiu i portalu Sputnik, agencji TASS i nadawcy WGTRK (telewizja Rossija). Ten ostatni, jak wynika z doniesień medialnych, w ubiegłym roku pochłonął niemal 25 mld rubli (ponad 380 mln dolarów).
Przeczytaj też: Trzecia rewolucja nad Dnieprem
– Nie możemy konkurować z Rosją, jeżeli chodzi o wojnę informacyjną, Kreml wydaje na to miliardy dolarów. Ukrainy na to nie stać. Zapowiedzi biura prezydenta są jedynie fantazją – mówi „Rzeczpospolitej" Witalij Portnikow, znany ukraiński politolog i publicysta ukraińskiej redakcji Radia Swoboda (finansowanego przez USA).