Założył pan KPN, partię znaną z bezkompromisowego podejścia do komunizmu. Działał pan w opozycji, spędził sześć lat w więzieniu. Kto ukształtował pana świadomość polityczną?
Głównie środowisko i historia. Wychowałem się w środowisku walczącym o niepodległość od kilku pokoleń. Można powiedzieć, że moja matka zaczęła konspirację w wieku 11 miesięcy. Służyła mojej babci za przykrywkę dla pistoletów, które zaniosła w 1904 roku na manifestację PPS, dość krwawą, na placu Grzybowskim. Pod okupacją spędziłem kilka lat na Kielecczyźnie. Moja matka prowadziła tam komórkę w Armii Krajowej. Po wojnie musieliśmy stamtąd uciekać i mieszkaliśmy w Sopocie, gdzie moja matka prowadziła komórkę przerzutową na Zachód, dla ludzi zupełnie już spalonych.
KPN nie ma już w Sejmie. Czy jej postawa nie była zbyt pryncypialna? Może trzeba czasem iść na ustępstwa?
KPN działała dłużej w PRL niż w niepodległej Rzeczypospolitej, a poprzedziło to 15 lat konspiracyjnych przygotowań oraz cztery lata jawnej opozycji, gdy krok po kroku odsłanialiśmy nasz program wyzwolenia Polski spod hegemonii ZSRR. Gdy zaczęły powstawać w wolnej już Polsce inne partie, zmieniliśmy program z destrukcyjnego (zniszczyć PRL) na konstruktywny (budować III RP). Tak, byliśmy pryncypialni, gdyż przyświecało nam hasło
„Dla zasad, nie dla posad". Nie chciałem być złodziejem mienia publicznego. Stąd rozpad KPN, gdyż część posłów chciała brać, a nie dawać.