Jacek Sasin pomniejsza znaczenie afery związanej z nagraniami wykonanymi przez byłego dyrektora Departamentu Funduszu Sprawiedliwości Tomasza Mraza, który przez dwa lata nagrywał rozmowy związane z dystrybuowaniem środków z Funduszu Sprawiedliwości, przeznaczonego m.in. na „natychmiastową i bezpłatną pomoc doraźną osobom pokrzywdzonym przestępstwem, świadkom oraz osobom im najbliższym”. 50 godzin nagrań jest w rękach śledczych.
Z nagrań wynika, że środki z Funduszu były przeznaczane dla konkretnych organizacji, wskazywanych przez wysokich rangą polityków Suwerennej Polski, „pod które” organizowane były konkursy. Mraz zeznał, że większość konkursów była ogłaszana przez Fundusz Sprawiedliwości w nierzetelny sposób, a "nic się nie działo bez wiedzy Ziobry".
W ostatnią środę minister sprawiedliwości Adam Bodnar poinformował, że unieważnieniu ulegną 23 umowy, zawarte w ramach Funduszu Sprawiedliwości, a resort chce odzyskać 105 milionów złotych.
Jacek Sasin: Pieniądze z Funduszu dostawały koła gospodyń wiejskich
Jacek Sasin pytany był o decyzję Bodnara, który zapowiedział złożenie zawiadomienia do Państwowej Komisji Wyborczej w sprawie powiązania środków przyznawanych z Funduszu Sprawiedliwości z okręgami wyborczymi, gdzie kandydatami byli członkowie Suwerennej Polski, w tym byli członkowie rządu Zjednoczonej Prawicy. Sasin uważa, że
nie ma możliwości, żeby jego partia straciła możliwość pozyskania subwencji, ponieważ PiS nie "nie czerpało żadnych pieniędzy z Funduszu Sprawiedliwości".
- To jest absurdalne. Pieniądze otrzymały instytucje społeczne, OSP, koła gospodyń wiejskich — tak Sasin odpowiedział na zarzut, że z pieniędzy Funduszu korzystali politycy partii Zbigniewa Ziobry.