Z powodu napływu przybyszy na alarm biją już nie tylko republikanie, ale też demokratyczne władze Bostonu, Denver, Chicago czy Nowego Jorku.
Do tych miast codziennie docierają transporty imigrantów z południowej granicy. Burmistrzowie nie szczędzą słów krytyki obecnej administracji, opisując kryzys, jaki zapanował. W przeciwieństwie do republikanów nie proszą jednak Białego Domu o podjęcie drastycznych kroków na południowej granicy, ale o pomoc finansową i logistyczną w opiece nad migrantami, bo brakuje miejsc noclegowych, a budżety miast są nadwerężone.
Czytaj więcej
Lindsey Graham, amerykański senator z Partii Republikańskiej, w rozmowie z CBS News przekonywał, że Stany Zjednoczone są "pełne" i że nie ma już w nich miejsca dla imigrantów.
W parkach i na ulicach
Do Denver w Kolorado w ostatnich miesiącach przybyło ponad 36 tysięcy imigrantów z Ameryki Południowej. W Bostonie zdarza się, że koczują na lotnisku. W Chicago początkowo spali na posterunkach policji oraz w namiotach ustawionych na chodnikach, potem miasto przeniosło ich do 27 schronisk.
W Nowym Jorku kryzys imigracyjny jest jeszcze bardziej widoczny. W ciągu niecałego roku pojawiło się tam ponad 160 tysięcy osób zza południowej granicy. Zajęli wszystkie miejsca w schroniskach dla bezdomnych, zmuszając miasto do szukania nowych rozwiązań. Umieszczani są w hotelach, biurowcach przekształconych na noclegownie albo namiotach ustawionych w miejskich parkach. Nierzadko na ulicach widać dziesiątki migrantów stojących w kolejce do rejestracji czy punktu wydawania pomocy.