Mijają trzy lata, odkąd Aleksander Łukaszenko sfałszował wybory na Białorusi. Gdyby można było cofnąć czas, co zrobiłaby pani inaczej?
Gdybyśmy byli bardziej doświadczeni, można byłoby uniknąć wielu błędów. Wielu uważa, że postawienie ultimatum było błędem (w październiku 2020 roku Cichanouska postawiła ultimatum Łukaszence i zapowiadała ogólnokrajowe strajki, które nie wybuchły). Wówczas wielu uważało, że powinnam ogłosić się prezydentem i domagać się uznania międzynarodowego. Wtedy postanowiłam inaczej. Robiliśmy to, na co starczało nam sił. Wyżej głowy nie byliśmy w stanie podskoczyć. Są głosy, które mówią, że trzeba było sięgać po metody radykalne, ale Białorusini nie byli do czegoś takiego przygotowani.
Czytaj więcej
Trzy lata od sfałszowanych wyborów prezydenckich i wybuchu największych w historii kraju protestów dyktatura nadal trwa.
Wówczas mówiono też, że reżim padnie w ciągu kilku miesięcy. A Łukaszenko rządzi już niemal od trzech dekad.
Poziom represji jest ogromny. Łukaszenko przez lata swoich rządów nauczył się kontrolować ludzi za pomocą resortów siłowych. Ogromne znaczenie ma też poparcie Rosji, która wspiera jego reżim. Bezskuteczne okazały się organizacje międzynarodowe, świat nie zareagował w należyty sposób na wybuch wielotysięcznych protestów. Widzimy jednak, że nawet ludzie wewnątrz systemu rozumieją, dokąd prowadzi kraj Łukaszenko. Powierza państwo w ręce Rosji, składając w ofierze suwerenność i niepodległość Białorusi. Jedno jest pewne, dyktator stracił poparcie większości rodaków i nie da się już tego cofnąć. Zniszczył wolne media i społeczeństwo obywatelskie w kraju. Ale ludzie mu już nie wierzą.