Oficjalnie ani torysi, ani laburzyści o powrocie do Wspólnoty nie myślą. Kilka dni temu taką możliwość wykluczył w rozmowie z „Rz” minister ds. bezpieczeństwa Tom Tugendhat. Co prawda szanse na utrzymanie się u władzy jego ugrupowania przed mającymi odbyć się za dwa lata wyborami są marne, jednak także lider Partii Pracy Keir Starmer, którego ugrupowanie ma dwa razy większe (48 proc.) poparcie niż torysi (24 proc.), na razie zapowiada, że „wykorzysta potencjał brexitu”.
To jednak może się zmienić. Co trzeci wyborca laburzystów, który w 2016 r. głosował przeciw Unii, teraz postawiłby na pozostanie w niej (wśród ogółu wyborców takiej zmiany dokonał co czwarty wyborca). Jeśli to zjawisko się nasili, Starmer będzie musiał je uwzględnić choćby w kampanii wyborczej.
Ale jest też kwestia zmian demograficznych. Za opuszczeniem zjednoczonej Europy opowiadali się przed siedmiu laty przede wszystkim seniorzy. W grupie osób powyżej 65. roku życia tak uczyniło aż 64 proc. uczestników referendum (ogólne zwycięstwo brexitowców było znacznie skromniejsze – 51,9 proc. ). Ale młodzi dali się ponieść entuzjazmowi do integracji: 71 proc. wyborców w wieku między 18. a 24. rokiem życiem postawiło na członkostwo w Unii. Jednak od 2016 siedem nowych roczników zasiliło szeregi zwolenników Wspólnoty, podczas gdy części seniorów z tamtego okresu już nie ma na świecie. To sprzyja powrotowi do Unii.
Czytaj więcej
Zjednoczone Królestwo jest zabezpieczone przed Rosją – uważa Tom Tugendhat, minister ds. bezpieczeństwa.
Przede wszystkim jednak Boris Johnson, symbol kampanii na rzecz wyjścia z UE, nie wywiązał się ze złożonych wówczas obietnic. Nie wywiązali się też z nich jego następcy. Wielka Brytanii rozwija się najwolniej ze wszystkich krajów G7. Rząd nie postawił na nogi systemu ochrony zdrowia (NHS), choć temu miały służyć oszczędności na składce do Brukseli. Nie ma też mowy o kontroli imigracji: w ciągu roku na Wyspach osiedliło się o 0,5 mln więcej osób, niż z nich wyjechało.