Brytyjski minister: Putin nie zaskoczył Brytyjczyków

Zjednoczone Królestwo jest zabezpieczone przed Rosją – uważa Tom Tugendhat, minister ds. bezpieczeństwa.

Publikacja: 06.02.2023 03:00

Brytyjski minister: Putin nie zaskoczył Brytyjczyków

Foto: AFP

Boris Johnson ujawnił, że u progu inwazji na Ukrainę Władimir Putin szantażował go atakiem rakietowym na Wielką Brytanię. Rzecznik Kremla Dmitrij Pieskow twierdzi, że to nieprawda. Komu wierzyć?

Nie mam w tej sprawie zdania. Wiem tylko, że to, co mówi Johnson, nie jest stanowiskiem rządu.

Johnson uważa też, że czas skończyć z dwuznacznością i przyjąć Ukrainę do NATO.

Johnson kilka miesięcy temu został odsunięty ze stanowiska premiera i nie wróci na nie. Jego opinie nie mają więc znaczenia.

Stawia jednak problem realny. Mówi, że sprawy potoczyłyby się inaczej, gdyby na szczycie w Bukareszcie w 2008 roku Ukraina została zaproszona do sojuszu.

Dziś wiemy, że kiedy przedstawia się takie zaproszenie, trzeba natychmiast poprzeć je gwarancjami bezpieczeństwa. Tak właśnie postąpiła Wielka Brytania wobec Finlandii i Szwecji. Ale w 2008 roku takiej woli nie było. Kanclerz Merkel i prezydent Sarkozy nie byli na to gotowi.

Zjednoczone Królestwo było pierwszym krajem, który zaoferował Ukrainie zachodnie czołgi: Challengery. Teraz też pokaże innym przykład, przekazując myśliwce czwartej generacji?

Premier Rishi Sunak powiedział jasno, że w tej chwili czegoś takiego nie rozważamy. Koncentrujemy się na szkoleniu ukraińskich żołnierzy w obsłudze czołgów.

W tej sprawie zaczął się z Putinem wyścig na czas: rosyjska ofensywa może ruszyć, zanim zachodnie czołgi dotrą na front. Kiedy challengery zaczną brać udział w działaniach wojennych?

Challengerów jest 14, leopardów wielokrotnie więcej. To one mają więc znaczenie podstawowe. Wszystkie powinny trafić na front jednocześnie.

Czytaj więcej

Boris Johnson: Putin groził mi atakiem rakietowym

Tych brytyjskich czołgów jest tak mało, bo kondycja sił zbrojnych królestwa jest marna? Od czasów Napoleona Wielka Brytania nie miała równie niewielu żołnierzy: 73 tys. Tak jak Niemcy Zjednoczone Królestwo było całkowicie zaskoczone rosyjską inwazją?

Od lat sprzeciwialiśmy się budowie Nord Stream 2, nadmiernemu poleganiu na współpracy gospodarczej z państwami totalitarnymi. Tak jak Polska byliśmy zaniepokojeni inwestycjami Huaweia. Przestrzegaliśmy przed rosnącą aktywnością Rosji w Europie, której doświadczyliśmy i u nas: myślę tu o zabójstwie Aleksandra Litwinienki i próbie zabójstwa Skripalów. Znajduje to też odzwierciedlenie w wydatkach wojskowych, które przynajmniej od dziesięciu lat nie spadały poniżej 2 proc. PKB. Szacowanie naszego potencjału obronnego na podstawie liczby żołnierzy nie ma sensu, bo każdy z nich może dziś znacznie więcej niż choćby dwie dekady temu. Tylko w ostatnich latach wprowadziliśmy do służb dwa nowe lotniskowce, zamówiliśmy F-35, zmodernizowaliśmy nasze siły jądrowe. Nie obawiamy się więc rosyjskich sił zbrojnych, które okazały się zresztą skorumpowane i o wiele słabsze, niż sądzono.

Londongrad, baza rosyjskich oligarchów, od lat jednak kwitnie. Po 24 lutego zamrożono, a nie skonfiskowano, ledwie 11 mld funtów funduszy osób powiązanych z Moskwą. Kropla w morzu ich majątku.

To jest proces, który traktujemy bardzo poważnie. City to ogromne centrum finansowe. Kiedy w 2017 roku zostałem przewodniczącym Komisji Spraw Zagranicznych Izby Gmin, jedną z pierwszych rzeczy, którą się zająłem, było opracowanie raportu o praniu brudnych pieniędzy w Wielkiej Brytanii. To uruchomiło serię reform, które pozwalają na określenie prawdziwych właścicieli aktywów. Rząd przyjął w 2022 r. kluczową nowelizację kodeksu karnego. To uniemożliwi wykorzystanie City do wprowadzenia do obiegu funduszy pochodzących z korupcji.

Blisko siedem lat od referendum rozwodowego 60 proc. Brytyjczyków uważa, że wyjście z Unii było błędem. Pan głosował już wówczas przeciw brexitowi. Zmienił pan zdanie?

Nie, trzymam się tamtej decyzji. Ale sondaże mówią też, że Brytyjczycy nie chcą już wracać do tej kwestii, chcą patrzeć w przyszłość.

Wielka Brytania do Unii już nie wróci?

Nie. Będziemy natomiast zacieśniali naszą współpracę, wychodząc od tego, co możemy Unii zaoferować. Jak nasz rynek finansowy, potencjał obronny, wywiad.

Wielka Brytania nie przystąpi więc do jednolitego rynku, nie pójdzie za przykładem Norwegii?

Nie sądzę, aby tak się stało. Będziemy szukali własnego modelu współpracy z Unią, bo Wielka Brytania jest inna. Także w Unii jej relacje z Brukselą były przecież specyficzne.

Jednym z kluczowych haseł brexitu było „odzyskanie kontroli”, przede wszystkim nad granicami. Wprowadzono więc nowy, oparty na doświadczeniach m.in. Australii, system punktowy przyjmowania emigrantów. I dziś nie ma komu obsadzić 300 tys. stanowisk. Brakuje kierowców, pielęgniarek, obsługi hoteli i restauracji. Nie żałuje pan Polaków?

Status, jaki brytyjski rząd przyznał osobom, które przed brexitem mieszkały w naszym kraju, obejmował wiele przywilejów. Wiele więc zostało. Ale brak siły roboczej to nie jest problem ograniczony do naszego kraju. Przeżywają go Francja, Niemcy, Stany Zjednoczone – cały Zachód.

Mimo wszystko trudno mówić o odzyskaniu kontroli nad granicami. Jeszcze David Cameron chciał, aby liczba imigrantów została zredukowana do 100 tys. netto rocznie. A jest to dziś ponad pół miliona, tyle że w przytłaczającej większości spoza Unii. Mimo to Wielkiej Brytanii brakuje wykwalifikowanych pracowników. Dlaczego?

Pozostajemy niezwykle otwartą gospodarką. Te osoby wypełniają wiele miejsc pracy. Ale powtórzę: cały Zachód mierzy się z problemem obsadzenia wakatów.

Sondaże dają torysom 24 proc. poparcia, Partii Pracy – 48 proc. Jaki cud może uratować konserwatystów przed wyborczą katastrofą?

Jesteśmy na dwa lata przed wyborami. Na tym etapie zawsze sondaże nie są dla partii rządzącej korzystne. Premier przedstawił plan, który wprowadzamy w życie. To zapewni nam przychylność wyborców. Chcemy zbić inflację, pobudzić wzrost gospodarki, ograniczyć czas oczekiwania na wizytę u lekarzy ze służby publicznej, lepiej chronić granice.

Szkoci masowo głosowali przeciw brexitowi i dziś coraz gorzej odnajdują się w królestwie. Za 10 czy 20 lat Szkocja nadal będzie częścią Zjednoczonego Królestwa?

Tak. Nie widzę, jakie okoliczności mogłyby prowadzić do jej niepodległości. Dziesięć lat temu mieliśmy referendum, które zdecydowało o pozostaniu Szkocji w królestwie. Od tego czasu sondaże się zasadniczo nie zmieniły. Mówiono wówczas o jednym referendum na pokolenie. Nie ma więc powodu, aby rozpisywać kolejne.

Boris Johnson ujawnił, że u progu inwazji na Ukrainę Władimir Putin szantażował go atakiem rakietowym na Wielką Brytanię. Rzecznik Kremla Dmitrij Pieskow twierdzi, że to nieprawda. Komu wierzyć?

Nie mam w tej sprawie zdania. Wiem tylko, że to, co mówi Johnson, nie jest stanowiskiem rządu.

Pozostało 96% artykułu
Polityka
Wskazany przez Trumpa kandydat na prokuratora generalnego rezygnuje
Polityka
Anna Słojewska: Europejski nurt skręca w prawo
Polityka
Dlaczego Donald Trump jest syjonistą? „Za wsparciem USA dla Izraela stoi lobby, ale nie żydowskie”
Polityka
Międzynarodowy Trybunał Karny wydał nakaz aresztowania Beniamina Netanjahu
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Polityka
Szef WHO Tedros Adhanom Ghebreyesus prosto ze szczytu G20 trafił do szpitala