Pałac Elizejski w zasięgu Marine Le Pen

Liderka skrajnej prawicy nigdy nie była tak blisko prezydentury. Instytut Harrisa daje jej 48,5 proc. w drugiej turze.

Publikacja: 06.04.2022 21:00

Emmanuel Macron bardzo późno włączył się do kampanii wyborczej. Być może za późno

Emmanuel Macron bardzo późno włączył się do kampanii wyborczej. Być może za późno

Foto: Ludovic MARIN / AFP

Na kilka dni przed pierwszą turą głosowania (10 kwietnia) nad Sekwaną robi się nerwowo, niektórzy mówią wręcz o panice. Od wtorku notowania giełdowe banków i największych francuskich grup przemysłowych zaczęły niespodziewanie spadać, więcej trzeba też zapłacić inwestorom za ryzyko zakupu obligacji. Rynki finansowe uświadomiły sobie, że to, co wydawało się pewne – druga kadencja dla Emmanuela Macrona – wcale takie pewne nie jest.

Jeszcze 8 marca Elabe, inny znany francuski instytut badania opinii publicznej, w sondażu dla BFM TV dawał obecnemu prezydentowi w pierwszej turze aż 33,5 proc. głosów, a Marine Le Pen ledwie 15 proc. To był czas, gdy kraj wciąż żył w szoku po rosyjskiej inwazji na Ukrainę. Francuzi w naturalny sposób zaczęli gromadzić się wokół głowy państwa. Przypomniano sobie także powiązania Le Pen z Władimirem Putinem.

Małe rezerwy Macrona

Dziś to wszystko wydaje się jednak dla Francuzów odległe. Elabe obniżył notowania Macrona do 28 proc., podczas gdy liderka skrajnej prawicy może teraz liczyć na 23 proc. Chodzi więc już tylko o 5 pkt proc. różnicy. Kantar podaje jeszcze mniejszą różnicę – 2 pkt proc. (25 proc. dla Macrona, 23 proc. dla Le Pen).

Czytaj więcej

Sondaż: Rekordowy wynik Marine Le Pen w drugiej turze. Zbliża się do Macrona

– Zwycięstwo Le Pen jest całkowicie możliwe. Rezerwy głosów dla Macrona w drugiej turze są niewielkie. Przede wszystkim padła idea frontu republikańskiego: poczucia ogromnej większości wyborców, że trzeba za każdą cenę zatrzymać marsz po władzę skrajnej prawicy – uważa Remi Lefebvre, znany profesor nauk politycznych z Paryża.

Jeśli wierzyć sondażom, kolejne miejsca w pierwszej turze wyborów w tę niedzielę zajmą: lider radykalnej lewicy Jean-Luc Mélenchon (15,5 proc.), skrajnie prawicowy publicysta Éric Zemmour (9 proc.) i reprezentująca gaullistowskich republikanów Valérie Pécresse (8 proc.).

Jednak badania preferencji wyborców popierających tych kandydatów nie są dla obecnego prezydenta budujące. W szczególności tylko 28 proc. zwolenników Mélenchona chce poprzeć Macrona, podczas gdy 31 proc. postawiłoby na Le Pen, a 41 proc. wstrzymałoby się od głosów. To oddaje szersze nastroje we francuskiej lewicy, zawiedzionej postawą tego, którego nazywa się we Francji „prezydentem bogatych”.

Kroplą, która w tym środowisku przelała czarę goryczy, była wiadomość o poważnych kwotach, jakie wydaje Pałac Elizejski na badania zlecone amerykańskiej firmie konsultingowej McKensey. Ale Francuzi pamiętają też zniesienie podatku od wielkich fortun czy podniesienie wieku emerytalnego przez Macrona. Ruch żółtych kamizelek już nie jest co prawda widoczny na ulicach, ale pozostał w głowach wielu wyborców.

O ile z oczywistych powodów aż 72 proc. wyborców Zemmoura zamierza poprzeć w drugiej turze Le Pen, a tylko 9 proc. Macrona (19 proc. wstrzyma się od głosu), to zaskakujące są preferencje elektoratu Pécresse. Można by się spodziewać, że wyborcom umiarkowanej prawicy bliżej jest do urzędującego prezydenta. A jednak tylko 44 proc. z nich chce w ostatecznej rozgrywce poprzeć Macrona, podczas gdy aż 28 proc. postawiłoby na Le Pen.

Dla francuskiego przywódcy wielkim problemem jest też spodziewana niska frekwencja. A to dlatego, że o ile wyborcy skrajnej prawicy są zdeterminowani pójść do urn, o tyle zwolennicy Macrona już dużo mniej.

Czytaj więcej

Marine Le Pen może wygrać wybory we Francji

Na razie tylko 62 proc. Francuzów zapowiada, że weźmie udział w głosowaniu. Na kilka dni przed głosowaniem pięć lat temu było to 68 proc. To kolejny sygnał zawiedzionych nadziei obecnego prezydenta.

Elabe podaje, że wśród tych, którzy są zdecydowani wrzucić głos do urny, 28 proc. wciąż nie rozstrzygnęło, kogo poprą. To oni zapewne zdecydują, kto będzie ostatecznym zwycięzcą. Stąd waga nadchodzących dwóch tygodni.

Macron do tej pory właściwie nie brał udziału w kampanii wyborczej. Chciał utrzymać wizerunek męża stanu, który nie może się oderwać od starań o przywrócenie pokoju w Ukrainie i musi wciąż rozmawiać z Joe Bidenem, Olafem Scholzem czy Władimirem Putinem. Pałac Elizejski liczył, że to zepchnie Le Pen na margines, bo liderka Zjednoczenia Narodowego nie mogła pochwalić się podobnymi kontaktami (poza Mateuszem Morawieckim i Viktorem Orbánem).

Euro zostaje

Teraz jednak okazuje się, że dla Francuzów ważne jest coś zupełnie innego. Pytani, dlaczego zamierzają głosować na Le Pen, na pierwszym miejscu wymieniają nadzieję na odzyskanie dawnej mocy nabywczej swoich pensji w pogrążonej w kryzysie Francji.

Prezydent nagle postanowił więc mocniej przyłożyć się do nadchodzących wyborców. W środę wieczorem wziął po raz pierwszy udział w audycji wyborczej telewizji TF1. Uczestniczył też w wiecu w Bretanii.

Na ostatniej prostej strategia sztabu Le Pen jest inna. Kandydatka Zjednoczenia Narodowego doskonale pamięta porażkę podczas debaty z Macronem przed drugą turą głosowania, co zapewne nie kosztowało jej zwycięstwa (to wtedy wydawało się nierealne), ale utratę dobrych kilku procent na pewno tak (dostała ich wówczas 33,9 proc.). Błędem Le Pen była wtedy zbyt agresywna postawa, ale także zmęczenie morderczą kampanią, przez co zapominała wiele faktów. Teraz odwołała wiele spotkań aż do wielkiego wiecu w Perpignan w ostatnim dniu przed głosowaniem, gdzie ma bardzo solidne poparcie.

Czytaj więcej

Marine Le Pen nie darzy podziwem Wołodymyra Zełenskiego

W ciągu pięciu lat aż o 10 pkt proc. spadł udział Francuzów, którzy twierdzą, że „nigdy” nie zagłosują na kandydatkę skrajnej prawicy. W tym czasie o tyleż samo wzrósł udział tych, którzy zapowiadają, że „nigdy” nie poprą Macrona.

Ta zmiana tendencji w znacznym stopniu wynika z radykalnego złagodzenia programu Le Pen. Wypadły z niego najbardziej kontrowersyjne postulaty, jak wyprowadzenie kraju ze strefy euro czy samej Unii. Dziś liderka Zjednoczenia Narodowego wyraża tylko zastrzeżenie do swobodnego przepływu towarów i regulacji jednolitego rynku. Niedawno zapowiedziała też, że należy wyciągnąć dłoń do ukraińskich uchodźców, odsuwając tym samym na dalszy plan swój sztandarowy do tej pory postulat walki z imigracją. Chodzi o przyciągnięcie wyborców lewicy, którzy mogą zdecydować o wyniku tej rozgrywki. Ale jest w tym i pewne ryzyko. Jeśli twardy elektorat Le Pen uzna, że stała się ona zbyt „miękka”, to on może w dniu głosowania pozostać w domu.

Na kilka dni przed pierwszą turą głosowania (10 kwietnia) nad Sekwaną robi się nerwowo, niektórzy mówią wręcz o panice. Od wtorku notowania giełdowe banków i największych francuskich grup przemysłowych zaczęły niespodziewanie spadać, więcej trzeba też zapłacić inwestorom za ryzyko zakupu obligacji. Rynki finansowe uświadomiły sobie, że to, co wydawało się pewne – druga kadencja dla Emmanuela Macrona – wcale takie pewne nie jest.

Jeszcze 8 marca Elabe, inny znany francuski instytut badania opinii publicznej, w sondażu dla BFM TV dawał obecnemu prezydentowi w pierwszej turze aż 33,5 proc. głosów, a Marine Le Pen ledwie 15 proc. To był czas, gdy kraj wciąż żył w szoku po rosyjskiej inwazji na Ukrainę. Francuzi w naturalny sposób zaczęli gromadzić się wokół głowy państwa. Przypomniano sobie także powiązania Le Pen z Władimirem Putinem.

Pozostało 88% artykułu
Polityka
Wskazany przez Trumpa kandydat na prokuratora generalnego rezygnuje
Polityka
Anna Słojewska: Europejski nurt skręca w prawo
Polityka
Dlaczego Donald Trump jest syjonistą? „Za wsparciem USA dla Izraela stoi lobby, ale nie żydowskie”
Polityka
Międzynarodowy Trybunał Karny wydał nakaz aresztowania Beniamina Netanjahu
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Polityka
Szef WHO Tedros Adhanom Ghebreyesus prosto ze szczytu G20 trafił do szpitala