Szef rolniczego OPZZ Sławomir Izdebski zapowiedział we wtorek, że zrzeszeni w tej organizacji producenci żywności będą kontynuować swoje protesty. Nie tylko pozostaną przed Kancelarią Premiera w Warszawie, lecz także mają blokować drogi w kolejnych częściach kraju. Izdebski ma nadzieję, że jego opór w końcu przyniesie efekt, zwłaszcza że różnice w podejściu do protestów mogą się pojawiać w samym PSL.
W czasie jednej z pierwszych blokad, pod Siedlcami, rolnicy otrzymali nieoczekiwane wsparcie od posła PSL Krzysztofa Borkowskiego.
– Rzeczywiście, poseł Borkowski przyjechał do nas i z nami rozmawiał. Pytał, czy czegoś nam nie potrzeba. Powiedzieliśmy mu, że przydałaby się jakaś kiełbasa, bo sporo ludzi przyjechało. On stwierdził, że nie ma problemu. I takiej dobrej kiełbaski ze swojego zakładu nam nie odmówił – opowiada nam jeden z rolników obecnych na protestach.
– Oficjalnie nas krytykował, ale pewnego wieczora pojawił się na proteście i tłumaczył rolnikom, że ich problemy to nie wina PSL, tylko Platformy. Żeby swoje protesty kierowali do Unii, a nie jego partii – dodaje Izdebski i przyznaje, że gdyby dzięki protestom ceny żywca pozostały na niezmienionym poziomie, to skorzystałby na tym również zakład Borkowskiego (poseł ma zakład mięsny w Mościbrodach). – Ale dla niego oprócz interesu prywatnego liczy się też partyjny. Chce być dalej posłem, więc z jednej strony protesty krytykuje, a z drugiej przywozi kiełbasę, żeby mu rolnicy nie napluli w twarz i znów wybrali – twierdzi.
Borkowski odpiera te zarzuty. – Nie korzystam na tym – twierdzi, ale przyznaje, że na blokadzie się pojawił. – Byłem raz i z nimi rozmawiałem, bo to moi sąsiedzi. Część rolników, którzy sprzedają nam np. byki, prosiła o kiełbasę, bo brakowało im tego na blokadzie. Dajemy czasem księżom, to i zziębniętym rolnikom nie odmówiliśmy – tłumaczy.