Estera Flieger: Więcej instytutów, Polska wytrzyma

Czy każdy z ojców niepodległości ma mieć swój osobny instytut, zależnie od sympatii politycznych rządzących? Znowu więc mnoży się byty, zamiast myśleć systemowo o polityce pamięci.

Publikacja: 16.11.2024 16:00

Władysław Kosiniak-Kamysz

Władysław Kosiniak-Kamysz

Foto: PAP/Wojtek Jargiło

15 sierpnia Władysław Kosiniak-Kamysz zapowiedział, że PSL złoży projekt ustawy, która powoła do życia Instytut Witosa. Wreszcie poznaliśmy szczegóły, a więc założenia i budżet jednostki (10 mln na start, 5 rocznie na działalność). A to wszystko pociąga za sobą podstawowe pytanie: po co?

Po co są IPN, Instytut Narutowicza i Muzeum Historii Polski?

Nie mam żadnych wątpliwości co do tego, że Wincenty Witos jest postacią, której należą się pamięć i szacunek, a ruch ludowy jest warty badań. Chwali się, że historia ma dla PSL znaczenie: partia latami zabiegała chociażby o rehabilitację osadzonych w procesie brzeskim (wśród skazanych przeciwników politycznych Józefa Piłsudskiego był Wincenty Witos), czego podjął się jako Rzecznik Praw Obywatelskich Adam Bodnar. Ale Władysław Kosiniak-Kamysz albo chce rozleniwić istniejące już instytucje, albo jest małej wiary w ich kompetencje. Pomysł PSL broniłby się wyłącznie jako think tank, ale nie instytut, który wygląda bardziej na partyjny niż państwowy.

Czytaj więcej

Kosztowny instytut PSL. Na jego utrzymanie podatnik wyda miliony

Bo po co są wobec tego Instytut Pamięci Narodowej i Muzeum Historii Polski, a przede wszystkim Instytut Myśli Politycznej im. Gabriela Narutowicza? W kompetencjach IPN leży honorowanie dorobku ojców niepodległości i budowniczych II RP (by przypomnieć chociażby wydaną przez Instytut biografię związanego z PPS Henryka Sławika). PSL, które jest przeciwnikiem likwidacji IPN i miało swój udział w powołaniu na stanowisko prezesa dr. Karola Nawrockiego, powinno więc mitygować tę instytucję – a ma ona zarówno narzędzia badawcze, jak i edukacyjne oraz potężny budżet, więc może prowadzić dzielność wielopoziomową – do pluralistycznego spojrzenia na polskie dzieje. Zresztą Nawrocki obiecał popierającemu go PSL, że o Witosa będzie dbał szczególnie. Na razie zajęty jest czymś innym, bo prekampanią (jest na liście kandydatów na kandydata PiS w wyborach prezydenckich). Może czas więc powiedzieć „Sprawdzam”?

Czytaj więcej

Karol Nawrocki: Nigdy nie powiedziałem, że chcę być prezydentem Polski

Znów mnoży się byty zamiast myśleć systemowo

Muzeum Historii Polski wydało z kolei wspomnienia Witosa. To właściwa platforma do debaty m.in. o myśli ruchu ludowego. Przede wszystkim zaś, badaniem politycznych idei ma się zajmować Instytut Narutowicza. Przypomnijmy: minister kultury (dziś europoseł) Bartłomiej Sienkiewicz powołał go, likwidując Instytut Dziedzictwa i Myśli Narodowej im. Romana Dmowskiego i Ignacego Paderewskiego, który PiS podarował prof. Janowi Żarynowi na pociechę, kiedy prawicowy historyk nie dostał się do Senatu.

Czytaj więcej

Estera Flieger: Adam Leszczyński w Instytucie Dmowskiego. Czyli tak samo, tylko na odwrót

Czy każdy z ojców niepodległości ma mieć odtąd swój osobny instytut, zależnie od sympatii politycznych rządzących? Znowu więc mnoży się byty, zamiast o polityce pamięci myśleć systemowo. 

15 sierpnia Władysław Kosiniak-Kamysz zapowiedział, że PSL złoży projekt ustawy, która powoła do życia Instytut Witosa. Wreszcie poznaliśmy szczegóły, a więc założenia i budżet jednostki (10 mln na start, 5 rocznie na działalność). A to wszystko pociąga za sobą podstawowe pytanie: po co?

Po co są IPN, Instytut Narutowicza i Muzeum Historii Polski?

Pozostało 90% artykułu
Komentarze
Jerzy Haszczyński: Czy Tusk powinien się cieszyć z telefonu Scholza do Putina
Komentarze
Jacek Nizinkiewicz: Jacek Sutryk w rękach CBA to problemy dla KO, ale i dla narracji PiS
Komentarze
Artur Bartkiewicz: Dlaczego Radosław Sikorski nie zostanie kandydatem KO na prezydenta
Komentarze
Michał Szułdrzyński: Polacy dobrze rozumieją wiejący dziś wiatr historii
Materiał Promocyjny
Ładowanie samochodów w domu pod każdym względem jest korzystne
Komentarze
Michał Kolanko: Jak Szymon Hołownia psuje szyki Platformie