Jarosław Szarek: Polityka historyczna, cała prawda o naszym dziedzictwie

Z myślą o młodzieży powstało Muzeum Powstania Warszawskiego. Z czasem przywrócono pamięć o żołnierzach niezłomnych. Klepsydra niepamięci została odwrócona - mówi dr Jarosław Szarek.

Publikacja: 30.11.2018 18:00

Dr Jarosław Szarek, historyk, prezes Instytutu Pamięci Narodowej ipn.gov.pl

Dr Jarosław Szarek, historyk, prezes Instytutu Pamięci Narodowej ipn.gov.pl

Foto: materiały prasowe

Plus Minus: Czemu ma służyć polityka historyczna?

Wszyscy przechowujemy w pamięci pewien depozyt wiedzy o postaciach i wydarzeniach z przeszłości – i on właśnie kształtuje naszą świadomość. Polityka historyczna ma służyć temu, byśmy przekazywali sobie nawzajem i następnym pokoleniom całą prawdę o naszym dziedzictwie. A przez polską historię przewija się widoczna w każdej generacji jedna nić – zmaganie o wolność. Staje się to doskonale widoczne w tak ważnych momentach, jak obchody setnej rocznicy odzyskania niepodległości. Po ponad wiekowej niewoli odzyskaliśmy państwo na dwie dekady, aby ponownie je utracić w czasie II wojny światowej i pod komunistycznymi rządami.

Nie zapominajmy, że zaledwie przez połowę ostatnich stu lat mogliśmy cieszyć się wolnością, a pół wieku fizycznej likwidacji elit bądź zastępowania ich innymi dokonało potężnej wyrwy w naszej świadomości. Mimo takich doświadczeń znajdujemy siły, aby się ponownie odradzać.

Nasza opowieść o wolności jednak nie dla wszystkich jest zrozumiała.

Jeżeli niezrozumiała jest opowieść o pragnieniu wolności – o tym, iż Polacy nie chcą być poddanymi i niewolnikami – to co jest zrozumiałe? Przecież to jeden z fundamentów naszego kręgu cywilizacyjnego. Gdy spotykam się z gośćmi z zagranicy, widzę, że dla nich niezwykła jest właśnie nasza zdolność odradzania. Cóż może być piękniejszego do opowiedzenia światu o Polsce i Polakach? Czyżby czasy tak się zmieniły, iż ludzie odrzucili własną wolność i chcą, aby ktoś za nich decydował?

Jak to odwieczne ludzkie pragnienie może być niezrozumiałe na przykład w Stanach Zjednoczonych? Na opowieściach o samotnym szeryfie walczącym z krzywdą i niesprawiedliwością wychowały się tam całe pokolenia. Ileż takich historii moglibyśmy opowiedzieć. Warto przytaczać – i często to robię – historię Mieczysława Gila, przywódcy Solidarności w Nowej Hucie. Na początku lat 90. XX w. oprowadzał po kombinacie grupę socjologów z USA i opowiadał im o wydarzeniach ostatnich lat, narodzinach Solidarności, stanie wojennym... Byli przejęci, mówili: „Gdybyśmy my mieli taką historię, ileż filmów powstałoby w Hollywood". A u nas w tamtych latach szydzono z kombatanctwa, styropianu, „wybierano przyszłość".

I myśmy z tym nic nie zrobili.

Tak, a był to najlepszy po temu czas. Gdy w 2000 r. rozpoczynał swą działalność Instytut Pamięci Narodowej, nawet stan badań nad Solidarnością był mizerny. Nieliczne wspomnienia, jeszcze mniej poważnych naukowych opracowań, a na domiar złego ludzie związani z Solidarnością wcale nie wykazywali chęci, by o niej opowiadać lub pisać. Zupełnie inna była sytuacja pokolenia Armii Krajowej: pojawiła się ogromna liczba wspomnień – często lokalnych – i opracowań; włożyli wielki wysiłek w to, aby ocalić pamięć o Polskim Państwie Podziemnym.

Z czego to wynikało?

Po pierwsze, przez wiele lat AK była „zaplutym karłem reakcji" – gdy zatem tylko pojawiła się odwilż, weterani natychmiast zaczęli wykorzystywać tę okazję. Oni wiedzieli, że trzeba działać, bo druga szansa może się nie powtórzyć. Tego nauczyło ich doświadczenie. Niektórzy ludzie Solidarności natomiast zaangażowali się w rządzenie, niekiedy wspólnie z postkomunistami. Z pewnością działacze „S" w nowych rolach mieli poczucie odpowiedzialności za kraj i zdawali sobie sprawę z ogromu problemów do rozwiązania, ale wielu zachłysnęło się władzą i przywilejami z nią związanymi. Po wtóre, odtwarzanie prawdy o solidarnościowym zrywie torpedowane było przez środowiska postkomunistów, którzy zachowali ogromne wpływy i możliwość medialnego oddziaływania na stan świadomości, a poza tym blokowali dostęp do dokumentów. W 1989 r. i w następnych latach opowiadano o stanie wojennym wedle instrukcji Jaruzelskiego.

Czyli?

Jesienią 1989 r. z przedstawicieli Kancelarii Prezydenta Jaruzelskiego, kierownictwa PZPR, MSW, MON, został powołany Zespół Programujący, który przygotował wytyczne, jak przedstawiać 13 grudnia 1981 r., a więc: wyolbrzymiać fikcyjne przecież sowieckie zagrożenie i rzekomą destabilizację gospodarki przez strajki w latach 1980–1981 – taka wersja historii akceptowana była przez Moskwę. Jak długo musieliśmy czekać na wolne wybory? Na konstytucję?

Jakże inna była sytuacja w listopadzie 1918 r. Chociaż nie było ustalonych granic ani jednolitego systemu prawnego, gospodarczego, finansowego, nawet monetarnego, to wybory odbyły się już w styczniu 1919 r., wtedy też zorganizowano uroczyste obchody rocznicy powstania styczniowego z udziałem weteranów tamtych zmagań o Niepodległą, wręczano im odznaczenia, okazywano honory, darzono szacunkiem.

Skutkiem zaniedbań, głównie zamierzonych i wynikających z okrągłostołowego paktu 1989 r., jest nieobecność w europejskiej pamięci wielkiego strajku z sierpnia 1980 r., nikt nie pamięta zdjęcia bramy Stoczni Gdańskiej w kwiatach z obrazem Jana Pawła II i Matki Boskiej, nieschodzącego wówczas z czołówek gazet w wolnym świecie. Od lat już Europa świętuje rozpad bloku wschodniego w rocznicę otwarcia muru berlińskiego – taka scena finałowa zimnej wojny wymiotła ze świadomości społeczeństw Zachodu bunt 1980 r., a bez niego system nie posypałby się jak domino.

Zachłysnęliśmy się wolnością?

Panowało powszechne – choć negowane przez marginalizowane celowo grupy dawnych działaczy – przekonanie, że zapanowała wolność i należy z niej korzystać. Do smutnego symbolu tamtego czasu urasta pielgrzymka do Polski Jana Pawła II w 1991 r. – pielgrzymka człowieka, który zbudził nas w czerwcu 1979 r. Jego pierwszemu pobytowi w pookrągłostołowej Polsce nie towarzyszył entuzjazm taki, jak w czasach PRL, nie było tak jak dawniej oklasków, transparentów. Pojawiały się komentarze, że ta wizyta jest niepotrzebna, gdyż papież już wypełnił swą misję. A Jan Paweł II przyjechał, aby powiedzieć nam, że nie można zapominać o Dekalogu, że jest on fundamentem ładu. Tymczasem jego słowa zostały odebrane jako próba budowy „państwa wyznaniowego". Jakżeż to było niesprawiedliwe – przecież bez wsparcia Kościoła, bez jego zaplecza, bez pielgrzymek w 1983 r., a przede wszystkim bez tej w 1987 r., kiedy Jan Paweł II upomniał się w Gdańsku o Solidarność, nie byłoby ponownego przebudzenia po czasie jaruzelskiej normalizacji. Po 1989 r. wmawiano nam, że mamy zostać biznesmenami w eleganckich garniturach, gdyż tylko tak zostaniemy „wpuszczeni do Europy". Historia narodu i jego poczucie tożsamość traktowano jako ciężar do zrzucenia z barków.

Prof. Andrzej Nowak powiedział kiedyś, że taka narracja to też element polityki historycznej, tylko opartej na zapominaniu.

Tak właśnie to wyglądało: „Mamy wolność, więc niepotrzebna nam ta cała martyrologia, te groby, pomniki. To tyle kosztuje! Zapomnijmy i bądźmy szczęśliwi". W końcu i tak okazało się, że nie da się bez końca mamić społeczeństwa. Gdy my tkwiliśmy uśpieni w tym chocholim tańcu, nasi sąsiedzi dbali o swoją przeszłość. Na Zachodzie powstawały potężne produkcje filmowe budujące w popkulturze opowieść o historii, często niezgodnej z faktami, a także uderzającej w Polskę.

W ostatnich latach jednak coś drgnęło. Coraz częściej mówimy o historii i coraz bardziej doceniamy jej znaczenie.

Przełomem było powstanie w 2000 r. Instytutu Pamięci Narodowej, budowa Muzeum Powstania Warszawskiego. Otworzono je w 2004 r. za sprawą Lecha Kaczyńskiego, w dniu poprzedzającym 60. rocznicę wybuchu powstania. Najważniejszym czynnikiem było jednak nadejście młodego pokolenia. To właśnie z myślą o młodzieży powstało Muzeum Powstania Warszawskiego. Z czasem przywrócono pamięć o niezłomnych żołnierzach wyklętych – też za sprawą młodych ludzi skupionych wokół takich postaci jak Janusz Kurtyka, mec. Grzegorz Wąsowski. Klepsydra niepamięci została odwrócona.

Co dalej?

Mamy świadomość wyłomu, którą pozostawił po sobie komunizm; nasz kod kulturowy został naderwany. Należy to naprawić. Proszę sobie przypomnieć, jak przez kilkadziesiąt lat Józef Piłsudski, Roman Dmowski, Józef Haller i tylu innych przedstawiano w systemie komunistycznym... Peowiacy, legioniści – jak wielki dramat musieli przeżywać w latach 50. Czy jeszcze 60. i 70. Wiedzieli, czym jest niepodległość, walczyli o nią, a zostali wyklęci.

Rok temu zorganizowaliśmy konkurs dla młodzieży: „Niezwyciężeni 1918–2018. Pokolenia Niepodległej", aby upamiętnić osoby zasłużone dla Polski, odznaczone Krzyżem bądź Medalem Niepodległości. Zgłosiło się ponad 1,5 tys. uczniów, również ze Lwowa i Chicago. Rozmawiali o naszych dziejach z rodzicami, sąsiadami, nauczycielami. O to nam chodziło, by opowiadać w domach o historii, o dziadkach, pradziadkach, by odtwarzać międzypokoleniowe więzi i w ten sposób zasypywać rów wykopany przez komunistów, a potem pogłębiony przez elity polityczne. Młodzi ludzie odkrywali wśród swych przodków powstańców styczniowych i byli z tego dumni.

Planują państwo w przyszłości podobne akcje?

Jak najbardziej, to bardzo ważne inicjatywy. Zwłaszcza że tylu ważnych rzeczy nie zrobiliśmy w ostatnich 30 latach, że nie wyprodukowaliśmy filmów, nie dotarliśmy z naszą historią do szerszych kręgów. Wcześniej nie było po prostu takiej woli. A wola jest decydująca. Może za mało ludzi chciało się w to zaangażować?

Nie chodzi wcale o to, by budować wyidealizowany, lukrowany obraz Polski. Jako naród nie byliśmy bez skazy, rozdzierały nas spory. Jest jednak różnica między wymianą poglądów a pluciem na Polskę i Polaków. A chętnych do pogardzania nami jest wielu. Powtórzę raz jeszcze – naszą nadzieją jest młode pokolenie. Widzę, z jakim przejęciem zagłębia się w naszą historię, jak fascynują je losy niezłomnych żołnierzy wyklętych. I wierzę, że dzięki nim za kilkanaście lat, a może wcześniej, świadomość społeczna Polaków się zmieni. Myślę, że już wkrótce to oni zaczną opowiadać o naszej historii w taki sposób, że cała pedagogika wstydu i jej siła oddziaływania po prostu straci sens.

PLUS MINUS

Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:

prenumerata.rp.pl/plusminus

tel. 800 12 01 95

Plus Minus: Czemu ma służyć polityka historyczna?

Wszyscy przechowujemy w pamięci pewien depozyt wiedzy o postaciach i wydarzeniach z przeszłości – i on właśnie kształtuje naszą świadomość. Polityka historyczna ma służyć temu, byśmy przekazywali sobie nawzajem i następnym pokoleniom całą prawdę o naszym dziedzictwie. A przez polską historię przewija się widoczna w każdej generacji jedna nić – zmaganie o wolność. Staje się to doskonale widoczne w tak ważnych momentach, jak obchody setnej rocznicy odzyskania niepodległości. Po ponad wiekowej niewoli odzyskaliśmy państwo na dwie dekady, aby ponownie je utracić w czasie II wojny światowej i pod komunistycznymi rządami.

Pozostało 93% artykułu
Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi