Tak oto wierni diecezji świdnickiej mają moralną jasność. Zagrożenia płyną z zewnątrz, wystarczy się przed nimi ochronić, a z Kościołem, z wiarą, z rodziną będzie dobrze. Przyznam, że nie podzielam optymizmu biskupa. Warto też zauważyć, że polski Kościół znalazł sobie właśnie nowego wroga. Hierarchowie lubią walczyć z kolejnymi -izmami. Kiedyś był to newage'yzm, liberalizm, potem genderyzm, dziś jest to ekologizm. Nie bardzo rozumiem, w jaki sposób rozbija on polskie rodziny. Nie słyszałem, by z powodu przekonania o nadciągającej katastrofie ekologicznej rozpadały się małżeństwa, a rodzice zostawiali dzieci.
Widzę natomiast wiele znacznie poważniejszych zagrożeń, jakie stoją przed polskimi rodzinami. Przede wszystkim jest to głęboki kryzys Kościoła. Pustoszejące seminaria, coraz liczniejsi księża, którzy zrzucają sutanny, są tego kryzysu symptomem (pisze o tym parę stron dalej Tomasz Terlikowski). Ale jego źródłem może być coś innego – poważny kryzys wiarygodności, który uderzył w polski Kościół wraz ze skandalami pedofilskimi i zbyt wolno dojrzewającą świadomością, że księży, którzy dopuścili się przestępstw seksualnych wobec małoletnich, należy wysyłać do więzienia, a nie do innej parafii.
Hierarchowie są niezwykle wymagający moralnie wobec wiernych, ostrzegają przed coraz to nowymi zagrożeniami, szczególnie w sferze etyki seksualnej wieszają poprzeczkę bardzo wysoko. Ale by byli wiarygodni dla wiernych, nie wystarczy chowanie się za autorytetem Kościoła. Wielu wiernych nie dostrzega tego samego rygoryzmu w podejściu do księży, którzy sprzeniewierzyli się tej wymagającej nauce, o popełnieniu przestępstw seksualnych nie wspominając. Trzeba naprawdę wielkiej wiary, trzeba łaski rozróżniania między złem ludzi a świętością boskiej części Kościoła, by oprzeć się wątpliwościom.
Nie mam jednak wrażenia, by wielu biskupów zdawało sobie sprawę z powagi sytuacji. Znacznie łatwiej wychodzi im piętnowanie wrogów zewnętrznych niż walka o własną wiarygodność. Jestem przekonany, że dopóki Kościół jej nie odzyska, młodzież nie zacznie walić do kościołów drzwiami i oknami, księża nie przestaną odchodzić, a seminaria się nie zapełnią. Będzie wręcz przeciwnie – kościoły będą pustoszeć, a biskupi zamiast refleksji nad własnymi błędami będą odpowiedzialnością za ten stan rzeczy obarczać kolejne -izmy.