Vincenzo kręci głową: – Nic nie wiesz o dobrej pizzy, serze i lodach, my mamy je najlepsze na świecie. W Rzymie? Wszystko jest niezłe, ale raj na ziemi jest w Cilento. Mamy najlepsze produkty we Włoszech, to u nas pracują najlepsi kucharze. Ponadto nie ma tłoku jak na Wybrzeżu Amalfitańskim. Sorrento? Umieram ze śmiechu. To miejsce dla snobów. Tutaj przyjeżdżają normalni ludzie, którzy za normalne pieniądze dostają nadzwyczajne rzeczy. No i to wybrzeże...
Mógłby Vincenzo cały dzień wymieniać zalety centralnej i południowej części prowincji Salerno położonej 100 kilometrów na południe od Neapolu. I nie zanudzić. Zna na pamięć fragmenty „Odysei", której akcja (częściowo) toczy się właśnie tutaj. Nazwa malutkiej miejscowości Licosa, do której z Agropoli, gdzie Vincenzo mieszka, jedzie się 20 minut samochodem, pochodzi od jednej z trzech syren spotkanych przez Odyseusza, tak przynajmniej twierdził Wergiliusz. I to mieszkańcom Cilento pasuje. Inne wykładnie ich nie interesują, bo według nich syreny mieszkały gdzie indziej.
– Po grecku to Leucosia, czyli biała – Vincenzo popisuje się znajomością języków obcych. Inna sprawa, że ten żywy, czarny jak diabeł facet, chociaż na każdym kroku się chwali, w ogóle nie irytuje. Na co dzień zajmuje się handlem, przez kilka lat mieszkał w Wilnie, skąd przywiózł żonę Alionę (pół Polkę, pół Rosjankę), bywał w Singapurze i Chinach, teraz zajmuje się eksportem wina, oliwy i przetworów na Litwę. Wszystko z Cilento, rzecz jasna.
W Agropoli wszyscy go znają, a on zna wszystkich. Wie, gdzie można najlepiej zjeść i wypić. Nawet jeżeli w restauracji zwróci kelnerowi uwagę na to, że wino, które przyniósł, nie jest dobre i chce spróbować innej butelki, nikt mu nie będzie miał tego za złe. Bo Vincenzo zna się na winach jak nikt inny. Przed kilkoma miesiącami skończył kurs sommelierski.
I w fantastycznie położonej restauracji La Panoramica w pobliskim Giungano pozwala sobie nawet instruować właściciela, co podać do poszczególnych potraw. A ten nie protestuje. Kelnerzy chodzą wokół niego jak w zegarku. Vincenzo jest mistrzem ceremonii i co chwila zarządza nowe atrakcje, wśród których najważniejsza jest oczywiście pizza cilentana, która tym się różni od neapolitańskiej, że do jej wypieku używa się ciasta chlebowego. Sos pomidorowy, jak tłumaczy Vincenzo, powinien być wcześniej ugotowany z dodatkiem cebuli i oliwek. No i rzecz najważniejsza: ciasto posypuje się tartym kozim serem zamiast mozzarellą di bufala, chociaż to właśnie Cilento słynie z jego produkcji.