Zacznijmy od garści statystyk. Badania opublikowane w 2019 roku – a dotyczące roku 2018 – mówią, że znacznie spadła religijność wśród młodych pokoleń, a przynajmniej – jak to się określa – „religijność kościelna", wprost katolicka. Badania te dotyczyły młodzieży z ostatnich klas gimnazjalnych. Jako głęboko wierzący i wierzący łącznie określiło się w 2018 roku 63 proc. uczniów, podczas gdy w 2008 roku było ich 81 proc. Coraz mniej młodych ludzi chodzi też na religię – w 2018 r. zadeklarowało to 70 proc. wobec 93 proc. w roku 2010. Ta ostatnia zmiana przynajmniej w pewnej mierze może wynikać z coraz większych problemów Kościoła z kadrą nauczycieli katechetów, szczególnie świeckich. Podczas gdy środowiska laickie organizują kolejne bezskuteczne akcje polityczne zachęcające państwo do odgórnego wycofania religii ze szkół, Kościół ze szkół wycofuje się sam.
– Spadek praktyk niedzielnych jest bardzo wyraźny – mówił po publikacji badań ks. prof. Sławomir Zaręba z Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie. – Nakaz uczestnictwa w niedzielnej mszy traci moc obowiązującą, co potwierdza porównanie wyników z lat 1988 i 2017, gdzie odsetki uczestnictwa kształtowały się odpowiednio na poziomie 70,7 proc. i 41,1 proc. Innymi słowy, ta obowiązkowa praktyka religijna posiada coraz częściej charakter dowolny. Potwierdzają to także przesunięcia w innych wskaźnikach religijności, jak np. w wymiarze doktrynalnym. To również potwierdza trend sekularyzacyjny, który obserwuje się także w stosunku do praktyk nadobowiązkowych, np. modlitwy indywidualnej.
Alternatywa bez alternatywy
Spadek religijności kościelnej wydawać się może złym znakiem dla prawicy, która traci w ten sposób swój naturalny elektorat. Ale jeśli spojrzymy na rozmaite partie prawicowe w Europie, dostrzeżemy, że często mają one bardzo niewiele wspólnego z tym, co w Polsce wciąż uważane jest za prawicowe. Przyjrzyjmy się choćby Alternatywie dla Niemiec (AfD), partii uznawanej w Niemczech za najdalej wysuniętą na prawo na tamtejszej scenie politycznej. Choć polscy prawicowi publicyści często chętnie zerkają w stronę tego ugrupowania, to jego ducha dobrze oddaje zdanie wypowiedziane w ostatniej kampanii wyborczej przez liderkę partii, otwarcie przyznającą się do homoseksualnego stylu życia, Alice Weidel: „Czy naprawdę nie ma ważniejszych tematów, kiedy kraj jest zagrożony napływem hord imigrantów, dla których homoseksualizm to przestępstwo?".
Rzecz jasna politycy AfD mówią o przywiązaniu do tradycyjnego modelu rodziny, ale Weidel twierdzi, że rodzina to pojęcie szersze, niż prezentuje to program jej partii. Alternatywa nie sprzeciwia się związkom partnerskim, choć bierze udział w protestach przeciw ideologii gender czy edukacji seksualnej, która w Niemczech ma charakter przymusowy i permisywny. To, co jednak trafia w prawdziwą emocję społeczną i daje polityczną rentę Alternatywie, to sprawy imigracji i niemieckiej polityki imigracyjnej oraz poczucie mieszkańców wschodnich landów z dawnej NRD zepchnięcia na margines. Można powiedzieć, że bycie prawicą w niemal całkowicie zsekularyzowanych Niemczech wymaga nie konsekwentnego programu chrześcijańskiego, ale „sałatki" postulatów bez większej spójności. Ostatecznie chodzi o to, by zbierać w czasie wyborów odpowiednio szeroki front elektoratu niezadowolonego z trwającego systemu władzy.
Konserwatywni chrześcijanie – ponoć jeszcze tacy w Niemczech są – przymkną ostatecznie oko na poglądy liderki, ponieważ uznają, że i tak nie ma innej, lepszej – nomen omen – alternatywy. Z drugiej strony w większości zateizowani (już od czasów komunizmu) mieszkańcy dawnej NRD także z łatwością przełkną wątki ważne dla tradycyjnie czy też bardziej konserwatywnie obyczajowo nastawionych współobywateli, ponieważ interesuje ich po prostu partia, która nie wstydzi się ich reprezentować – ludzi o niższym statusie materialnym czy ze zrozumiałą rezerwą do modelu społeczeństwa multikulturowego. Bardziej zaś liberalni Niemcy z zachodu, zirytowani ideami kształtującymi politykę imigracyjną mainstreamowych partii, mogą dać się skusić tym, że Alternatywa chce bronić ich wolności oraz społecznego status quo.