Wkraczamy wreszcie do miasta Kijowa. Ludność – przeważnie Rosjanie lub Ukraińcy – zachowuje się w stosunku do nas bardzo życzliwie. Ludność żydowska, której jest znacznie mniej, jest w ciągłej obawie pogromów, wobec czego chętnie przyjmuje na kwatery żołnierzy" – zapisał 7 maja w dzienniku ppor. Wilhelm Wilczyński. A dwa dni później zanotował: „O godzinie 9.00 rozpoczyna się defilada. Wkraczamy na najgłówniejszą ulicę Kijowa – Kreszczatik. Kolumny różnych rodzajów broni idą w szpalerze tłumów po jednej i drugiej stronie ulicy zebranych i podziwiających wygląd oraz sprawność naszego żołnierza. Szczególnie ludność polska, znajdująca się w tłumie, wyraża podziw swój i radość. Na samym końcu defilują oddziały ukraińskie atamana Symona Petlury, które z nami współdziałały w akcji na Kijów, również oklaskiwane i witane okrzykami przez swoich rodaków".
W paradzie wzięli udział żołnierze Armii Ukrainy (URL) i chociaż stanowili oni niewielką siłę, do dzisiaj przyjmuje się, że była to wspólna parada. Jak wspominał gen. Tadeusz Kutrzeba, przemarsz wypadł okazale. „Przed oczyma licznych tłumów przemaszerowały w świetnej postawie – ze sztandarami, orkiestrami i fanfarami – oddziały polskie i 6. dywizja Armii Petlury sformowana w Brześciu. Wrażenie było potężne: patrzące tłumy powtarzały, że od czasu wymarszu Niemców nie widziano na Ukrainie wojska prezentującego się tak znakomicie".
Wejście do Kijowa stało się jednym z ważniejszych wydarzeń trwającej wówczas wojny polsko-bolszewickiej. Jej przyczyną był konflikt o kształt wschodnich granic odradzającego się państwa polskiego. Marszałek Piłsudski marzył o federacji państw od Bałtyku po Morze Czarne. Wspomniał o tym 31 lipca 1919 r. w Belwederze w słowach do hr. Michała Kossakowskiego: „Mamy takie nieocenione chwile, taką wspaniałą okazję dokonania na wschodzie wielkich rzeczy, zajęcia miejsca Rosji, tylko z odmiennymi hasłami, i wahamy się? Siły Rosji nie boję się. Gdybym teraz chciał, szedłbym teraz choćby do Moskwy, i nikt by nie zdołał przeciwstawić się mej sile. (...) Zginę raczej, niźlibym miał z czasem rozpaczać, że mi zabrakło odwagi do wyzyskania może jedynej okazji wskrzeszenia całej wielkiej i potężnej Polski".
Piłsudski jak Chrobry
Z kolei podczas konferencji z szefem sztabu generalnego gen. Stanisławem Hallerem i wiceministrem MSZ Władysławem Skrzyńskim w grudniu 1919 r. nie miał wątpliwości: „Bolszewików trzeba pobić i to niedługo, póki jeszcze nie wzrośli w siłę. Trzeba ich zmusić do tego, aby przyjęli rozstrzygającą rozprawę i sprać ich tak, aby ruski miesiąc popamiętali. Ale żeby to osiągnąć, trzeba ich nadepnąć na tak bolesne miejsce, żeby nie mogli się uchylać i uciekać. Moskwa takim miejscem nie jest. Kijów, Ukraina to ich czuły punkt".
W kwietniu 1920 r. strona polska zawarła układ z Symonem Petlurą, przywódcą Ukraińskiej Republiki Ludowej, w sprawie wspólnej walki przeciwko Armii Czerwonej. Jeden z istotnych zapisów umowy mówił, że po zakończeniu działań wojennych na wniosek jednej ze stron polskie oddziały wycofają się poza wyznaczoną w umowie granicę między Rzeczpospolitą a Ukrainą. Polska miała pomóc Ukrainie w odzyskaniu niepodległości, a następnie wrócić za linię rzeki Zbrucz. Szczegółowe ustalenia umowy zostały zachowane w ścisłej tajemnicy. Do wiadomości publicznej przekazano jedynie, że Polska uznaje prawo Ukrainy do niepodległego państwa, a za przywódców Ukraińskiej Republiki Ludowej uznaje Dyrektoriat kierowany przez Petlurę.