Tłumienie pragnienia wolności to przecież nic innego jak totalitarne tworzenie nowego człowieka. W roku 2021 trudno nie nabrać wątpliwości, czy eksperyment powołujący do życia homo sovieticusa jednak się nie udał? Ci, którzy otrzymali wolność w momencie, gdy Fukuyama wieszczył koniec historii, są tą wolnością rozczarowani i chętnie ją sprzedadzą za niewielką cenę. Opisane przez Fromma poczucie bezsilności i izolacji ma się świetnie. A przecież bezsilność to nic innego jak zagubienie w świecie. Niezrozumienie procesów determinujących życie z braku kompetencji kulturowych. A przecież tak łatwo uzbroić bezsilnego, wystarczy na serio potraktować kulturę i edukację. Rację ma Denis Dutton w „Instynkcie sztuki", kiedy przypomina, że opowieści ludzi pierwotnych snute przy ognisku były niczym innym jak wyposażeniem w niezbędną wiedzę, która pozwoliła słabemu homo sapiens zawładnąć Ziemią. Czy Yuval Noah Harrari, który z kolei wskazuje na język i abstrakcyjne opowieści przekazywane za jego pomocą (z istotną rolą plotki jako ważnego czynnika budowania wspólnoty), odpowiadające za sukces cywilizacyjny człowieka.
Przecież kultura to „zbiorowa mądrość" – supermózg, w którym znajdziemy wszystkie możliwe scenariusze ludzkich zachowań wynikające z biologii i ewolucji. Podobno jedynie dzieła Szekspira wyczerpują wszystkie scenariusze, które tylko mogą być modyfikowane, ale nikt nic nowego już nie wymyśli.
Demokracja to bardzo trudny system. Trzeba podejmować decyzje w oparciu o swoją wiedzę i kompetencje, a co najgorsze, ponosić konsekwencje wyborów. My nieliczni, dla których wolność coś znaczy, przygotujmy się do buntu i obrony wyszydzanych i deptanych wartości demokratycznych, albowiem wydaje się, że politycy populistyczni, tak liczni i popularni, na początku XXI w. potraktowali dzieło Fromma jako instruktaż zamordyzmu. Na nic się zdały opublikowane 10 lat później „Korzenie totalitaryzmu" Hannah Arendt. Ciąg dalszy opowieści o autorytaryzmach nastąpi. ©?
Autor jest prawnikiem, dyrektorem Teatru Nowego w Łodzi, byłym prezesem Narodowego Centrum Kultury
Takie emocje to nic innego niż figury kulturowe. W swojej analizie Fromm wielokrotnie wskazuje na kulturę jako najważniejsze ze zjawisk. Przecież ideologia nazizmu czy komunizmu to nic innego jak „opowieść", „narracja". Jesteśmy narodem nadludzi, więc wszystko nam się należy. Mamy prawo podbić cały świat i eksterminować podludzi.
Czy w wydaniu bolszewickim to klasa przodująca, wobec zaznanych krzywd, ma prawo do likwidacji klasy wyzyskiwaczy i zrównania wszystkich – zawsze w niedostatku i biedzie? Jednak te opowieści, mimo że utopijne i niebezpieczne, są atrakcyjne. Tłumaczą prosto złożone zjawiska i wskazują winnych. Każdy najbardziej wredny półgłówek zrozumie, że jest nadczłowiekiem czy przedstawicielem klasy przodującej i „mu się należy". To jest przewaga systemów autorytarnych nad demokracją, której brak takiej „narracji".
Demokracja liberalna ma bowiem do zaproponowania cały zestaw tzw. praw człowieka, które trudno ubrać w atrakcyjną kulturalnie narrację. Odnoszę wrażenie, że dla większości populacji są to figury nic nieznaczące. Po co wolność słowa, skoro nie ma się nic do powiedzenie, po co wolność wyboru, skoro elektorat nie odróżnia chrześcijańskiej demokracji od socjaldemokracji, po co wolność prasy, skoro nic się nie czyta?
Jedyna kulturowa opowieść, która jest związana z demokracją, a szczególnie z towarzyszącym jej systemem gospodarczym, to słynny cytat Gordona Gekko z filmu „Wall Street" – „Chciwość jest dobra". I taka narracja towarzyszyła transformacji w momencie klęski imperium komunistycznego. Fromm opisuje to jako „ciasne egoistyczne dążenie do własnej korzyści". Najważniejszą nauką stała się ekonomia. Nawet pojawiły się elementy metafizyczne przynależne religiom. „Niewidzialna ręka rynku" to jedna z takich figur. Niestety, nie była to ekonomia z czasów Smitha, gdy była częścią filozofii, lecz bliżej jej do rachunkowości.
Kultura jest winna. Obrzydzała demokrację. „Mogę być bandytą. Politykiem nie" – jak mówił Franz Maurer w „Psach", a publiczność w kinach odpowiadała gromkim rechotem. I tak doszliśmy do momentu, gdy dla ogromnej rzeszy polskich wyborców pogląd na demokrację i całe wychowanie obywatelskie sprowadza się do stwierdzenia: „ci kradną, ale się dzielą. Tamci kradli, ale nic ludowi nie dali".
Jednak największe wrażenie, w mojej ocenie, robi następujące stwierdzenie Fromma: „Pragnienie wolności można stłumić, może ono zniknąć ze świadomości jednostki. (...) Podobnie można stłumić dążenie do sprawiedliwości i prawdy".
W filmie Luisa Bunuela „Widmo wolności" (1974) punktem wyjścia jest wzorowana na słynnym obrazie Goi scena rozstrzelania w 1808 r. hiszpańskich powstańców (krzyczących w trakcie egzekucji: „Precz z wolnością"...) przez żołnierzy francuskiej armii Bonapartego niosącym przez Europę hasła: „Wolność, równość, braterstwo".
Tłumienie pragnienia wolności to przecież nic innego jak totalitarne tworzenie nowego człowieka. W roku 2021 trudno nie nabrać wątpliwości, czy eksperyment powołujący do życia homo sovieticusa jednak się nie udał? Ci, którzy otrzymali wolność w momencie, gdy Fukuyama wieszczył koniec historii, są tą wolnością rozczarowani i chętnie ją sprzedadzą za niewielką cenę. Opisane przez Fromma poczucie bezsilności i izolacji ma się świetnie. A przecież bezsilność to nic innego jak zagubienie w świecie. Niezrozumienie procesów determinujących życie z braku kompetencji kulturowych. A przecież tak łatwo uzbroić bezsilnego, wystarczy na serio potraktować kulturę i edukację. Rację ma Denis Dutton w „Instynkcie sztuki", kiedy przypomina, że opowieści ludzi pierwotnych snute przy ognisku były niczym innym jak wyposażeniem w niezbędną wiedzę, która pozwoliła słabemu homo sapiens zawładnąć Ziemią. Czy Yuval Noah Harrari, który z kolei wskazuje na język i abstrakcyjne opowieści przekazywane za jego pomocą (z istotną rolą plotki jako ważnego czynnika budowania wspólnoty), odpowiadające za sukces cywilizacyjny człowieka.
Przecież kultura to „zbiorowa mądrość" – supermózg, w którym znajdziemy wszystkie możliwe scenariusze ludzkich zachowań wynikające z biologii i ewolucji. Podobno jedynie dzieła Szekspira wyczerpują wszystkie scenariusze, które tylko mogą być modyfikowane, ale nikt nic nowego już nie wymyśli.
Demokracja to bardzo trudny system. Trzeba podejmować decyzje w oparciu o swoją wiedzę i kompetencje, a co najgorsze, ponosić konsekwencje wyborów. My nieliczni, dla których wolność coś znaczy, przygotujmy się do buntu i obrony wyszydzanych i deptanych wartości demokratycznych, albowiem wydaje się, że politycy populistyczni, tak liczni i popularni, na początku XXI w. potraktowali dzieło Fromma jako instruktaż zamordyzmu. Na nic się zdały opublikowane 10 lat później „Korzenie totalitaryzmu" Hannah Arendt. Ciąg dalszy opowieści o autorytaryzmach nastąpi.
Autor jest prawnikiem, dyrektorem Teatru Nowego w Łodzi, byłym prezesem Narodowego Centrum Kultury