Kościół chce nowej Białorusi

Przesłuchania biskupów i księży. Zwierzchnik Kościoła katolickiego wyrzucony z kraju, a Cerkwi wymieniony na bardziej posłusznego. Jak daleko jest w stanie posunąć się reżim Łukaszenki w walce z niewygodnym duchowieństwem?

Publikacja: 27.11.2020 10:00

Arcybiskup Tadeusz Kondrusiewicz, metropolita mińsko-mohylewski, po raz pierwszy spędzi Boże Narodze

Arcybiskup Tadeusz Kondrusiewicz, metropolita mińsko-mohylewski, po raz pierwszy spędzi Boże Narodzenie z dala od swoich wiernych

Foto: EAST NEWS

Nadchodzą wielkie zmiany, które przebudują znaczną część świata. Na Białorusi już trwają, zaczęły się w sierpniu. Nadszedł nasz armagedon, rozpoczęła się bitwa ostateczna między dobrem a złem. Szatan już tu jest. Trwa walka o człowieka, by wyszedł z tej bitwy, pozostając człowiekiem – mówi „Plusowi Minusowi" ks. Wiaczasłau Barok. Jest proboszczem niewielkiej, ale niezwykle uroczej, otoczonej ze wszystkich stron jeziorami katolickiej parafii na samej północy Białorusi. 5 km dalej zaczyna się już Rosja. 12 listopada duchowny przez niemal dwie godziny był przesłuchiwany w Komitecie Śledczym (KS), który obecnie prowadzi „analizę lingwistyczną" jego aktywności w sieciach społecznościowych, a zwłaszcza na portalu YouTube, gdzie od początku roku prowadzi popularnego vloga.

Na razie jest na wolności, ale w każdej chwili może zostać aresztowany i stać się kolejnym więźniem politycznym, których jest już ponad stu. Ale się nie poddaje. Tuż po przesłuchaniu opublikował w listopadzie kolejne nagranie, w którym zwrócił się z apelem do papieża Franciszka. Nawiązał w nim do doskonale znanego niegdyś kardynałowi Bergoglio okresu „brudnej wojny" w Argentynie, opowiadając przy okazji o białoruskiej rzeczywistości: tysiącach pobitych, okaleczonych, torturowanych oraz o tych, którzy stracili życie w trakcie trwających już od ponad trzech miesięcy pokojowych protestów. Wspomniał o zwierzchniku białoruskich katolików metropolicie Tadeuszu Kondrusiewiczu przebywającym w Polsce, którego już od trzech miesięcy władze nie chcą wpuścić na Białoruś. – Co mamy zrobić, by zapanował pokój i zgoda? Jak powstrzymać wojnę? – pyta papieża białoruski duchowny.




Ujarzmić księży

W trakcie przesłuchania śledczy wypytywał księdza, po co prowadzi bloga i dlaczego zabiera tam głos w sprawach politycznych i społecznych, które „nie dotyczą religii". Tłumaczył, że jako duchowny głosi Słowo Boże i jedynie „nazywa zło po imieniu". Duchowny przyznaje, że presja na księży to na Białorusi „zjawisko systematyczne", trwające od lat. – Myślę, że większość księży w naszym kraju miało rozmowę z funkcjonariuszami odpowiednich służb, którzy w taki czy inny sposób próbują kontaktować się z duchownymi. Wcześniej, przed przesłuchaniem, miałem tzw. rozmowę profilaktyczną. Milicjant radził mi „nie zajmować się ekstremizmem". Kilku znajomych księży opowiadało mi o tym, że albo ktoś do nich przychodził, albo zapraszano ich na rozmowę do odpowiednich służb – mówi ks. Barok.

Komitet Bezpieczeństwa Państwowego Białorusi (KGB) to jedna z najbardziej rozbudowanych organizacji w kraju. Białoruś jest jedynym krajem, gdzie nazwa ta przetrwała po upadku ZSRR. Przetrwała nie tylko nazwa. KGB ma swoje oddziały we wszystkich miastach obwodowych (Mińsk, Grodno, Brześć, Witebsk, Homel, Mohylew), ale też w wielu mniejszych miejscowościach (Słuck, Mołodeczno, Soligorsk, Nieśwież itd.). Tylko w obwodzie mińskim oficjalnie ma dziesięć takich filii. Funkcjonariusze białoruskiej bezpieki nie muszą więc jechać z Mińska, by „porozmawiać" z księdzem, dziennikarzem czy działaczem opozycyjnym w oddalonej od stolicy wiosce. Są na miejscu.

Ostatnio co najmniej kilku białoruskich duchownych z różnych regionów kraju poinformowało swoich przełożonych o naciskach ze strony służb. Duchownych zmuszano, by zabraniali swoim wiernym używania wszelkich biało-czerwono-białych symboli (to barwy historycznej flagi Białorusi wykorzystywane przez opozycję) oraz by podczas kazań wzywali do „odpowiedzialności społecznej" i zniechęcali ich do uczestnictwa w ulicznych protestach. – Namawiano ich nawet na podpisanie jakichś papierów, ale księża odmówili, zgłosili to wyżej i zostali objęci odpowiednią opieką prawną – mówi „Plusowi Minusowi" dobrze poinformowane, anonimowe źródło w Kościele rzymskokatolickim na Białorusi.

W kraju Łukaszenki udzielanie się dla polskich mediów nie jest mile widziane. Zwłaszcza po tym jak białoruski przywódca zasugerował, że arcybiskup Kondrusiewicz „jeździł do Polski i dostawał tam rozkazy, jak rujnować kraj". Zwierzchnik białoruskiego Kościoła podjął walkę na drodze prawnej, jak się okazało – z wiatrakami. Po trzech miesiącach nikt po tamtej stronie granicy nie potrafił mu odpowiedzieć, dlaczego jego białoruski paszport nagle został „unieważniony". Białoruskie służby od Straży Granicznej po MSW przerzucają się odpowiedzialnością, nie podając żadnych terminów rozpatrzenia sprawy. A to oznacza, że metropolita mińsko-mohylewski po raz pierwszy spędzi Boże Narodzenie z dala od swoich wiernych. – Wygląda na to, że wszystko w tej sytuacji zależy wyłącznie od dobrej woli i nastroju jednego człowieka, Aleksandra Łukaszenki – mówi nasz rozmówca.




Rozgniewany dyktator

Metropolita Tadeusz Kondrusiewicz miał za sobą kilkaset sytuacji, gdy trzeba było zachowywać się bardzo ostrożnie, dyplomatycznie manewrować, ale jednocześnie zabrać głos w jakieś delikatnej sprawie. Nie wchodzi on w jakieś intrygi z udziałem Polski, Ameryki, Rosji czy Watykanu. To człowiek, który przed tym, jak coś zrobi, siedem razy pomyśli. Jestem przekonany, że historia z jego niewpuszczeniem do kraju nie ma podwójnego dna. Sprawa jest bardzo prosta – mówi „Plusowi Minusowi" dr Piotr Rudkouski, były dominikanin i teolog, dyrektor Białoruskiego Instytutu Badań Strategicznych (BISS). Przypomina o kampanii społecznej „Katolik nie fałszuje", która rozpoczęła się w środowisku katolickim przed wyborami prezydenckimi 9 sierpnia i była skierowana do członków komisji wyborczych. To była oddolna inicjatywa, którą poparli niektórzy księża, a milcząco poparło je też wyższe duchowieństwo.

Później doszło do brutalnych powyborczych protestów i Kondrusiewicz od bardzo wstrzemięźliwych oświadczeń zaczął przechodzić do czynów. Najpierw wezwał na rozmowę szefa MSW, a później udał się na modlitwę pod ścianami aresztu przy ul. Akreścina w Mińsku. Prawdopodobnie w tym samym momencie torturowano tam wciąż zatrzymanych w trakcie antyrządowych protestów. – Decydujące mogło być kazanie metropolity w jednej z białoruskich parafii wygłoszone w momencie, gdy na Białorusi doszło do największych demonstracji w historii kraju. Powiedział wtedy: „chcemy odrodzenia, chcemy nowej Białorusi". To wszystko bardzo rozgniewało Łukaszenkę – uważa Rudkouski.

Wyrzucając zwierzchnika białoruskich katolików z kraju, reżimowi nie udało się jednak uciszyć Kościoła. Obowiązki Kondrusiewicza tymczasowo przejął młodszy o 24 lata biskup Juryj Kasabucki. Absolwent KUL nie szczędzi słów krytyki pod adresem władz w Mińsku. Robi to podczas kazań oraz w sieciach społecznościowych, które wraz z likwidacją niezależnych mediów stały się dla Białorusinów jedynym źródłem informacji.

„Ojcze, przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią. Tak Chrystus modli się za swoich zabójców i katów. Módlcie się za wrogów waszych – uczy Zbawca swoich uczniów. To tylko dwa przykłady z bardzo bogatej nauki Chrystusa. Dzisiaj rozumiem, że coraz trudniej mi się modlić za ludzi, którzy w naszym kraju biją, kaleczą, znieważają i poniżają godność człowieka, rzucają do więzień niewinnych ludzi, wśród których jest wielu moich przyjaciół i znajomych, wielu naszych wiernych" – pisał biskup na swoim profilu na Facebooku. Pisze też o funkcjonariuszach realizujących program represji, próbując przekonać ich, że stanowiska i pieniądze „przeklęte przez tysiące ludzi" nie przyniosą szczęścia. Zachęca wiernych do modlitwy za „wszystkie ofiary represji". Zaapelował nawet do rodaków o odmawianie „Litanii naszych czasów" ks. Jerzego Popiełuszki.

„Nasz naród przeżywa swoją drogę krzyżową i razem z Chrystusem niesie swój krzyż. Jednak pamiętajmy zawsze, że po Golgocie było chwalebne zmartwychwstanie" – napisał Kasabucki.

Zabójstwo malarza

Słynny już na całą Białoruś tak zwany plac Peremen (plac Zmian) znajduje się w okolicy ulicy Czerwiakowa i Traktu Smorgowskiego w Mińsku. Mieszkańcy okolicznych bloków od miesięcy bronią tam muralu przedstawiającego dwóch młodych ludzi z uniesionymi pięściami. Symbolizują dwóch dźwiękowców, którzy latem, w czasie kampanii wyborczej, na rządowej imprezie w Mińsku, włączyli piosenkę „Peremen" rosyjskiego piosenkarza Wiktora Coja. Niegdyś symbolizowała zbliżający się upadek Związku Radzieckiego, dzisiaj mobilizuje pragnących wolności Białorusinów. Mieszkańcy okolicznych bloków spotykali się tam wieczorem, tańczyli i śpiewali zakazane piosenki. Dopóki 12 listopada nie pojawili się tam nieznani sprawcy i zaczęli zrywać biało-czerwono-białe wstążki. Prawdopodobnie działali na rozkaz dyktatora, który zarządził „zrobić porządek" na stołecznych osiedlach. Na ich drodze stanął 31-letni malarz Roman Bondarenko, który najpierw został pobity, trafił na komisariat, a stamtąd w ciężkim stanie do szpitala, gdzie zmarł.

To zabójstwo wstrząsnęło Białorusią, w miejscu pobicia chłopaka powstała górka kwiatów i zniczy. Pojawiły się nawet obrazki świętych. Choć był wyznania prawosławnego, na polecenie biskupa Kasabuckiego w białoruskich kościołach odprawiono za niego mszę. „Zgromadziło nas w tej świątyni smutne wydarzenie dla naszego kraju, naszego społeczeństwa. Roman jest kolejną ofiarą terroru i przemocy" – przemawiał biskup podczas kazania na mszy w stołecznych kościele katedralnym.

Kilka dni później, w „niepokornej dzielnicy", interweniowało tysiące funkcjonariuszy OMON-u, aresztowano setki ludzi, a spontaniczny memoriał usunięto w ciągu jednej nocy. Aresztowano lekarza, który ujawnił rodzinie przyczynę śmierci, do aresztu KGB wrzucono też dziennikarkę, która jako pierwsza nagłośniła sprawę. Znany już na całą Białoruś mural zamalowano szarą farbą.

Kolejna refleksja biskupa Kasabuckiego opublikowana na Facebooku trafiła już na stół Łukaszenki. „Wszystkie te represje tylko nas wzmacniają" – pisał, krytykując zniszczenie memoriału i stawiając siebie w jednym szeregu z walczącymi o wolność Białorusinami. Nie wytrzymał też rzecznik dominującej w kraju Białoruskiej Cerkwi Prawosławnej (patriarchat moskiewski) Siergij Lepin. Odnosząc się do działań milicji, pisał na Facebooku o „bluźnierczym traktowaniu portretów zabitego" oraz o „szatańskim poniewieraniu zniczy i obrazków".

„Nie możemy tego dłużej tolerować!" – grzmiał, wymachując wydrukowanymi wypowiedziami duchownych podczas kolejnej narady Łukaszenko, zwracając się do szefa swojej administracji i prokuratora generalnego. Już następnego dnia prawosławny ojciec Lepin i katolicki biskup Kasabucki zostali wezwani do Prokuratury Generalnej, gdzie zostali przesłuchani i poinformowani, że ocena działalności organów władzy nie należy do ich kompetencji. Sprawa została przekazana do pełnomocnika rządu Białorusi ds. religii i narodowości. Bez jego zgody żaden duchowny z zagranicy nie może odprawiać mszy świętej, decyduje też m.in. o tym, czy przedłużyć wizę księżom albo zakonnikom z Polski.

Zabierając głos w sprawie memoriału zabitego malarza, ojciec Lepin uratował w pewnym stopniu wizerunek białoruskiego prawosławia, które wyznaje około 80 proc. Białorusinów. To dominujące na Białorusi wyznanie przeżywa w ostatnich miesiącach poważne turbulencje. Pod koniec sierpnia został nagle wycofany do Rosji metropolita Paweł Ponomariow. Stało się to po tym, jak potępił przemoc i odwiedził w szpitalu pobitych uczestników protestów. – Decyzja w sprawie odwołania metropolity zapadła w Moskwie z dnia na dzień. W Mińsku nikt o tym wcześniej nie wiedział – mówi „Plusowi Minusowi" wysokiej rangi rozmówca w Białoruskiej Cerkwi Prawosławnej. Kolejny zwierzchnik białoruskiej Cerkwi – metropolita Beniamin – spotkał się z Łukaszenką, wysłuchał jego pretensji wobec katolików i stara się nie robić nic, co mogłyby rozgniewać reżim. W Mińsku zaś mówi się, że poprzedni metropolita został wycofany przez patriarchę Cyryla I po osobistej interwencji Łukaszenki. W przypadku zaś katolickich księży urzędujący od 1994 r. dyktator nie ma już takich możliwości nacisku. Ale o względy papieża nieustannie walczy.

Szampan z nuncjuszem

Proszę przekazać papieżowi moje najlepsze życzenia, bezgranicznie go szanuję. Spotykałem się z jego poprzednikami, ale to jest najlepszy papież" – powiedział Łukaszenko na początku listopada do nuncjusza apostolskiego, arcybiskupa Ante Jozicia, podczas ceremonii wręczenia listów uwierzytelniających. Lepszego obrazku propagandowa białoruska telewizja nie mogła mieć. Po spektakularnym wyrzuceniu z kraju niewygodnego zwierzchnika Kościoła, wytoczonej katolickim duchownym wojnie i wycofaniu z anteny publicznego radia niedzielnych mszy świętych Łukaszenko stuka się kieliszkiem szampana z papieskim nuncjuszem. Reżimowe media sprzedały to jako dowód dobrych relacji z Watykanem.

Nie wspomniały co prawda o tym, że nuncjusza na Białorusi nie było już od listopada 2019 roku, a z wręczeniem listu uwierzytelniającego Mińsk zwlekał od maja. Za nieistotne uznano też to, że Łukaszenko tak naprawdę spotykał się tylko z jednym poprzednikiem obecnego papieża – Benedyktem XVI. Do jego spotkania z Janem Pawłem II nigdy nie doszło. – Cała sytuacja była dobrze wyreżyserowana na potrzeby propagandowe, łącznie z szampanem. Najważniejsze jest jednak to, że nuncjusz jest w Mińsku i że w tak trudnych czasach białoruscy katolicy mają możliwość bezpośredniej komunikacji z papieżem. Watykan milczy, ale to nie znaczy, że nic nie robi – mówi „Plusowi Minusowi" dobrze poinformowany rozmówca.

Nieprzypadkowo do Mińska wysłano dyplomatę, który wcześniej miał doświadczenie w pracy m.in. w autorytarnych Rosji i Chinach. Na początku września papież wysłał też do Mińska sekretarza ds. relacji z państwami w Sekretariacie Stanu Stolicy Apostolskiej. Brytyjski arcybiskup Paul Gallagher spotkał się wtedy za zamkniętymi drzwiami z Łukaszenką, a w mediach powiedział, że przyjechał do białoruskiej stolicy, by „wyrazić bliskość papieża Franciszka i Stolicy Apostolskiej z narodem białoruskim oraz z katolickim duchowieństwem i wiernymi".

Na początku października w wywiadzie dla katolickiego portalu Cruxnow Gallagher przyznał, że nadzieja na wpuszczenie na Białoruś Kondrusiewicza jest bardzo krucha i że podczas jego wizyty w Mińsku impasu nie przełamano. Zasugerował też, że białoruskie władze mogłyby pozwolić na powrót zwierzchnika lokalnego Kościoła do kraju, ale stawiając pewne warunki, które dla metropolity mińsko-mohylewskiego są nie do przyjęcia. – Podejście do reżimu Łukaszenki lokalnego duchowieństwa i Watykanu znacząco się różnią. Przede wszystkim dlatego, że problemy miejscowego Kościoła nie stają się automatycznie problemami Stolicy Apostolskiej. Watykan woli nie sięgać po retorykę konfrontacyjną i stawia na dyplomację. Natomiast stanowisko białoruskiego duchowieństwa katolickiego jest bardzo jednoznaczne i stanowcze, nie po myśli Łukaszenki – twierdzi Rudkouski.



Niezepsuci pieniędzmi

Dlaczego nie możemy milczeć? Bo wierni tym żyją, nawet w oddalonych od miasta wioskach ludzie są przerażeni tym, co się dzieje w kraju, skalą przemocy i represji – tłumaczy „Plusowi Minusowi" proboszcz jednej z największych katolickich parafii na Białorusi. Dodaje że Kościół na Białorusi nie boi się głośno mówić, bo jeżeli chodzi o rzeczy materialne, w odróżnieniu od cerkwi prawosławnej, nie ma wiele do stracenia. – Poza tym nie jesteśmy uzależnieni od władz świeckich, jak np. duchowni w Polsce, chociażby poprzez lekcje religii w szkołach czy inne formy współpracy z samorządami czy władzami centralnymi. Mam wielu znajomych proboszczy nad Wisłą, mających styczność z dużymi pieniędzmi. Tutaj takich pieniędzy nikt nie widział. Przecież katolicy na Białorusi to niespełna 15 proc. społeczeństwa – mówi.

Nasz rozmówca jest przekonany, że trwająca od ponad trzech miesięcy rewolucja i paraliżująca świat pandemia są wielką próbą, ale też sporą szansą dla katolicyzmu na Białorusi. – Prawosławne duchowieństwo zaczyna rozumieć, że milczenie może zaszkodzić Cerkwi. Miałem niedawno sytuację, gdy cała prawosławna rodzina przyszła i postanowiła przejść na katolicyzm. Powiedzieli mi, że są rozczarowani bierną postawą swoich duchownych, nie odczuwają poparcia z ich strony. Co miałem zrobić? Nie musieli się chrzcić na nowo, wystarczyło złożenie wyznania wiary. Będą musieli przystąpić do pierwszej komunii świętej, a następnie do bierzmowania – opowiada białoruski duchowny.

Jak daleko jest w stanie posunąć się reżim w walce z Kościołem?– A jak daleko jest w stanie posunąć się zło? – odpowiada nasz rozmówca.

Nadchodzą wielkie zmiany, które przebudują znaczną część świata. Na Białorusi już trwają, zaczęły się w sierpniu. Nadszedł nasz armagedon, rozpoczęła się bitwa ostateczna między dobrem a złem. Szatan już tu jest. Trwa walka o człowieka, by wyszedł z tej bitwy, pozostając człowiekiem – mówi „Plusowi Minusowi" ks. Wiaczasłau Barok. Jest proboszczem niewielkiej, ale niezwykle uroczej, otoczonej ze wszystkich stron jeziorami katolickiej parafii na samej północy Białorusi. 5 km dalej zaczyna się już Rosja. 12 listopada duchowny przez niemal dwie godziny był przesłuchiwany w Komitecie Śledczym (KS), który obecnie prowadzi „analizę lingwistyczną" jego aktywności w sieciach społecznościowych, a zwłaszcza na portalu YouTube, gdzie od początku roku prowadzi popularnego vloga.

Pozostało 95% artykułu
Plus Minus
Bogusław Chrabota: Dlaczego broń jądrowa nie zostanie użyta
Plus Minus
„Empire of the Ants”: 103 683 zwiedza okolicę
Plus Minus
„Chłopi”: Chłopki według Reymonta
Plus Minus
„Największe idee we Wszechświecie”: Ruch jest wszystkim!
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Plus Minus
„Nieumarli”: Noc żywych bliskich