Historia grupy celebrytów dopuszczonych poza kolejką do szczepionek w Warszawskim Uniwersytecie Medycznym przypomina o starej prawdzie formułowanej już kiedyś przeze mnie. Nawet kiedy PiS będzie dołował, „pomoże mu" społeczne zaplecze opozycji.
Można twierdzić, że głównym winnym afery jest sam rektor WUM, że aktorzy padli ofiarą własnej naiwności (niektórzy chyba rzeczywiście). Ale już kanonada takich wypróbowanych w bojach agitatorów jak Tomasz Lis, Mariusz Szczygieł, Ireneusz Krzemiński czy autorzy listu otwartego, jaki ukazał się w „Gazecie Wyborczej", pokazuje starą prawdą: oni są niereformowalni. Ich niczym niepotwierdzona teza o istnieniu jakiejś akcji „ambasadorów szczepień" zdaje się przekonywać jedynie ludzi korzystających z jednej bańki informacyjnej i nie wychylających się poza nią. Jest ich sporo, ale chyba nie tylu, aby wygrywać wybory.
Nie cała władza PiS
Partyjni politycy opozycji chyba zauważyli niebezpieczeństwo, przynajmniej niektórzy. Lider PO Borys Budka próbował przemawiać innym tonem, odcinać się od nieuprawnionych przywilejów, choć następnego dnia koncentrował się już na „winach PiS". Tak czy inaczej Lisa ze Szczygłem, także samych nieporadnie tłumaczących się bohaterów tej historii, słychać jednak wciąż lepiej niż polityków. Raz słyszymy, że to pisowska prowokacja, innym razem, że znanym i cenionym się należało. Tak jakby same te głosy reżyserowano faktycznie z Nowogrodzkiej. Tyle że tych ludzi nie trzeba reżyserować. Oni tak sami z siebie. Zupełnie jak wtedy, kiedy porażki opozycji tłumaczyli gorszym klasowo gatunkiem ludzi głosujących na prawicę.
Teza, że winien jest obóz rządzący, prawdziwa jest tylko w jednym fragmencie, choć należałoby to zmienić na „współwinny". Prawo i Sprawiedliwość, podobnie jak ugrupowania rządzące wcześniej, niewiele zmieniło w archaicznej, zbiurokratyzowanej służbie zdrowia. Obowiązuje tam wciąż, jak za socjalizmu, „ekonomia niedoboru". Gdy dostęp do medycznych usług jest utrudniony, łatwiej o kulturę załatwiactwa. Pandemia obnaża to jeszcze bardziej.
Ale też głosy takich ludzi jak były europoseł Marek Migalski, przekonujących, że winien jest PiS, zamazują z wdziękiem najtańszej propagandy istotną cechę naszej rzeczywistości. Od ponad pięciu lat opozycja kreśli obraz wszechwładnego obozu władzy totalnej, przesądzającego o życiu, wolności i własności każdego obywatela. Może to i jest wymarzony ideał Jarosława Kaczyńskiego. Ale wciąż bardzo daleki do spełnienia. To w tym państwie samorządne uczelnie karzą prawicowych profesorów dyscyplinarkami, a sądy wydają wyroki nieułatwiające rządowi życia, także w walce z pandemią. O potężnych segmentach rzeczywistości zależnych od opozycyjnych samorządów nie ma co już nawet wspominać. Nie twierdzę, że to jest modelowo złe, wolę władzę jakoś tam spluralizowaną. Ale warto pamiętać, że z tym podziałem wiąże się także współodpowiedzialność środowisk opozycyjnych za rzeczywistość.