Oczywiście, można się zżymać z powodu telenoweli, w jaką tabloidowe media zmieniają życie brytyjskiej rodziny królewskiej. Status mieszkańców Buckingham Palace jest iście celebrycki, paparazzi śledzą każdy ich ruch, a „szczery", acz całkowicie pozbawiony jakiejkolwiek głębi, wywiad wnuka księcia Filipa i jego żony Meghan stał się kolejną sensacją. Zresztą miliony, które obejrzały serial Netflixa „The Crown", nie mogą się mylić. Ale to już temat dla medioznawców i antropologów kultury, poszukujących w zbiorowej wyobraźni współczesności tkwiących w niej założeń, mitów, estetyki, a nawet etyki.
Warto jednak na chwilę przebić się przez ten medialny, celebrycki rys i przypomnieć sobie życie księcia urodzonego jako Filip Glücksburg. Dostrzeżemy w nim historię łączącą wiek XXI z XIX. Praprawnuk królowej Wiktorii, praprawnuk cara Mikołaja I, praprawnuk Maurycego Hauke-Bosaka, generała artylerii Królestwa Polskiego, wnuk króla Grecji. Urodził się na Korfu w 1921 r., gdy upadały kolejne europejskie monarchie. Wybrał karierę wojskową w brytyjskiej Marynarce Wojennej, gdzie poznał swą daleką kuzynkę Elżbietę Windsor, która się w nim zakochała. Kilka lat później wzięli ślub, a po śmierci Jerzego VI Filip został małżonkiem królowej. Był weteranem II wojny światowej, towarzyszył Elżbiecie II kilkadziesiąt lat, gdy upadało imperium brytyjskie. W tym sensie dla każdego, kto interesuje się historią, to nie „jakiś arystokrata", ale postać nietuzinkowa.
Ciekawy był też jego osobisty los, trudności z odnalezieniem się na królewskim dworze, wyrzeczenie się własnej kariery na rzecz stania u boku żony, wyrzeczenie się prywatności związane z niezliczonymi obowiązkami reprezentacyjnymi, które pełnił – tak po ludzku, a nawet literacko, to wszystko wydaje się interesujące. A wreszcie dla każdego konserwatysty to też intrygująca postać. Niektórzy mogą mu mieć za złe, że aby pojąć za żonę następczynię brytyjskiego tronu, wyrzekł się prawosławia i przeszedł na anglikanizm. Kto inny wypominać mu będzie słabość do rozrywek charakterystycznych dla próżniaczego trybu życia. Ale konserwatyzm to przekonanie o tym, że nie wszystko daje się sprowadzić do prawd ustalanych rozumowo bądź mających legitymację demokratyczną. Że istnieją zasady i normy, które przychodzą do nas z przeszłości, z zawartą w nich mądrością, porządkiem, instytucjami. I dlatego konserwatysta na przeszłość patrzy z szacunkiem, choć nie bezkrytycznie. Historia jest dla niego nauczycielką życia, co nie oznacza, że chce on zmieniać teraźniejszość w przeszłość czy obecne życie w jakąś wielką grupę rekonstrukcyjną. Nie, konserwatystę cechuje po prostu mądrość. I z taką mądrością warto podejść do śmierci jego królewskiej wysokości księcia Filipa.
A fakt, że dla niezłego zresztą pisarza, którego książki z gatunku fantasy zanurzone są w historii, żałoba po księciu Edynburga trąci groteskowym infantylizmem, pokazuje tylko, że dziś w Polsce wielu prawdziwych konserwatystów nie zostało. Trudno zresztą się temu dziwić w sytuacji, gdy od kilku lat rządzi partia, która korzysta z przymiotników „prawicowy" czy „konserwatywny" w dość swobodny sposób, tradycję i Kościół biorąc raczej na zakładnika czy żyranta swej polityki, niż realizując rzeczywiście konserwatywną politykę. Widać to choćby po jej nienawiści do wszelkiego rodzaju elit, które nie pochodzą z jej nadania.