Bijemy się w piersi i składamy oficjalne przeprosiny. Pisaliśmy o czerwonym płaszczu Małgorzaty Kidawy-Błońskiej, tymczasem są dwa czerwone płaszcze tej kampanii. Drugi to szefowa sztabu prezydenta Dudy Jolanta Turczynowicz-Kieryłło. Pytanie, co czerwone płaszcze mają pod czerwonym kapturkiem.
Szefowa sztabu Andrzeja Dudy nieoczekiwanie stała się gwiazdą kampanii. Do ludzi słabo interesujących się polityką dotarły informacje, że Jolanta Turczynowicz-Kieryłło kogoś w niejasnych okolicznościach pogryzła oraz jej kontrowersyjna opinia, że najwyższe stanowiska w kraju powinni sprawować mężczyźni. W ten sposób prawdopodobnie chciała dogryźć Kidawie-Błońskiej, ale niechcący ugryzła Beatę Szydło.
A mówiąc bardziej serio, to pani mecenas jest kobietą efektowną i inteligentną, choć gada jak typowy prawnik. Ale musi być też wytrzymała, bo każdego, kto wchodzi na najwyższe szczeble polityki, czeka survival. I jak to w szkole przetrwania. Nie wszyscy zdają do następnej klasy.
W Jachrance zebrała się wierchuszka PiS, żeby debatować, co dalej. Za stołem prezydialnym naprzeciwko delegatów usiedli obok siebie prezes Kaczyński, premier Morawiecki, marszałkowie Witek (Sejm) i Karczewski, szef klubu parlamentarnego Ryszard Terlecki oraz liderzy sojuszniczych partii Ziobro i Gowin. Kandydat na prezydenta wszystkich Polaków siedział czwarty z lewej.
Poza wszystkim wyglądało to tak, jakby zebrał się komitet NASA i zaprezentował kandydata wyłonionego w badaniach do lotu w kosmos. Szczęśliwym wybrańcem okazał się Andrzej Duda. Wszyscy przekonywali, że da radę. Poleci, zbierze próbki i szczęśliwie powróci na Ziemię.