Jan Paweł II analizował od strony etycznej pojęcia, których wtedy wszyscy się uczyli: praca, działalność gospodarcza, przedsiębiorczość, zysk, nierówności, rola związków zawodowych, jakość towarów i usług, ale też zagrożeń, jakie wiązały się z konsumizmem czy ekologią – konsumpcyjny tryb życia prowadzić może do dewastacji przyrody.
Dlatego gdy usłyszałem, że minister nauki i szkolnictwa wyższego Przemysław Czarnek zaproponował, by lekcje przedsiębiorczości w szkołach uzupełnić lekturą fragmentów encyklik Jana Pawła II, uznałem, że to całkiem dobry pomysł. „Chodzi nie tyle o wymiar religijny, ile o etyczne spojrzenie na przedsiębiorczość" – tłumaczył szef resortu w wywiadzie dla „Gościa Niedzielnego". Nigdy się nie spodziewałem, że będę kiedykolwiek w czymkolwiek bronić ministra Czarnka, którego uważam za postać wyjątkowo szkodliwą (o czym piszę poniżej), ale tu trzeba zrobić wyjątek. Tym bardziej że wypowiedź ministra spotkała się z idiotyczną reakcją komentariatu. Śmiechom i szyderstwom nie było końca. No, bo niby jak to, co do powiedzenia o przedsiębiorczości ma pan ubrany na biało, ależ to zabawne, ha, ha.
Jestem przekonany, że lwia część tych, którzy natrząsali się z Czarnka, w życiu nie czytała żadnej encykliki. W dodatku żartowanie z papieża uchodzi za przepustkę do lepszego towarzystwa bez względu na meritum. Akurat społeczne nauczanie Kościoła było w latach 90. interesującym wkładem w dyskusji na temat rodzących się u nas kapitalizmu czy demokracji. Jan Paweł II trafnie diagnozował ich słabości, które następnie mogą prowadzić do rozmaitych zagrożeń, co dziś właśnie obserwujemy. No, ale cóż poradzić. Połączenie Czarnek i Jan Paweł II wywołuje już wyłącznie reakcję w postaci chichotu.
Inną sprawą jest skuteczność ministra. Pomysł z encyklikami wydaje się niezły, ale znając dotychczasowy dorobek Przemysława Czarnka, pełen jestem obaw. Minister jest krwią z krwi i kością z kości PiS. Wszystko, co robi, musi być podlane bogoojczyźnianym sosem, być narodowokatolickie w formie i treści. Nie liczy się dobry gust ani subtelność, lecz wyłącznie zadęcie. Ta pszenno-buraczaność jest przy tym zupełnie nieatrakcyjna. Dlatego też istnieje poważne ryzyko, że działania ministra raczej doprowadzą do ośmieszenia Jana Pawła II niż do rozpropagowania jego myśli. To pierwszy problem.
Drugi jest czysto polityczny. Otóż Czarnek został zatrudniony w rządzie jako młot na lewicę i przeciwników politycznych. Włączanie Jana Pawła II do politycznej wojny w Polsce nie może się skończyć niczym dobrym dla pamięci o polskim papieżu. Spadek autorytetu Kościoła, który dał się wmanewrować w sojusz z PiS, pokazuje, jak toksyczne jest wplątywanie religii do polityki.