Kerski, choć szerzej nieznany, przeforsowany został na szefa Europejskigo Centrum Solidarności bez konsultacji z największymi legendami ruchu. Jest jeszcze coś gorszego, co w tzw. kręgach patriotycznych wywołuje zgrozę, a poza nimi konsternację: Kerski w połowie lat 80. zrzekł się polskiego obywatelstwa. Od 32 lat mieszka w Berlinie i nie chce się przenieść do Gdańska. Trudno nawet powiedzieć, że do miasta rodzinnego, bo spędził w nim raptem trzy lata życia. Wiele osób w duchu stwierdza to, co Krzysztof Wyszkowski, gdański opozycjonista, o wyborze Kerskiego mówi głośno: – Absolutny skandal. – Teraz czas, by na Wawel zaprosić menedżera z zagranicy – zauważa anonimowo człowiek ze ścisłego kierownictwa ECS. Kerski nie pasuje do stereotypów i schematów, nad którymi w Polsce się nawet nie dyskutuje. Dlatego jego nominacja na dyrektora Europejskiego Centrum Solidarności wywołała burzę.
Wojciech Szukalski, przyjaciel Kerskiego z Gdańska od 40 lat (rodzice Szukalskiego są jego rodzicami chrzestnymi), nie rozumie zarzutów dotyczących niemieckości Kerskiego. – Tak może mówić ktoś, kto nie zna tamtejszych realiów, ówczesnych dramatów – oburza się. – W 1984 r. pojechaliśmy do nich w odwiedziny do Berlina Zachodniego. Ja, nastolatek z PRL, byłem oszołomiony tym miastem, ale wtedy wydawało mi się, że Basil chciałby się ze mną zamienić miejscami – wspomina Szukalski.
Tło rodzinne
Berlin, 13 lutego 1987 r. Przed urzędnikiem w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych landu Berlin przy Fehrbelliner Platz stawia się rodzina Sabaha Kamil Khiry. Ten lekarz irackiego pochodzenia, ożeniony z Polką, ma nadzieję, że to definitywny koniec tułaczki. Sabah w połowie lat 60. przyjechał z Iraku na studia medyczne do Gdańska. W listopadzie 1969 r. urodził mu się syn Basil. Dwa lata potem wyprawa Sabaha na wakacje do Iraku zamienia się w kilkuletnie uwięzienie: młodego lekarza wysłano na front, ma walczyć z Kurdami. Matka i mały Basil dołączają do niego, spędzając w Iraku pięć lat. Do Polski wracają w 1976 r. W 1979 r. są już wszyscy w Berlinie Zachodnim. Sabah, azylant polityczny, chce obywatelstwa niemieckiego i pracy w szpitalu. Jest już wystarczająco długo, by spełnić wymogi niemieckiego prawa. Sprawa zrzeczenia się polskiego obywatelstwa przez żonę i 17-letniego syna Basila też już załatwiona. Dlatego teraz i ten chłopak stoi stremowany przed niemieckim urzędnikiem. – Nie chciałem być Niemcem, ale czułem satysfakcję ojca, który wreszcie poczuł stabilny grunt pod nogami – wspomina.
Basil dobrze pamięta słowa, które 13 lutego skierował do niego niejaki Gaffling: „Nie oczekujemy od was, abyście udawali rodowitych Niemców, zaangażujcie się i zintegrujcie, wnosząc wasze doświadczenia, wasze obce tło rodzinne i kulturowe". To tło rodzinne Basil wkrótce potem określa nowym nazwiskiem. Z Kamil Khira zmienia je na polsko brzmiące Kerski.
Berlin, przełom 2008 i 2009 roku. W Ambasadzie RP zjawia się Basil Kerski. Publicysta i konsultant doskonale znany w niemieckich kręgach politycznych; także w środowisku tamtejszych polskich dyplomatów nie jest anonimowy. Cztery lata wcześniej to z berlińskiej ambasady wyszedł do prezydenta RP wniosek o nadanie temu redaktorowi polsko-niemieckiego kwartalnika „Dialog" Złotego Krzyża Zasługi za wkład we współpracę polsko-niemiecką. Kerski chce, by przywrócono mu polskie obywatelstwo. Ale są formalne przeszkody. – Nie mam w Polsce ani domu, ani najbliższej rodziny, nic poza poczuciem, że jestem Polakiem. – tłumaczy nam Kerski. Urzędnik poradził mu, by poczekał na nowe przepisy. W lutym 2009 r. Sejm zawarł w nowej ustawie możliwość przywracania obywatelstwa polskiego także osobom, które się go zrzekły. Kerski mógłby je odzyskać i zachować niemieckie. Ale ustawę zawetował prezydent Lech Kaczyński i do dziś nie weszła w życie. Kerski nie czeka na nią z niecierpliwością. Dziś dla niego, jak mówi, polskie obywatelstwo to drugorzędna kwestia. – To ja określam swą tożsamość, a nie paszport – odpowiada. Właśnie – co z tą tożsamością?
W wywiadach Kerski podkreśla raz, że jest Polakiem, gdańszczaninem, w innych – że berlińczykiem. – Czy to się wyklucza? – pyta Kerski. – Można być jednocześnie galicyjskim patriotą, Polakiem, zaangażowanym Europejczykiem i uniwersalnie myślącym chrześcijaninem. W Berlinie żyje od ponad 30 lat. To miejsce, gdzie mieszka jego rodzina, gdzie urodziły się jego dzieci (ma dwóch nastoletnich synów). Nawet z irakijskim ojcem rozmawia po polsku. – W Gdańsku się urodziłem, żyją tam moi przyjaciele – zaznacza Kerski. Niektórzy z nich to bardzo wpływowe osoby. Kerski blisko współpracuje z Wojciechem Dudą, szefem kwartalnika „Przegląd Polityczny", zaufanym człowiekiem Donalda Tuska. Współredaguje z nim „Dialog". Duda odpowiada za gdańską redakcję polsko-niemieckiego kwartalnika. A pismo cieszy się dużymi względami polskich i niemieckich władz oraz fundacji. Jak ustalił „Nasz Dziennik", otrzymuje sowite dotacje, nieporównywalne do innych. W latach 1994 – 2005 na wydawanie czterech numerów rocznie szło z niemieckiego MSZ i Fundacji Współpracy Polsko-Niemieckiej średnio blisko milion zł rocznie. W 2009 roku tylko fundacja przeznaczyła na „Dialog" ponad 600 tys. zł dotacji. Ale legendarnym działaczom „S" Kerski nie jest bliżej znany. – Spotkaliśmy się podczas objazdu Niemiec w czasie prezentacji filmu „Strajk" Volkera Schloendorfa – wspomina Bogdan Lis. – Kerski to ułożony, niekonfliktowy człowiek. Jerzy Borowczak widywał go w Gdańsku, ale zapamiętał go przede wszystkim z jesiennej wizyty prezydenta Komorowskiego w Berlinie. – Poruszał się swobodnie po Bundestagu, widać, że ma bardzo dobre relacje z jego byłą szefową Ritą Suessmuth i obecnym przewodniczącym – zauważa.