Najprawdopodobniej było to najdziwniejsze pytanie, jakie Victoria Nuland usłyszała w swojej dotychczasowej karierze. Podczas konferencji prasowej we wrześniu 2012 r. jednego z dziennikarzy bardzo nurtowało to, dlaczego spotkanie sekretarz stanu Hillary Clinton z jej meksykańskim kolegą nie było dostępne dla mediów. Ówczesna rzecznik Departamentu Stanu odpowiedziała, że omawiano na nim sprawę walki ze zorganizowaną przestępczością. „Ale to nie jest żaden tajny plan, żeby najechać Kanadę albo coś takiego?" – dopytywał reporter. Gdy dziennikarze obecni na sali wybuchnęli śmiechem, Nuland zapewniła, że Biały Dom nie ma takich planów.
Nagranie z konferencji szybko zyskało popularność w internecie i wpisało się w całą serię żartów o wojnie z Kanadą. W 1999 r. twórcy kreskówki „South Park" stworzyli pełnometrażowy film, którego motywem przewodnim był konflikt z Kanadą. Trzy lata później w komedii „Ali G", komik Sacha Baron Cohen przekonywał gen. Brenta Scowcrofta, byłego doradcę ds. bezpieczeństwa prezydenta George'a Busha seniora, że najlepszą metodą, by pokonać Kanadyjczyków, jest zrzucenie na nich bomby atomowej. Dzisiaj takie pomysły wywołują śmiech po obu stronach granicy, ale mało kto wie, że jeszcze kilkadziesiąt lat temu Waszyngton poważnie rozważał możliwość zaatakowania i podbicia swojego północnego sąsiada.
Najbrutalniej jak się da
Na przełomie lat 20. i 30. XX wieku amerykańscy sztabowcy opracowali kilka tzw. kolorowych planów. Pomarańczowy dotyczył potencjalnej wojny z Japonią, zielony opisywał przebieg konfliktu z Meksykiem, fioletowy z państwami Ameryki Południowej, a biały zakładał rewolucję w USA. Żadnemu z nich nie poświęcono jednak tak dużo uwagi jak planowi czerwonemu (War Plan Red). Opracowała go w 1928 r. Wspólna Rada Armii i Marynarki Wojennej. Liczący 94 strony dokument krok po kroku opisywał przebieg amerykańskiej wojny z Wielką Brytanią (czerwonymi) i jej ówczesnym dominium Kanadą (szkarłatnymi). – Wojna miała potrwać krócej niż trzy miesiące, tak by Wielka Brytania i inne państwa Commonwealthu nie zdążyły zmobilizować i przetransportować jednostek potrzebnych do obrony Kanady. Głównym celem Waszyngtonu było zajęcie kanadyjskich portów, w których miały lądować siły przeciwnika – mówi „Plusowi Minusowi" prof. Floyd W. Rudmin, historyk z norweskiego Uniwersytetu w Tromso.
Twórcy planu zakładali, że inwazja ma być brutalna, by pokazać Kanadyjczykom, że „w przypadku wojny będę bardzo cierpieć". Sztabowcy wprost pisali, że „duże części Kanady zostaną zniszczone i zdewastowane". Pierwszy atak połączonych sił morskich i lądowych miał zostać przeprowadzony na Halifax w Nowej Szkocji. Portowe miasto miało zostać zrównane z ziemią. W opracowaniu tej fazy operacji pomógł bohater lotnictwa i sympatyk nazistów Charles Lindbergh, który przeprowadził lotniczy zwiad na tyłach Kanadyjczyków. To on zaproponował, by w razie oporu Amerykanie użyli broni chemicznej. Następnie brygady zmechanizowane ze stanów Nowy Jork i Vermont powinny ruszyć na Montreal i Quebec, odcinając zaludniony wschód kraju od zachodu. Zmasowany atak z Detroit i Buffalo w regionie Wielkich Jezior miał z kolei doprowadzić do zniszczenia elektrowni, a przez to pogrążenia Kanady w ciemnościach. Kolejne uderzenie miało zostać wyprowadzone na Winnipeg, kluczowy węzeł kolejowy.