Wojna USA-Kanada? Amerykański plan podboju sąsiada

W drugiej połowie lat 30., gdy Europa z rosnącym niepokojem spoglądała na hitlerowskie Niemcy, Stany Zjednoczone przygotowywały się na wypadek wojny. Wrogiem nie byli jednak naziści, lecz imperium brytyjskie.

Aktualizacja: 23.08.2020 15:17 Publikacja: 21.08.2020 18:00

W ramach tzw. War Plan Red Amerykanie rozważali zajęcie swojego północnego sąsiada. Szybki atak miał

W ramach tzw. War Plan Red Amerykanie rozważali zajęcie swojego północnego sąsiada. Szybki atak miały ułatwić m.in. lekkie czołgi M2. Ale Kanadyjczycy też mieli własny plan agresji na USA

Foto: Getty IImages

Najprawdopodobniej było to najdziwniejsze pytanie, jakie Victoria Nuland usłyszała w swojej dotychczasowej karierze. Podczas konferencji prasowej we wrześniu 2012 r. jednego z dziennikarzy bardzo nurtowało to, dlaczego spotkanie sekretarz stanu Hillary Clinton z jej meksykańskim kolegą nie było dostępne dla mediów. Ówczesna rzecznik Departamentu Stanu odpowiedziała, że omawiano na nim sprawę walki ze zorganizowaną przestępczością. „Ale to nie jest żaden tajny plan, żeby najechać Kanadę albo coś takiego?" – dopytywał reporter. Gdy dziennikarze obecni na sali wybuchnęli śmiechem, Nuland zapewniła, że Biały Dom nie ma takich planów.

Nagranie z konferencji szybko zyskało popularność w internecie i wpisało się w całą serię żartów o wojnie z Kanadą. W 1999 r. twórcy kreskówki „South Park" stworzyli pełnometrażowy film, którego motywem przewodnim był konflikt z Kanadą. Trzy lata później w komedii „Ali G", komik Sacha Baron Cohen przekonywał gen. Brenta Scowcrofta, byłego doradcę ds. bezpieczeństwa prezydenta George'a Busha seniora, że najlepszą metodą, by pokonać Kanadyjczyków, jest zrzucenie na nich bomby atomowej. Dzisiaj takie pomysły wywołują śmiech po obu stronach granicy, ale mało kto wie, że jeszcze kilkadziesiąt lat temu Waszyngton poważnie rozważał możliwość zaatakowania i podbicia swojego północnego sąsiada.




Najbrutalniej jak się da

Na przełomie lat 20. i 30. XX wieku amerykańscy sztabowcy opracowali kilka tzw. kolorowych planów. Pomarańczowy dotyczył potencjalnej wojny z Japonią, zielony opisywał przebieg konfliktu z Meksykiem, fioletowy z państwami Ameryki Południowej, a biały zakładał rewolucję w USA. Żadnemu z nich nie poświęcono jednak tak dużo uwagi jak planowi czerwonemu (War Plan Red). Opracowała go w 1928 r. Wspólna Rada Armii i Marynarki Wojennej. Liczący 94 strony dokument krok po kroku opisywał przebieg amerykańskiej wojny z Wielką Brytanią (czerwonymi) i jej ówczesnym dominium Kanadą (szkarłatnymi). – Wojna miała potrwać krócej niż trzy miesiące, tak by Wielka Brytania i inne państwa Commonwealthu nie zdążyły zmobilizować i przetransportować jednostek potrzebnych do obrony Kanady. Głównym celem Waszyngtonu było zajęcie kanadyjskich portów, w których miały lądować siły przeciwnika – mówi „Plusowi Minusowi" prof. Floyd W. Rudmin, historyk z norweskiego Uniwersytetu w Tromso.

Twórcy planu zakładali, że inwazja ma być brutalna, by pokazać Kanadyjczykom, że „w przypadku wojny będę bardzo cierpieć". Sztabowcy wprost pisali, że „duże części Kanady zostaną zniszczone i zdewastowane". Pierwszy atak połączonych sił morskich i lądowych miał zostać przeprowadzony na Halifax w Nowej Szkocji. Portowe miasto miało zostać zrównane z ziemią. W opracowaniu tej fazy operacji pomógł bohater lotnictwa i sympatyk nazistów Charles Lindbergh, który przeprowadził lotniczy zwiad na tyłach Kanadyjczyków. To on zaproponował, by w razie oporu Amerykanie użyli broni chemicznej. Następnie brygady zmechanizowane ze stanów Nowy Jork i Vermont powinny ruszyć na Montreal i Quebec, odcinając zaludniony wschód kraju od zachodu. Zmasowany atak z Detroit i Buffalo w regionie Wielkich Jezior miał z kolei doprowadzić do zniszczenia elektrowni, a przez to pogrążenia Kanady w ciemnościach. Kolejne uderzenie miało zostać wyprowadzone na Winnipeg, kluczowy węzeł kolejowy.

Jego zajęcie sparaliżowałoby siły przeciwnika. Oddziały z Wisconsin szturmem powinny zdobyć Ontario i strategicznie ważne kopalnie niklu znajdujące się w tym regionie. Ostatnią fazą kampanii miał być lądowy i morski atak na Vancouver. Zajęcie miasta, a co za tym idzie – zachodniego wybrzeża, miało odciąć Kanadę od pomocy z Indii i Australii. – Amerykanie obawiali się, że Anglia przekona Japonię, by ta włączyła się w obronę Kanady. W zamian w razie zwycięstwa Tokio miało otrzymać Alaskę – zauważa prof. Rudmin.

Po zajęciu obu kanadyjskich wybrzeży amerykańska flota miała zablokować brytyjskie kolonie na Karaibach i przeciąć szlaki handlowe. Przypuszczano, że w takiej sytuacji Wielka Brytania, pozbawiona możliwości bezpośredniego uderzenia na Stany Zjednoczone, siądzie do stołu rokowań i zgodzi się na amerykańskie żądania. Co ciekawe, War Plan Red zakładał, że po wojnie Kanada nie zostanie „zwrócona" Anglikom. Zamiast tego miała być wcielona do Stanów Zjednoczonych i stworzyć z nimi superpaństwo pod nazwą Stany Zjednoczone Ameryki Północnej.

Plan czerwony został w maju 1930 r. zaakceptowany przez sekretarza wojny Patricka J. Hurleya, a w grudniu amerykański attaché wojskowy w Ottawie w tajnym raporcie informował, że kanadyjskie lotnictwo nie jest przygotowane do działań wojennych. Pięć lat później dokument został poddany modyfikacjom. Ówczesny szef sztabu sił lądowych gen. Douglas MacArthur sugerował, by zdobycie Vancouver miało większy priorytet, niż wcześniej zakładano. W tym samym czasie Departament Wojny skłonił Kongres do wyasygnowania ponad 57 mln dolarów (równowartość dzisiejszego miliarda dolarów) na budowę trzech lotnisk w pobliżu kanadyjskiej granicy. Oficjalnie miały być one przeznaczone do celów cywilnych, ale dziennikarze „New York Timesa" ujawnili, że korzystać miało z nich wojsko. Po tych doniesieniach kanadyjski rząd zdecydowanie zaprotestował, a prezydent Franklin Delano Roosevelt musiał się gęsto tłumaczyć, że jego kraj nie ma zamiaru atakować sąsiada. Mimo tego dyplomatycznego zgrzytu w sierpniu 1935 r. Waszyngton przeprowadził największe w swojej historii manewry wojskowe w czasach pokoju, w których wzięło udział ponad 50 tys. żołnierzy. Ćwiczenia odbyły się niecałe 200 km od Ottawy. Amerykanie nie porzucili przygotowań do realizacji planu czerwonego, nawet gdy Europa stała już u progu wojny. Jeszcze w 1939 r. priorytetem Wspólnej Rady Armii i Marynarki Wojennej był projekt zatytułowany „Zagraniczne siły ekspedycyjne przeznaczone do zajęcia Halifaxu".

Miękkie podbrzusze

W latach 20., mimo że Amerykanie i Brytyjczycy mieli za sobą doświadczenie wspólnej walki w okopach I wojny światowej, relacje między Londynem a Waszyngtonem były napięte. Wyczerpana wojennym wysiłkiem Wielka Brytania musiała zwrócić Stanom Zjednoczonym ponad 9 mld funtów pożyczek. Waszyngton nie zamierzał umarzać tego długu, a Anglicy nie spieszyli się z jego spłatą. Amerykańscy wojskowi obawiali się też, że imperium nie będzie ze spokojem przyglądało się rosnącej potędze USA, zarówno militarnej, jak i handlowej, która może zagrozić dominującej pozycji Londynu. W tym samym czasie fiaskiem zakończyła się zorganizowana w Genewie amerykańsko-brytyjsko-japońska konferencja dotycząca redukcji sił morskich. Zahamowało to cały proces rozbrojeniowy i zwiększyło podejrzliwość Waszyngtonu wobec Londynu.

Ponadto nie tak odległa wówczas historia obu krajów naznaczona była konfliktami. W XVIII wieku Amerykanie walczyli z Brytyjczykami o swoją niepodległość. Podczas wojny w latach 1812–1814 Anglicy spalili Biały Dom i Kapitol. W następnych latach dwukrotnie niemal doszło do wojny. Pierwszy raz w 1838 r., gdy drwale pokłócili się o to, kto może ścinać drzewa na granicy stanu Maine i prowincji Nowy Brunszwik. Drugi raz w 1859 r., gdy amerykański farmer zastrzelił świnię niszczącą jego uprawy ziemniaków. Okazało się, że zwierzę należało do brytyjskiej Kompanii Zatoki Hudsona. Tylko opanowanie angielskiego admirała, który stwierdził, że „niedorzecznym jest rozpoczynanie bitwy między wielkimi narodami z powodu świni", powstrzymało wtedy rozlew krwi.

W atmosferze nieufności i strachu wybuch kolejnego konfliktu wydawał się amerykańskim sztabowcom scenariuszem realnym. – Stany Zjednoczone posiadały słabszą flotę od Wielkiej Brytanii, przewagę taktyczną najłatwiej mogły zdobyć na lądzie, dlatego atak na Kanadę zawsze był częścią amerykańskiego myślenia o jakimkolwiek starciu z Brytyjczykami – przypomina prof. Greg Kennedy, historyk wojskowości z King's College London. Nie inaczej zakładali twórcy War Plan Red. Ich zdaniem, o ile USA były w stanie bronić swoich wybrzeży, o tyle brytyjski atak od strony Kanady, „miękkiego podbrzusza" USA, byłby trudny do odparcia.

Powstanie planu czerwonego było także pokłosiem amerykańskiego myślenia, które ukształtowała Doktryna Boskiego Przeznaczenia. – Przez cały XIX wiek wielu Amerykanów uważało, że cała zachodnia półkula powinna się znajdować pod zwierzchnictwem Waszyngtonu. Dla części społeczeństwa istnienie niezależnej Kanady było tymczasowe. Gdy w latach 20. i 30. Kanada przechodziła transformację od dominium brytyjskiego do niezależności na arenie międzynarodowej, amerykańscy politycy byli przekonani, że bezpieczeństwo USA gwarantuje kontrola nad całą Ameryką Północną. Dlatego podkreślano, że władze w Ottawie muszą w większym stopniu zadbać o bezpieczeństwo swojego państwa albo zgodzić się na współpracę militarną, gdyż inaczej niezbędne może się stać przejęcie północy siłą – mówi dr Marcin Gabryś, ekspert do spraw Kanady z Instytutu Amerykanistyki i Studiów Polonijnych Uniwersytetu Jagiellońskiego. Omawiając okoliczności opracowania War Plan Red, nie można także zapominać o nastrojach panujących wówczas w Ameryce. Silny nacjonalizm mieszał się z antybrytyjskimi nastrojami widocznymi szczególnie w środkowej i zachodniej części kraju.

Grubi mieszkańcy Vermontu

Tak jak Amerykanie obawiali się potęgi imperium brytyjskiego, tak Kanadyjczycy przez lata ze strachem spoglądali na potężnego sąsiada. Gdy w 1870 r. Londyn wycofał jednostki wojskowe z Kanady, kraj pozostał tylko z mglistymi zapewnieniami pomocy w razie ataku ze strony USA. – Poczucie, że inwazja może nastąpić, towarzyszyło Kanadyjczykom przez cały XIX wiek. Po I wojnie światowej w związku z demobilizacją kanadyjska armia była cieniem siły, którą miała kilka lat wcześniej – mówi dr Gabryś. By zmienić tę niekorzystną sytuację, w 1921 r. rzutki kanadyjski porucznik Buster Brown wraz z kolegami wsiadł do forda T i objechał granicę regionu Nowa Anglia. Fotografował mosty, drogi, tory kolejowe, autostrady i rozmawiał z okolicznymi mieszkańcami.

Wśród jego notatek, które zachowały się do dziś, uwagę zwracają nieuprzejme opisy Amerykanów. I tak np. porucznik uważał, że mieszkańcy stanu Vermont są „uprzejmi, ale grubi i leniwi". W innym miejscu pisał, że kobiety na terenach wiejskich są „ociężałe i niezbyt urodziwe". Efektem wyprawy nie były jednak reportaże z pogranicza, lecz tajny plan wojskowy. Mimo, że zyskał on nazwę Schemat Obrony nr 1, to dotyczył ataku na Stany Zjednoczone, w przypadku gdyby szykowały się one do uderzenia na Kanadę. – Plan zakładał szybką mobilizację i uderzenie wyprzedzające na północne stany, by zakłócić amerykańską koncentrację wojsk. Kanadyjscy sztabowcy zakładali, że dzięki temu kraj kupi trochę czasu, tak by Brytyjczycy zdążyli wysłać posiłki do portu w Halifaxie – wyjaśnia prof. Christopher M. Bell, historyk wojskowości z kanadyjskiego Uniwersytetu Dalhousie. Zgodnie z założeniami porucznika Browna na zachodzie lotne kolumny kanadyjskiej armii powinny jak najszybciej zająć Seattle, Spokane i Portland. Oddziały z prowincji Manitoba miały zdobyć Fargo i ruszyć na Minneapolis. Z kolei jednostki z Quebecu powinny w tym czasie zaatakować miasto Albany. Stan Maine miano zdobywać przy pomocy marynarki wojennej. Brown pisał, że w dobie panującej w Ameryce prohibicji kanadyjscy żołnierze mający ze sobą alkohol będą witani jak wybawiciele.

Na pierwszy rzut oka Schemat Obrony nr 1 wygląda jak lustrzane odbicie planu czerwonego, jednak oba dokumenty różnią się szczegółami. – Kanadyjczycy nigdy nie zakładali, że mogą podbić albo anektować USA. Ich celem było szybkie uderzenie, zniszczenie mostów, torów kolejowych, dróg i kanałów, a potem odwrót – mówi prof. Rudmin. Plany różnią się także szacowanymi wydatkami. Amerykański miał kosztować ponad 50 mln dolarów, kanadyjski zaledwie 12 tys. dolarów. Mimo że Schemat Obrony nr 1 wydawał się straceńczy, to zyskał uznanie kilku wyższych rangą kanadyjskich oficerów. To jednak nie wystarczyło, by wyszedł poza fazę wstępną.

Bliżej się nie da

Brown nigdy nie podzielił się swoimi pomysłami z Brytyjczykami, dlatego nie mógł wiedzieć, że Royal Navy uznawała obronę Kanady w przypadku amerykańskiego uderzenia za pozbawioną sensu. W 1928 r. szef sztabu kanadyjskiej armii gen. Andrew McNaughton kazał zniszczyć dokumenty związane ze Schematem Obrony nr 1. Na podobne zapomnienie skazany został War Plan Red. Po wybuchu II wojny światowej z klauzulą „ściśle tajne" na lata trafił na dno archiwów. – Amerykanie porzucili plan, gdy zagrożenie ze strony Niemiec i Japonii stało się głównym zmartwieniem sztabowców – tłumaczy prof. Bell. Odtajniono go bez rozgłosu dopiero w latach 70. Wówczas Waszyngton i Londyn były już najbliższymi sojusznikami, a oba państwa łączyły tzw. specjalne stosunki. Podobnie zmieniły się relacje z Kanadą. – Podczas II wojny światowej nastąpiła formalizacja współpracy. Kanadyjczycy zrozumieli, że współpraca militarna z USA jest im na rękę – wyjaśnia dr Gabryś. W 1948 r. Kanada dołączyła do tzw. Sojuszu Pięciorga Oczu, w ramach którego wymienia się informacjami wywiadowczymi m.in. z USA. Rok później została członkiem NATO. W 1958 r. Ottawa i Waszyngtonem utworzyły Dowództwo Obrony Północnoamerykańskiej Przestrzeni Powietrznej i Kosmicznej.

Obecnie oba kraje łączą bliskie relacje polityczne, wojskowe i gospodarcze. Stany Zjednoczone są największym partnerem handlowym Kanady. Z kolei dla USA Kanadyjczycy pozostają drugim najważniejszym partnerem handlowym.

Granica między państwami bywa często nazywana najbardziej przyjazną na świecie. W rozmowie z dziennikarzami radia MPR z Minnesoty Kevin Lippert, autor monografii dotyczącej War Plan Red, stwierdził, że z powodu tych zależności jakikolwiek plan ataku na Kanadę jest nie do pomyślenia, chyba że w komediach. „Obecnie inwazja na Kanadę byłaby jak podłożenie ognia we własnej jadalni" – stwierdził. Teoretycznie ma rację, ale jeśli wziąć pod uwagę, że – jak twierdzi Foreign Policy – Pentagon ma scenariusz nawet na wypadek apokalipsy zombi, kto wie, czy gdzieś obok niego nie leży nowsza wersja planu czerwonego. 

Najprawdopodobniej było to najdziwniejsze pytanie, jakie Victoria Nuland usłyszała w swojej dotychczasowej karierze. Podczas konferencji prasowej we wrześniu 2012 r. jednego z dziennikarzy bardzo nurtowało to, dlaczego spotkanie sekretarz stanu Hillary Clinton z jej meksykańskim kolegą nie było dostępne dla mediów. Ówczesna rzecznik Departamentu Stanu odpowiedziała, że omawiano na nim sprawę walki ze zorganizowaną przestępczością. „Ale to nie jest żaden tajny plan, żeby najechać Kanadę albo coś takiego?" – dopytywał reporter. Gdy dziennikarze obecni na sali wybuchnęli śmiechem, Nuland zapewniła, że Biały Dom nie ma takich planów.

Pozostało 96% artykułu
Plus Minus
Bogusław Chrabota: Dlaczego broń jądrowa nie zostanie użyta
Plus Minus
„Empire of the Ants”: 103 683 zwiedza okolicę
Plus Minus
„Chłopi”: Chłopki według Reymonta
Plus Minus
„Największe idee we Wszechświecie”: Ruch jest wszystkim!
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Plus Minus
„Nieumarli”: Noc żywych bliskich