O sytuacji, w jakiej znalazła się współczesna liberalna demokracja, mówi się najczęściej, że to kryzys. Niektórzy dodają, że głęboki. Słowa „upadek" używa się znacznie oszczędniej. Pewnie w nadziei, że z obecnego stanu system zdoła wyciągnąć się za włosy. Krytyka liberalnej demokracji, zwłaszcza w jej obecnym stanie, to zadanie stosunkowo łatwe, ponieważ ilość genetycznych obciążeń tego systemu, wielokrotnie zdefiniowanych i opisanych, w miarę upływu czasu daje o sobie znać coraz dotkliwiej. Pytaniem: no dobrze, ale co w zamian, kończą się w zasadzie wszystkie spory pomiędzy zwolennikami a krytykami liberalnej demokracji – z nieodłączną podpórką demokratów w postaci cytatu z Winstona Churchilla o usprawiedliwieniu złej demokracji tym, że nic lepszego do tej pory nie wynaleziono, na czele.
Jan Tokarski to jeden z moich ulubionych autorów „Plusa Minusa". Jego wnikliwe, inspirujące, systemowe analizy czytam z dużym zainteresowaniem. Kiedy zatem i on w artykule „Rozwód z liberalizmem na trzy sposoby" („Plus Minus" z 4–5 lipca 2020 r.) zadaje pytanie o systemową alternatywę, to ja, jako człowiek słabego demokratycznego wyznania, czuję się wywołany do tablicy. Jan Tokarski pisze tak: „Wszystkim tym, którzy uważają ją (liberalną demokrację – przyp. mój) za ustrój popsuty lub archaiczny, nieprzystosowany do wyzwań współczesności, chciałbym postawić następujące pytanie: co proponujecie w zamian? Jaki model wydaje się wam lepszy nie tylko w teorii (papier przyjmie wszystko), ale również w praktyce? Na jakie historyczne przykłady chcielibyście się powołać? Z jakich wzorców czerpać?".
Jestem przekonany, że publiczne rzucenie takiego wyzwania to ze strony Jana Tokarskiego raczej intelektualna prowokacja niż oczekiwanie klarownej alternatywy w świecie idei.
Wiara ludu
Odrębną sprawą jest kwestia sensowności czy wręcz szkodliwości budowania teoretycznych modeli ustrojowych. Przywołany przez Jana Tokarskiego Karol Marks jako przykład ustrojowej alternatywy raczej nie zachęca do naśladowania. Upadki cywilizacji czy destrukcja systemów politycznych to procesy skomplikowane, długotrwałe i trudno przewidywalne, o czym najlepiej świadczy sztandarowy przykład upadku starożytnego Rzymu. Dlatego ich utopijne, papierowe alternatywy zwykle, i na szczęście, pozostają w dziejowych archiwach albo (zastosowane w praktyce) są źródłem zbiorowych tragedii.
Nie oznacza to, że pokusa ustrojowego modelowania rzeczywistości zanikła. Jeśli brakuje – jak to ujął Jan Tokarski – „ideowych fundamentów długo wyczekiwanej ustrojowej alternatywy", to z zupełnie innego powodu. Otóż każdy model realny, czyli odpowiadający kryterium praktyczności, musiałby się zmieścić w paradygmacie masowości obecnego systemu, w pojęciu ludu jako suwerena i powszechności głosowania, a to oznacza jedynie korektę systemu, a nie nową, wielką ustrojową alternatywę. Inne teoretyczne systemy, wychodzące poza powyższą logikę (lub brak logiki), łatwo ośmieszyć jako odbiegające od dzisiejszej realnej rzeczywistości. Nikołaj Bierdiajew ujął to w ten sposób: „Ustrój społeczny określa wiara ludu. Formy władzy państwowej padają, kiedy pada wiara ludu, kiedy nie ma już sankcji władzy w świadomości ludu". Mówiąc inaczej, dopóki lud wierzy w demokrację (cokolwiek to znaczy), wszelkie realne alternatywy obracają się w zaklętym kole braku poważnych alternatyw.