Robert Mazurek: W poszukiwaniu pani Marzenki

Nike, wiadomo, kiedy się waha, w szkołach uczyli. A ona? Ona jest najpiękniejsza, kiedy nadchodzi, kiedy dopiero się zbliża. Poprzedzają ją zapowiedzi, jak szmer nadciągającej pierwszej, z dawna wyczekiwanej, wiosennej burzy. Szmer się wzmaga, wiatr już targa konarami, chmury ciemne, noc, apokalipsa. Wreszcie pierwszy grzmot i jest. Ona. Rekonstrukcja.

Publikacja: 18.09.2020 18:00

Robert Mazurek: W poszukiwaniu pani Marzenki

Foto: Fotorzepa, Jakub Czermiński

I czar pryska. Jest jak na mundialu: że przecież tym razem miało być inaczej, że miało się udać, wszyscy obiecywali, a jak zawsze gramy trzy mecze: o awans, o wszystko i o honor. Pretensje do trenera, bo znów wystawia Peszkę. Selekcjoner bezradnie ręce rozkłada, że grać to tamten może nie potrafi, ale za to jest królem szatni. I to mruganie do publiki, że trener też by chciał inaczej, on by inaczej zawistował, ale sami wiecie, związek nie pozwala.

W polityce to samo. „U nas drugich pisatieli niet" – cytuje tow. Stalina nasz Szeregowy Poseł z Żoliborza, dopytywany, czemu do kadry wciąż powołuje Peszkę. Teraz zresztą też skończyć się może odejściem pani od sportu, której nazwiska nie zdążył nawet poznać portier w jej gmachu, równie charyzmatycznej pani od europieniędzy i redukcją ministerstw od środowiska o połowę. Skądinąd z tymi ministerstwami jest jak z Żydem, który miał za ciasno, kupił sobie kozę, teraz ją wyprowadza, i jakaż od razu ulga, jakaż rewolucja! Choć nie, tym razem ma nas też czekać Wielki Powrót Gowina, malarze portreciści już zamówieni, będą uwieczniać. Gowin ma bowiem szansę stać się pierwszym polskim ministrem, który obejmie trzeci resort (Miller się nie liczy, bo URM to nie resort) u trzeciego premiera, a człowiek nie powiedział przecież ostatniego słowa, nie chcę państwa martwić, ale on się dopiero rozkręca!

Zaiste, geniusz tego męża wart jest nie tylko portrecisty. Znać się na sprawiedliwości, rozkminiać sprawy nauki, być w pełnej gotowości ekspertem od obronności, a teraz jeszcze rozwój z przyległościami albo edukacja, bo różnie mówią? Zresztą, jakie to ma znaczenie – czy jest ministerstwo, którego nie mógłby objąć? Doprawdy, Leonardo skamieniał z zazdrości, przybierając postać konia. Niesłuszne to kpiny – powie ktoś – bo wiadomo, że minister jest politykiem, a od roboty ma podwładnych? I tak, i nie, bo owszem, on ma wypełniać wolę polityczną, ale jednak wypadałoby znać się choć trochę na tym, czym się zarządza, nieprawdaż? Choćby do komisji sejmowej wcześniej należeć. Tu akurat pan Gowin jest idealnie ekumeniczny, bo sprawiedliwie nie należy do żadnej, ale to tylko dlatego, że nie chciał nikogo pomijać, wszak wszędzie go chcą. Piszę jednak te słowa z inną myślą niż kpiny z człowieka, z którego szydzą wszyscy, z własną progeniturą na czele.

Rozumiem, że minister nie musi być ekspertem, tak? A kto musi, wiceminister? No nie, on też nie, jest wszak politykiem, często posłem. On też od wielkiej polityki jest. Hmm, w takim razie dyrektor departamentu. Ale czy na pewno? Wszak jeśli ktoś naprawdę ma zarządzać, organizować pracę urzędników, to właśnie dyrektor departamentu ze swymi zastępcami, nieprawdaż? No a skoro nieustannie zarządza i wydaje polecenia, to od pracy eksperckiej musi mieć kogoś innego. Wygląda więc na to, że znać się na czymkolwiek muszą w Polsce wyłącznie fatalnie opłacani i sfrustrowani tym faktem podreferendarze. Nie żebym miał jakieś złudzenia, ale warto wiedzieć, w jakim świecie żyjemy. Tak, to trzydziestoletni, znudzony, marzący o lepszej robocie koleś razem z panią Marzeną, która w resorcie przetrwała wszystkich, bo nikt nie wie, czym się zajmuje, ale wstydzi się ją zapytać, to oni te wszystkie reformy w pocie i znoju wykuwają, oni wszystko wiedzą, nad wszystkim czuwają, a w każdym razie ich szefowie głęboko w to wierzą.

Może więc – rzuci ktoś wniosek racjonalizatorski – powinniśmy pominąć wszystkich innych, pozwalniać darmozjadów i pozwolić rządzić kolesiowi i pani Marzence? Taniej byłoby z pewnością, uprościlibyśmy wiele, same korzyści. Może, ale to nie takie proste, jakby się mogło wydawać. Wierzymy bowiem, że gdzieś na świecie jest jakiś koleś i jakaś pani Marzenka, ale jak ich rozpoznać, skąd będziemy wiedzieć, którzy to?

To jak z pieniędzmi. Wszyscy wiemy, że leżą na ulicy. Tylko, niestety, nie wiemy na której.

I czar pryska. Jest jak na mundialu: że przecież tym razem miało być inaczej, że miało się udać, wszyscy obiecywali, a jak zawsze gramy trzy mecze: o awans, o wszystko i o honor. Pretensje do trenera, bo znów wystawia Peszkę. Selekcjoner bezradnie ręce rozkłada, że grać to tamten może nie potrafi, ale za to jest królem szatni. I to mruganie do publiki, że trener też by chciał inaczej, on by inaczej zawistował, ale sami wiecie, związek nie pozwala.

Pozostało 88% artykułu
Plus Minus
Bogusław Chrabota: Dlaczego broń jądrowa nie zostanie użyta
Plus Minus
„Empire of the Ants”: 103 683 zwiedza okolicę
Plus Minus
„Chłopi”: Chłopki według Reymonta
Plus Minus
„Największe idee we Wszechświecie”: Ruch jest wszystkim!
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Plus Minus
„Nieumarli”: Noc żywych bliskich