„Nie żyjemy dla siebie i nie umieramy dla siebie, wbrew lansowanym dzisiaj najprzeróżniejszym ideologiom, począwszy od ideologii singli, która każe nam żyć jako samotna wyspa. Jeżeli akceptuje się jakieś związki z innymi, to na zasadzie przelotności i nietrwałości. Bez wzajemnych zobowiązań" – mówił hierarcha. Z jego wypowiedzi przebiło się do opinii publicznej wyłącznie twierdzenie o „ideologii singli", co po stronie krytycznej wobec Kościoła wywołało natychmiastowe oburzenie. „Co ta menda jeszcze wymyśli" – pytał internauta na forum gazeta.pl. Inny pisał o „ideologii palantów w sukienkach". Proszę wybaczyć, że cytuję anonimowych forumowiczów, ale właściwe głosy zawodowego komentariatu (w tej liczbie również polityków opozycji) bardzo się od nich nie różniły. I właściwie poza oburzingiem na to, że arcybiskup rzekomo obraził tysiące ludzi nieżyjących w związkach, co dowodzi tego, jak zły jest Kościół i jak bezduszni są jego hierarchowie, niczego nowego się nie dowiedzieliśmy.

Abp Jędraszewski zwrócił uwagę na istotny problem. Wskazał na konsekwencje skrajnego indywidualizmu, postawy popularnej na całym świecie. Wszak również w Polsce po 1989 roku uwierzyliśmy, że wszelka wspólnotowość trąci komunizmem, i oddaliśmy się indywidualistycznym bachanaliom. Dzisiejszy powrót do wspólnotowości, stadności jest globalną reakcją na to odchylenie – poświęciliśmy temu zagadnieniu jeden z tegorocznych numerów „Plusa Minusa". Na problem rozluźniania się ludzkich relacji, traktowania realnych przyjaźni jak znajomości na Facebooku, które można skończyć jednym kliknięciem, zwracał uwagę w swych esejach wybitny socjolog Zygmunt Bauman, pokazując, że za wolność, jaką nam daje rozluźnienie się więzi międzyludzkich, płacimy cenę samotności, nietrwałości, ulotności.

Społeczeństwu singli Jędraszewski przeciwstawił wizję chrześcijańską, wywodząc ją z listu św. Pawła, który pisał, że chrześcijanin nie żyje dla siebie. A zatem jest powołany do życia w rodzinie, społeczeństwie. Czy to coś oburzającego? Socjologowie zwracają uwagę, że wielu singli wcale singlami być nie chce, lecz nie umie lub nie może wejść w bardziej trwałe relacje. To też niezwykle ciekawe zagadnienie antropologiczne, odnoszące się do pytania o samą naturę człowieka. Piotr Kaszczyszyn z Klubu Jagiellońskiego ogłosił nawet, że skoro przypomnienie spraw oczywistych budzi takie oburzenie, to znaczy, że Polska dawno już się zlaicyzowała, że już nie jesteśmy chrześcijańskim społeczeństwem.

Ciężko się z tym zgodzić. Pytanie bowiem, na ile na taką reakcję zapracował sobie sam arcybiskup. Czy to nie jego wypowiedzi o „tęczowej zarazie", grożenie ideologiami gender czy LGBT sprawiły, że druga strona nie traktuje go jako partnera do rozmowy, lecz jako tego, kto wyłącznie potępia i wskazuje wrogów? Można nad tym boleć, ale wpływ abp. Jędraszewskiego na utrwalanie wizerunku katolika jako tego, kto tylko potępia, gromi, dopatruje się szkodliwych ideologii, zamiast tego, kto głosi miłość bliźniego, jest, niestety, nie do przecenienia.