Jest w centrum Gdańska hotel o nazwie Wolne Miasto, niedaleko niewielkie muzeum pod nazwą Strefa Historyczna Wolne Miasto Gdańsk. Oba obiekty, jak nietrudno zauważyć, nawiązują do okresu istnienia Wolnego Miasta Gdańska w latach międzywojennych (w listopadzie tego roku minie 95. rocznica jego powstania). Nawiązują doń nazwą, wystrojem, zgromadzonymi dokumentami, zdjęciami, artefaktami z przeszłości. Są to nawiązania przede wszystkim sentymentalne, odwołujące się do tego, co niezwykłe, piękne, stylowe, w międzywojennym klimacie miasta. A zarazem – nobilitujące symbolicznie twór, jakim było to quasi-państwo utworzone na podstawie postanowień traktatu wersalskiego.
Te obiekty to widoczny znak żywej w Gdańsku co najmniej od początku lat 90. swego rodzaju sentymentalnej subkultury w stylu retro. Działają liczne strony internetowe, fora, grupy formalne i nieformalne pasjonatów międzywojennej historii miasta. Można nawet spotkać maniaków, którzy umieszczają na swoich samochodach naklejki z napisem „Wolne Miasto Gdańsk/Freie Stadt Danzig" albo wywieszają flagi WMG. Są tacy, którzy na forach internetowych używają tylko niemieckich, przedwojennych nazw ulic albo niemieckojęzycznych pseudonimów nawiązujących do przeszłości Gdańska. Dzieje się to wszystko, mimo że tylko garstka dzisiejszych gdańszczan wywodzi się z przedwojennego miasta. Około jednej trzeciej ma korzenie kresowe, reszta wywodzi się z różnych części Polski, najczęściej z centralnej.
W latach 90. i na początku wieku gigantycznym sukcesem na lokalnym rynku wydawniczym była seria albumów pod zbiorczym tytułem „Był sobie Gdańsk" (wydanych także po niemiecku) przygotowana przez Donalda Tuska (tego Donalda Tuska), Wojciecha Dudę i Grzegorza Fortunę. Większość zamieszczonych w niej zdjęć archiwalnych Gdańska pochodziła właśnie z lat międzywojennych. Oszczędny, rzeczowy komentarz był dodatkiem do wielu (często niepublikowanych wcześniej) obrazów z życia i architektury miasta przed dekadami.
Lata 20., lata 30.
Podobnych wydawnictw ukazywało się potem bardzo wiele, są żelaznym towarem w księgarniach i sklepach z pamiątkami z Gdańska dla turystów. Polityki nie ma w nich prawie wcale albo została ledwie muśnięta, jak na paru zdjęciach z albumów Tuska i Fortuny przedstawiających flagi ze swastyką albo polskie transparenty patriotyczne. Z takich książek więcej dowiadujemy się o przedwojennej gdańskiej kuchni, napitkach, tramwajach, życiu kulturalnym czy budownictwie niż o wielkiej historii. A Gdańsk jawi się nieomal jak miasto multi-kulti: Niemców, Polaków, Żydów, Kaszubów, choć w rzeczywistości, nie ma co ukrywać, było to miasto zdominowane przez Niemców (i nie zmienia tego fakt, że niemal połowa z nich miała polsko brzmiące nazwiska, było też sporo mieszanych rodzin).
To wszystko jest zrozumiałe, lata 20. i 30. mają swój urok, ludzie w każdym mieście lubią poznawać archiwalia i odkrywać, że „tu było, tu stało" coś pięknego albo po prostu niezwykłego. Ludzie lubią też pozytywne emocje. Gdańsk zaś w każdej epoce był fascynującym miastem, wdzięcznym tematem landszaftów.
Ta nostalgia za międzywojennym Gdańskiem ma, jak wynika z powyższych przykładów, swoje dobre strony, ma potencjał marketingowy, rozbudza też zainteresowanie historią i topografią miasta. Problem w tym, że taka pamięć jest wybiórcza, przypomina nostalgię za PRL – najważniejsze skojarzenie to na przykład Bolek i Lolek, „Czterej pancerni", oranżada, mały fiat, „Czterdziestolatek", koszule non-iron czy lody Pingwin. Jeśli polityka i różne złe strony, to najczęściej na zasadzie absurdalnego humoru.
Ten sentyment jest może jeszcze mocniejszy po stronie niemieckiej (wśród tych Niemców, którzy cokolwiek wiedzą o Gdańsku; wielu, jeśli nie większość, nie wie prawie nic). Zwłaszcza wśród tzw. wypędzonych i ich potomków. Niemiecka miłość do Wolnego Miasta Gdańska zaczęła się bynajmniej nie w momencie jego powstania i istnienia – wtedy Niemcy domagali się jego likwidacji, a na włączenie Gdańska do Rzeszy w 1939 roku zareagowali entuzjastycznie (żeby było jasne – ówczesnych miejscowych Polaków też nie zadowalało istnienie Wolnego Miasta Gdańska, woleliby żyć w granicach Polski). Dopiero w 1945 roku nagle dziesiątki tysięcy pozostałych tu Niemców zapałały miłością do Wolnego Miasta. Łudzili się, że dogadają się z Sowietami i pozostaną w swojej „małej ojczyźnie", tym razem w komunistycznym „wolnym mieście" Gdańsku, zachowując jego niemiecki charakter.