Tak się bowiem składa, że w wyborach tych większość (choć nie zdecydowana, ale jednak większość) katolików zagłosowała przeciwko katolikowi, jakim jest Joe Biden, a za mało ortodoksyjnym protestantem, który prowadził przez lata dość luźne życie osobiste. Powód: obrona życia nienarodzonych. Jednak dla wielu innych katolików, w tym poważnych teologów czy hierarchów, kwestie pro-life, w których Trump – mimo licznych swoich wad – ma niewątpliwe zasługi, w ogóle nie mają znaczenia. I dlatego nie tylko głosowali oni, ale i wzywali do głosowania za katolikiem Bidenem, który jednocześnie opowiadał się za nawet późną aborcją. I obie strony tego sporu – a mówię wyłącznie o katolikach – zapewniały o swojej stuprocentowej katolickości i odsądzały od czci i (prawdziwej) wiary za jej brak drugą stronę.
Podział w amerykańskim katolicyzmie nie dotyczy przy tym tylko kwestii politycznych, ale sięga on o wiele głębiej. Część hierarchów, księży, teologów i świeckich opowiada się tam w całości za postępową agendą teologiczną. Akceptują nie tylko aborcję, ale też związki osób tej samej płci, święcenie osób homoseksualnych i wywieszają na parafiach tęczowe flagi. Inni – świeccy, duchowni i biskupi – twardo optują za tradycyjnym katolicyzmem, zakładają instytuty Jana Pawła II (teologia ciała jest lepiej zbadana i rozpropagowana w USA niż w Polsce), angażują się w ruchy pro-life, coraz częściej propagują liturgię trydencką i kult Matki Bożej Fatimskiej. Obie strony mają swoje pisma, swoje portale internetowe i liderów opinii; obie uważają, że ich wersja katolicyzmu jest słuszna. I na razie, przynajmniej w Stanach Zjednoczonych, żadna z nich nie jest na tyle dominująca, by skutecznie uciszyć drugą.
Podział ten, co też warto podkreślić, przebiega wewnątrz katolicyzmu nie tylko w USA, ale tam jest on szczególnie widoczny, bo gra jest wyrównana. Postępowcy i konserwatyści wewnątrz Kościoła spierają się od lat we wszystkich kluczowych państwach. Niekiedy stroną silniejszą są postępowcy, jak, zdaje się, w Niemczech; niekiedy konserwatyści, ale debata toczy się wszędzie.
Wyjątkiem, paradoksalnie, była Polska, gdzie nawet najbardziej postępowe środowiska katolickie były dość konserwatywne, przynajmniej na tle Zachodu. I u nas jednak zaczyna się to zmieniać, czego znakomitym przykładem jest „Tygodnik Powszechny", który zupełnie wprost reklamuje swój najnowszym numer, przekonując, że Kościół i Trybunał Konstytucyjny – zakazując aborcji eugenicznej – wypowiedziały wojnę kobietom. To z perspektywy tradycyjnie katolickiej teza przynajmniej zaskakująca, ale prezentowana przez rosnącą grupę polskich komentatorów z części mediów katolickich. I wiele wskazuje na to, że ta grupa będzie się poszerzać, a opinie liberalno-lewicowe na stałe zagoszczą w polskiej debacie, także po katolickiej stronie. Popularność Szymona Hołowni jest jednym z symptomów tego zjawiska. Czy będziemy się musieli do tego przyzwyczaić? Wiele wskazuje na to, że tak.