Wlatach 70. królował na galach rozdania Oscarów i na canneńskim Croisette. Postawny, pewny siebie, otoczony gronem wybitnych aktorów odbierał Oscary i Złote Palmy. Dziś Francis Ford Coppola ma 85 lat. Szczupły, z głębokimi zmarszczkami na twarzy, z przerzedzonymi włosami, ale wciąż z błyskiem w oczach, mówi: „Kino artystyczne to nie fast food. Prawdziwi twórcy nie mogą bać się ryzyka. Czasem muszą wyruszyć w nieznane, pokazać ludziom świat, w jakim żyją”.
„Megalopolis” to dla Coppoli film szczególny. Walczył o niego 40 lat. W latach 80. poprzedniego wieku był po ogromnych sukcesach i wierzył, że któraś z wielkich hollywoodzkich wytwórni mu zaufa. Mylił się, a z czasem było coraz trudniej.
– Studia filmowe są dziś potwornie zadłużone. Ludzie, którzy tam pracują, częściej zajmują się spłacaniem długów niż produkcją dobrych filmów. Z kolei nowe firmy, takie jak Amazon, Apple czy Microsoft, mają mnóstwo pieniędzy, więc może się okazać, że te nasze dawne, stare wytwórnie, niektóre naprawdę wspaniałe, w przyszłości po prostu znikną – powiedział Coppola w Cannes na konferencji prasowej.
Czytaj więcej
Dzisiaj młodzi filmowcy nie mogą w Stowarzyszeniu Filmowców konfrontować się z pokoleniem ojców, bo mają tylko dziadków albo pradziadków. W okresie tuż po transformacji nie nastąpiła naturalna wymiana pokoleniowa. I uważam, że to jest poważny problem – mówi Grzegorz Łoszewski, nowy prezes Stowarzyszenia Filmowców Polskich.
„Megalopolis” było wymarzonym projektem Francisa Forda Coppoli
Jego wytęskniony projekt wymagał poważnych nakładów, a jednocześnie niósł ogromne ryzyko. Dwa razy Coppola był już blisko wyjścia na plan. W 2001 roku zebrał gwiazdorski zespół z Robertem De Niro, Paulem Newmanem, Leonardem DiCaprio, Umą Thurman, Jamesem Gandolfinim i Russellem Crowe’em. Nakręcił trzy godziny materiałów w Nowym Jorku i okolicach. Ale przyszedł tragiczny dzień 11 września, atak na World Trade Center.