Pewnego dnia kobieta zaczyna tracić palce. Odpadają jeden po drugim, aż w końcu zostają jej z dłoni dwa kikuty, „jak u bałwanka”. Nie boli jej to jakoś szczególnie, ale z pewnością niepokoi. Zastanawia się, jak poradzić sobie z tą nietypową dolegliwością, idzie więc do lekarza, ale ten rozkłada bezradnie ręce i zaleca ćwiczenia, a jeśli będzie bolało, to ibuprofen („Proszę podziękować losowi, że nie jest pani pianistką!”).
Kiedy odpadł jej palec serdeczny z obrączką, odszedł od niej mąż. Z kolei w pracy zastąpiła ją dziewczyna, która nie ma podobnych problemów. Cały świat zrobił się nagle wrogi dla bohaterki bez palców, a ona coraz bardziej chce się przed nim schować.
Kim są bohaterki opowiadań Piret Raud z Estonii?
Albo taka historia – kobieta czeka na męża, który w czasie miejscowego festynu poszedł po napoje. Mężczyzna długo nie wraca i kobietę zapraszają do siebie na ławkę starsze panie. Na początku nie chce się dosiadać, „panicznie szuka zręcznej wymówki”, ale w końcu się zgadza. Kobiety wypytują nową towarzyszkę o różne sprawy: „Nie masz kota?”, „Mąż zostawił cię samą w środku zabawy?”, „Czy jest porywczy?”, „Czy bije? (…) Gdy będzie bardzo mocno bił i będzie bolało, przyłóż coś zimnego!”, „Nudno ci z nami?”, „Gdy jest ci smutno, weź walerianę!”. W pewnym momencie bohaterka próbuje wstać, ale jej pośladki i nogi coraz silniej przywierają do ławki. W końcu się na niej zadomawia, mąż nie wraca i nie wraca, a do kobiet z czasem przysiadają się następne, coraz to młodsze dziewczęta.
Narratorami tych opowiadań są najczęściej kobiety. Kobiety – dodajmy, korzystając z tytułu filmu Johna Cassavetesa – pod presją, znajdujące się w życiowym momencie zwrotnym, przełomowym, a już na pewno trudnym.
I jeszcze jedna, już ostatnia: młoda badaczka robi karierę na wydziale historii. Jej mąż był zawsze mniej zdolny i pracowity (znają się od studiów), i nie został na uniwersytecie, tylko uczy historii w szkole powszechnej. Ale przed jednym z wykładów, który bohaterka ma wygłosić na uczelni, coś zaczyna się dziać z jej głosem – staje się coraz wyższy i kobieta brzmi jak mała dziewczynka, na dodatek sepleni i coraz gorzej wymawia „r”. Mimo że na papierze tezy kobiety zachwyciły środowisko akademickie, to profesorowie nie mogą przestać się uśmiechać, gdy słuchają jej wykładu prowadzonego infantylnym głosikiem. Mąż proponuje więc, że będą razem podpisywać jej prace i to on będzie jeździł prezentować je na wykładach. Ona zostanie w domu, będzie opracowywać kolejne tezy i prowadzić badania w archiwach oraz bibliotekach – „połączenie mojego głosu z erudycją i pracowitością Tuuli dało niezwykłe wyniki. Fama o naszym twórczym tandemie rozeszła się błyskawicznie”. Rodzi się tylko jeden problem: podczas gdy on bryluje na konferencjach naukowych, żona „się rozleniwiła”. „Coraz rzadziej widywałem ją siedzącą przed komputerem – zdaje relację mąż – coraz częściej leżała na dywanie albo na kanapie”.